Czy Teatr do swojej działalności naprawdę potrzebuje utrzymywać aż pięć, albo i więcej, obiektów? W Legnicy jest sporo pustych, zapomnianych miejsc, które można zagospodarować poprzez kulturę – to fakt. Dyskusyjne jest jednak, czy faktycznie wszystkie musi zagospodarować Teatr Modrzejewskiej, a nawet – czy wszystkie są tak naprawdę potrzebne! Pisze Michał Dadełło w „wirtualnym głosie z małej Moskwy”.

Cenię sobie niewątpliwie urokliwą dziedzinę kultury, jaką jest teatr. Cieszę się, że w Legnicy mamy teatr – artystycznie, prawdziwie wysokiej klasy. Doceniam legnicką scenę, choć przed laty odgrywanie libacji w co drugiej sztuce, od „Otella” po „Szawła”, nieco mnie irytowało – ale umówmy się w tym miejscu, że o takich gustach się nie dyskutuje ;-) Na spektakle, które mnie zaciekawią do legnickiej świątyni Melpomeny chodziłem w przeszłości nieraz. I na pewno jeszcze – nie raz, nie dwa – pójdę!

Tym bardziej przykro mi, jako widzowi teatralnemu i osobie, której leżą na sercu sprawy Legnicy, że poziom artystyczny Teatr im. Heleny Modrzejewskiej znacząco, i to bardzo znacząco przewyższa poziom, nazwijmy to „menedżerski” jej dyrekcji. Myślę tu o sposobie gospodarowania przez ów dyrekcję środkami Teatru – nie tyle bezpośrednio finansami, co pośrednio – obiektami, które Teatr zajmuje pod pretekstem wychodzenia w przestrzeń miejską i niekiedy co najmniej dziwnej definicji ich „ratowania”. Wobec ciągłych tez Pana Dyrektora o złej woli miasta wobec Teatru – zwłaszcza w kwestii finansów – zacząłem się zastanawiać, dlaczego Teatr nie próbuje z miastem współpracować, ograniczając zbędne koszty?

Tak narodziła się refleksja: czy Teatr do swojej działalności naprawdę potrzebuje utrzymywać aż pięć, albo i więcej, obiektów? W jednym z ów pięciu miejsc – dawnym Żydowskim Domu Kultury im. Gerszona Dua, a po roku 1975 roku – Wojewódzkim Domu Kultury przy dawnej ulicy Leńskiego, obecnie Nowym Świecie, w przedwyborczy czwartek miała miejsce debata. Postanowiłem wybrać się na nią, by wysłuchać, co instytucja – kierowana i reprezentowana przez Pana Dyrektora Jacka Głomba – ma do powiedzenia w kwestii tego, a może również i innych użytkowanych przez siebie obiektów. Zaznaczyć w tym miejscu wypada, że budynek, czy właściwie kompleks budynków, w którym się spotkaliśmy, ma charakter szczególny. Od 1993 roku, a więc bez mała osiemnastu lat, w przeciwieństwie do wynajmowanych sal wchodzi w skład teatralnego majątku.

Po powrocie z niemal godzinnego spotkania z Panem Dyrektorem, koordynatorką teatralnego „Ośrodka Nowy Świat”, garstką mieszkańców miasta, dziennikarzami i kandydatami na radnych zdanie zmieniłem tylko w jednej kwestii – „Nowy Świat” powinien pozostać w rękach teatru i znów powinien tam działać swego rodzaju dom kultury. Poza tym jednak, jedynie utwierdziłem się w przekonaniu, że wiele miejsc, gdzie dziś obecny jest Teatr Modrzejewskiej, które na pewno są wykorzystywanych przez tą instytucję z pożytkiem, mimo to nie są niezbędne dla jego działalności. Tym bardziej, że mają w pobliżu godne „substytuty”.

