Drukuj
W "Pierwszej Komunii" Pawła Kamzy, nowym przedstawieniu legnickiego Teatru Modrzejewskiej, jest miejsce na społeczną diagnozę, teologiczne spory, komizm ze szczyptą erotyki. Niestety, publicystyka przygniotła trochę teatralną magię. Pisze i ocenia Magda Piekarska.

W niewielkim miasteczku zbliża się czas Pierwszej Komunii Świętej. A wraz z nim wybory do samorządu. Startuje w nich pani prezydent Amelia (Magda Biegańska), której syn ma przystąpić do komunii. Za radą szefowej sztabu (Joanna Gonschorek) chce wykorzystać uroczystość, żeby zdobyć głosy w wyborach. Tymczasem nie wiadomo, czy do komunii w ogóle dojdzie.

Miasto dosięga inwazja krocionogów, lokalny sanepid wydaje zarządzenie o zakazie podawania hostii do ust, więc młody ksiądz (Bartosz Bulanda) waha się, czy nie przełożyć komunii na późniejszy termin. To nie podoba się ani kandydatce na prezydenta, ani szefowi lokalnej straży pożarnej (Rafał Cieluch), który gotów jest szantażować księdza zamknięciem kościoła. Na odsiecz przychodzi ekolog, który namawia księdza do kandydowania.

Mąż Amelii (Paweł Wolak), masażysta, marzy o wybudowaniu wraz ze szwagrem w miasteczku lotniska. Sęk w tym, że miejscowość nie oferuje żadnych atrakcji. No, chyba że zdarzy się cud... I się zdarza - na plebanii w kubku na herbatę dochodzi do cudownej przemiany. Patolog (Robert Gulaczyk), który zajmuje się tą sprawą, jest gotów całkowicie zmienić nastawienie do spraw wiary.

Jest jeszcze pikantny romans masażysty z psychoterapeutką (Magda Skiba), niespodziewana wizyta siostry Amelii (Katarzyna Dworak), wyzwolonej seksualnie buddystki, która przybywa w towarzystwie chłopca do wynajęcia w podkolanówkach w reniferki (Paweł Palcat) i traumatyczne przeżycia katechetki (Ewa Galusińska), która próbuje uporać się ze swoją przeszłością z pomocą metody ustawień Hellingera.

Jest wreszcie - last but not least - młody ksiądz, pełen dobrej woli, a jednak bezradny wobec problemów, które zwalają mu się na głowę. Nie potrafi ukoić bólu porzuconej dla Boga kobiety ani odpowiedzieć na wątpliwości wiernych wyrażane bardzo konkretnie: czemu ma służyć ten cały liturgiczny cyrk i dlaczego nie można zamienić chleba na pizzę, a wina na colę (wtedy dzieci na pewno zobaczą sens w sakramencie)? „Znam osobę, która nie jest w stanie przyjąć Eucharystii, bo słowa »oto krew « przypominają jej sceny ze świniobicia” - zwierza się masażysta. A jego syn SMS-em informuje, że ma w nosie całą tę komunię, bo zrobili w klasie giełdę grzechów i okazało się, że jest na szarym końcu.

Krótkie komunikaty wysyłane za pośrednictwem telefonu komórkowego są zresztą jedynym świadectwem jego istnienia. Bo wielkimi nieobecnymi w spektaklu są dzieci, które tylko pozornie są bohaterami każdej Pierwszej Komunii Świętej. Tak naprawdę spychane są na dalszy plan przez dorosłych i ich spory o kształt uroczystości, która zatraciła swój pierwotny sens. Na scenie w oszczędnej scenografii Małgorzaty Szydłowskiej (drewniana skrzynia, która staje się kolejno stołem, ołtarzem, samolotem, wanną, konfesjonałem) dzieje się mnóstwo. Zmienia się tonacja - od dominującej komicznej, przez serio, po tragiczną; od boleśnie konkretnej do przebłysków metafizyki.

Mam jednak wrażenie, że publicystyka nieco przygniotła w "Pierwszej Komunii" teatr. Widz śmieje się z komediowych skeczów, skupia uwagę na zmieniającej się jak w kalejdoskopie akcji, bawi kolejnymi narysowanymi mocną kreską i znakomicie zagranymi postaciami. Czuje się trochę jak w kinie, na słodko-gorzkiej komedii naszych południowych sąsiadów, odnajdując na scenie siebie i swój świat odbity w krzywym zwierciadle.

Żeby jednak pytania, które padają w spektaklu, mogły w pełni wybrzmieć, potrzeba więcej momentów zatrzymania. One tam są - w znakomitych scenach z udziałem Małgorzaty Urbańskiej i Anity Poddębniak - czarnych anielic - czy biblijnej Marii Magdaleny, zderzającej w swoich debatach z księdzem jego ideały z kobiecym zdrowym rozsądkiem. Jednak jest ich za mało i w efekcie w kalejdoskopie wątków, postaci, komediowych gagów, publicystyki rodem z gazet umyka teatralna magia i tracą na wadze stawiane przez spektakl pytania. Tak jakby reżyser i dramaturg w jednym chciał powiedzieć za dużo naraz. Zabrakło czegoś, co w legnickim teatrze sprawdziło się m.in. w "Mamatango" - gdzie komizm z tragizmem łączył się w doskonałych proporcjach, a wielość wątków i historii udało się tak upleść, że widz wychodził z sercem w gardle.

"Pierwsza Komunia"
, tekst i reżyseria Paweł Kamza, scenografia Małgorzata Szydłowska, muzyka Krzysztof Nowikow, ruch sceniczny Witold Jurewicz, premiera 12 grudnia 2010.

(Magda Piekarska, "Pierwsza Komunia w Teatrze Modrzejewskiej w Legnicy", Gazeta Wyborcza Wrocław, 27.12.2010)