Nie przemawia do mnie definicja „ratowania” obiektów najwyraźniej wyznawana przez Dyrektora Głomba. Za niesprawiedliwe zaś uważam Jego słowa, iż „zmarnowano” obiekt przy ul. Jagiellońskiej, sprzedając go na dyskotekę. Czyż Teatr Modrzejewskiej winien, według Pana Dyrektora, mieć monopol, nie tylko finansowy (pomijam, że dyskoteka jest prywatna), ale i, nazwijmy to niezgrabnie, „działalnościowy”, na wszelką kulturę w mieście? Bo dyskoteka, choć może nie wysokich lotów, też pełni funkcje kulturalno-rozrywkowe. Podobnie, budzi we mnie głęboki niesmak oburzenie Pana Dyrektora na to, że piękną i zabytkową halę na ul. Ściegiennego, nie halę teatralną – fabryczną – w której od zawsze była szwalnia, firma Americanos wykorzystuje zgodnie z przeznaczeniem.

Pan Maciej Juniszewski, prawdziwy miłośnik Legnicy, autor książki „Nazwy ulic i placów Legnicy”, dawniej radny, słusznie stwierdził, że kiedyś w swoim wystąpieniu, że WDK – to była praktycznie cała miejska kultura w jednym miejscu. W Akademii Rycerskiej wojska radzieckie urządziły szwalnię, Teatr zaś – choć na nic nieprzerobiony, lecz zajęty – do późnych lat siedemdziesiątych użyczali niekiedy miastu z wielką łaską na przedstawienia przyjezdnych trup.

Czasy się jednak zmieniły. Dziś w Akademii jest Legnickie Centrum Kultury. Teatr Modrzejewskiej ma siedzibę we właściwym sobie miejscu. Jest i Młodzieżowe Centrum Kultury, czy wielooddziałowa Galeria Sztuki. Niebawem oby była Miejska Sala Koncertowa w dawnym Ognisku – wbrew temu, co niestety nieprawdziwie stwierdzono, że miasto nie stara się o ten obiekt (a któż, jak nie miasto, wojuje z wojewodą?). Może kiedyś powstanie w niej Filharmonia Legnicka – kolejny przyczółek kulturalny miasta?

Wynika z tego, że kultura, która kiedyś gnieździła się pod dachem na Leńskiego, nie zniknęła. Jedynie się przeprowadziła, rozpraszając po reprezentacyjnych obiektach, rozmaitych, właściwych poszczególnym dziedzinom instytucjach. Trudno oczekiwać, by miejski budżet – jeden, bynajmniej nie gumowy – był w stanie utrzymać na Nowym Świecie centrum kultury takiego rozległego formatu, jak dawniej.

Na szczęście od dawna istnieje pomysł, jak zagospodarować należące już od lat do Teatru budynki. Pieniądze – były, gdy istniało Województwo Legnickie. Po 1 stycznia 1999 r. – nieszczęśliwej dla całego naszego miasta i regionu reformie samorządowej – wszystko stanęło w miejscu. Dziś – gdy Teatr Modrzejewskiej niedawno stał się instytucją kultury województwa dolnośląskiego, wróciła nadzieja, by po latach skończyć to, na co już kiedyś wydano sporo pieniędzy. Dlatego też jestem za tym, by w końcu w obiektach na Nowym Świecie powstała hala widowiskowa, gdzie działałby ośrodek młodzieżowy i osiedlowy ośrodek kultury, a na piętrze hostel dla przyjezdnych grup. Skoro Teatr ma na to pomysł, od przyszłego roku pieniądze, a przede wszystkim, przy Teatrze pojawili się ludzie, którzy naprawdę pragną ożywić to konkretne miejsce – jestem z całego serca „za”.

Głośno zastanawiam się jednak, po co jednak Teatrowi Varietes na Kartuskiej, skoro ten miejski obiekt Zarząd Gospodarki Mieszkaniowej może zagospodarować na inne, potrzebne Zakaczawiu cele. Nie wiem na przykład, czy nadal świetlica dla dzieci przy ul. Brackiej mieści się w starym, rozpadającym się baraku, czy może nie ma już ani baraku, ani świetlicy. Salki sportowej na Zakaczawiu – też baraku – przy Kazimierza Wielkiego nie ma od dawna – i dzielnica nie ma sportu. Stołówka księdza Gacka mieści się w budynku, który jest przewidziany do rozbiórki. Dlaczego więc obiekt Varietes „trzeba” przekazać Teatrowi, zamiast – po ewentualnej rozbudowie – przeznaczyć na zaspokojenie różnych potrzeb mieszkańców? (* 1). Przecież gdyby sala widowiskowo-sportowa była częścią takiego obiektu o charakterze „socjalnym”, Teatr nadal mógłby grać tam sztuki na zasadzie użyczenia powierzchni przez miasto!

Na tej zasadzie, jak – jako instytucja, jak mówił pan Głomb, niejako programowo działająca w mieście, której przestrzenią działania jest miasto – mógłby wystawić jakąś sztukę w innej z dawnych dwunastu scen Legnicy: na ulicy Głogowskiej, w dzisiejszej Hali Sportowej. Czy rzecz jednak w tym, że tamten obiekt nie jest teatru, nie jest kompletną ruiną (z 1 strony klimat artystyczny, z drugiej nośnik populizmu), a OSiR jest miejski i nie wolno się zwrócić doń o użyczenie?

Zupełnie nie rozumiem, po co teatrowi obiekt na Jordana – podczas gdy w pobliskim Szkolnym Schronisku Młodzieżowym jest duża, ładna sala o charakterze widowiskowo-teatralnym. (* 2) Może nie monumentalna, zdecydowanie nie zrujnowana, ale można przygotować i wystawić w niej jakąś sztukę. A może nie można, bo należy wejść pod pretekstem spektaklu, a następnie przejąć dawny obiekt pofabryczny w centrum miasta, by nie dokonało się barbarzyństwo w postaci sprzedaży obiektu komuś, kto urządzi w nim centrum handlowe, apartamenty (lofty są ostatnio w modzie, nawet u nas powstają w dawnym ELPO na Łukasińskiego), czy nawet znów fabrykę?

Szczytem wszystkiego jest zaś z mojego punktu widzenia  m a r n o w a n i e  ciężkich podatniczych pieniędzy na Scenę na Piekarach. Tak, marnowanie. Bo rozumiem wynajęcie od Cefarmu pawilonu na czas prób, premiery i kilkunastu wystawień głośnego „Made in Poland” – taka była specyfika sztuki, wymagała ona takiego właśnie miejsca. Ale „Szawła”, „Wlotkę.pl”, czy „Mamatango” można było grać spokojnie na odpowiednio zaaranżowanej PRAWDZIWEJ scenie na Piekarach, i to w sercu, a nie na uboczu osiedla – w Domu Kultury „Atrium”.

O tym, że tam jest scena legniczanie mieli okazję przekonać się chyba tylko raz, gdy młodzież z V LO wystawiali tam pod opieką p. Haliny Nowak bardzo udaną jak na aktorów-amatorów sztukę „W okowach wyzwolicieli”. Byłem tam wtedy, 11 kwietnia 2008 r. z niemałą widownią z „miasta” przekonując się o istnieniu tej prawdziwej sceny (obiektu) na Piekarach. Sprawozdanie, mojego autorstwa, z krótkiego okresu 2008 r., w którym zaczynałem podrzucać coś pisanego do redakcji, do dziś jest w portalu.

Czemu legnicka scena (instytucja) pod kierownictwem pana Jacka woli płacić ciężkie pieniądze Cefarmowi, a przy okazji należny prawem (nie złośliwością Prezydenta, jak znów rzeczono na debacie) podatek, zamiast korzystać z tego co jest, co stoi niewykorzystane? Czym się różni stary, socjalistyczny blaszak, który powinno się rozebrać, a w jego miejscu postawić parking (by kawałek dalej mieszkańcy bloków odzyskali kawałek skweru, miast aut między drzewami) od starego, socjalistycznego domu kultury, który jednak MA salę teatralną, gdzie można i grać, i prowadzić zajęcia z dziećmi? Nie wierzę, że spółdzielnia Piekary nie użyczyłaby albo za darmo, albo za symboliczną złotówkę swoich obiektów na taką działalność. Szczególnie, że dziś część Domu KULTURY „Atrium” służy jako… komisja poborowa!

Czy sześcioletni czynsz płacony „Cefarmowi” za pawilon na Izerskiej, czy środki włożone w „scenę na Jordana” (halę fabryczną, podczas gdy sala teatralna jest w pobliskim schronisku młodzieżowym) nie wystarczyły by już na to, by na Nowym Świecie młodzież organizująca tam wiele świetnych akcji nie musiała marznąć, albo ogrzewać się niebezpiecznymi, obwoźnymi dmuchawami?

W ogóle, gdyby wszystkie te przepiękne, acz dziś zrujnowane obiekty wynajdowane przez Pana Dyrektora, czy podsuwane Panu Dyrektorowi przez ludzi (jak Kartuska przed festiwalem „Miasto”) doprowadzać do porządku z miejskiej kasy i finansować w nich intensywną działalność artystyczną i inną, nie wiem, czy pieniędzy starczyłoby na jakiekolwiek inne przedsięwzięcia kulturalne. Powiem więcej – nie wiem, czy wystarczyłoby na cokolwiek innego. Mówię to tu, a nie na debacie, gdyż po co mnie, zwykłemu, młodemu mieszkańcowi Legnicy wystawiać się na ATAK ze strony Pana Dyrektora i obecnych i być może przyszłych radnych prawicy? A właśnie atakiem odparto wypowiedź pana Wojciecha Cichonia, który spróbował zasugerować, że to wszystko kosztuje.

W Legnicy jest sporo pustych, zapomnianych miejsc, które można zagospodarować poprzez kulturę – to fakt. Dyskusyjne jest jednak, czy faktycznie wszystkie musi zagospodarować Teatr Modrzejewskiej, a nawet – czy wszystkie są tak naprawdę potrzebne!

Jako osobie interesującej się miastem, nie podoba mnie się jednak sposób gospodarowania majątkiem przez Pana Dyrektora Głomba, w połączeniu z tym, jak wiele ma do powiedzenia jako „Dyrektor Teatru” – nie jako „osoba prywatna Jacek Głomb” – w lokalnej polityce. Do głoszenia własnego zdania ma prawo każdy – jak i każdy łatwiej dostrzega igłę w cudzym oku, niż belkę we własnym. Wypadałoby jednak głoszenie zdania wyrażać poza instytucją zawodową – założyć sobie stowarzyszenie, czy zapisać się do partii i głosić to i owo na wiecach partyjnych, a nie w pracy.

Na najbliższą kadencję, szczególnie w kierunku dyrekcji Teatru, kieruję parafrazę: „pax, pax między legniczany”. I niech każdy robi swoje, a zanim zacznie wytykać komuś np. brak troski o miejskie finanse, sam przyjrzy się, czy dostatecznie dba o pieniądze podległe sobie.

(Michał Dadełło, „Refleksje po „teatralnej” debacie”, http://gawarit.legnica.pl, 28.11.2010)



Od redaktora serwisu:

(* 1)
Od samego początku teatr nie zabiega o obiekt dla siebie (na kolejną scenę), lecz postuluje utworzenie w Varietes czegoś na kształt wielofunkcyjnej świetlicy osiedlowej pod roboczą nazwą Centrum Edukacji Dzieci i Młodzieży (choć także na potrzeby dorosłych). Autor polemizuje zatem wyłącznie z własnym wyobrażeniem o motywach działań teatru i jego obecności w tym miejscu, bowiem jego postulaty są niemal tożsame z tymi zgłaszanymi przez instytucję kierowaną przez Jacka Głomba.

(* 2) Zarówno w tym miejscu, jak i dalej w tekście, autor sugeruje, że teatralny obiekt przy ulicy Jordana jest jedną z licznych scen Teatru Modrzejewskiej. Tak było kilka lat temu i ograniczyło się do wystawienia i czasowej prezentacji w tym budynku spektaklu „Szaweł”. Teatr pozyskał jednak zewnętrzne środki na remont i wyposażenie obiektu (głównie od ministra kultury) pod niezbędne zaplecze warsztatowe i magazynowe (powstają tam dekoracje i kostiumy do przedstawień, tam też są składowane). I taką funkcję spełnia to miejsce.