Dyrektorzy teatrów w Jeleniej Górze, Legnicy i Wałbrzychu, zamiast myśleć o nowym repertuarze, zatrudnianiu dobrych aktorów i szukaniu sponsorów, zajmują się rozwiązywaniem problemów , które stwarzają im lokalne samorządy. To paradoks, bo przecież właśnie urzędnikom powinno bardziej niż innym zależeć na dobrym, miejscowym teatrze. Raport o dolnośląskich potyczkach teatru i władzy opracowali dziennikarze PGW.

- Tylko wspieranie sztuki da małym miastom sławę, nic innego… Chyba, że wytryśnie im ropa – mówi Robert Skolmowski, dyrektor Teatru Lalek we Wrocławiu.

Przykładem promocji przez sztukę jest Legnica, gdzie Teatr im. H. Modrzejewskiej robi premiery, na które zjeżdżają ludzie z całej Polski. Ale prezydent Legnicy nie docenia sławy, jaką miasto cieszy się dzięki teatrowi, i zarzuca jego dyrektorowi rozrzutność.

Podobnie jest w Wałbrzychu. Dzięki spektaklom m.in. Mai Kleczewskiej i Jana Klaty miasto zaistniało na kulturalnej mapie i nareszcie jest głośno nie tylko z powodu biedaszybów. Ale wałbrzyscy radni PiS uważają, że repertuar Teatru im. J. Szaniawskiego jest zły, i sugerują pani dyrektor częstsze sięganie po klasykę.

Również w Jeleniej Górze prezydent ingeruje w repertuar. Nie zauważył, że jeleniogórzanie znów pokochali miejscowy teatr, i namaścił jego konkurencję przez poparcie pomysłu aktora Tomasza Karolaka. Zamierza on przyjeżdżać do Jeleniej Góry z cyklem spektakli i wystawiać je na scenie miejskiego teatru. Grać mają same gwiazdy. – Gdybym miał większy budżet, też mógłbym zapraszać gościnnie na scenę znanych aktorów – mówi Bogdan Koca, dyrektor Teatru im. Cypriana K. Norwida w Jeleniej Górze. Ale miasto, zamiast dać pieniądze własnemu teatrowi woli popierać warszawskie gwiazdy.

Dolnośląskie wojny teatralne

Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu na tapetę wzięli radni PiS, którym nie podobał się repertuar. W Legnicy prezydent miasta zarzucił dyrektorowi Teatru im. H. Modrzejewskiej szastanie pieniędzmi. W ślady samorządowca z Legnicy podążył niedawno prezydent Jeleniej Góry, który - ku zaskoczeniu dyrektora Teatru im. Cypriana K. Norwida - poparł jego konkurencję. Tym samym rzucił kłody pod nogi własnej placówce, bo teatr podlega samorządowi.

Władze Jeleniej Góry planują, że na miejskiej scenie zagości na dłużej Teatr Imka założony przez serialową gwiazdę, Tomasza Karolaka. Pierwszy spektakl ma się odbyć się 30 czerwca. Będzie to „Opis obyczajów”,  w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Na konferencji z udziałem prezydenta Marka Obrębalskiego Tomasz Karolak zapowiedział, że chce częściej przyjeżdżać do Jeleniej Góry.

- To ma być coś na kształt teatru wędrownego. Planujemy przyjeżdżać z każdą naszą premierą - stwierdził Karolak i przyznał, że w Warszawie już się dusi.

Według Cezariusza Wiklika, przewodniczącego komisji kultury w jeleniogórskiej radzie miejskiej, prezydent nie powinien się zajmować impresariatem ponad głową dyrektora własnego teatru. - Prezydent podcina gałąź pod teatrem, na który miasto rocznie wydaje trzy miliony złotych - uważa Wiklik. - Nie może być tak, że co jakiś czas będzie przyjeżdżał teatr Karolaka i spijał śmietanę. Artyści z Warszawy takie miasta jak Jelenia Góra traktują jak bankomat. W stolicy nie chcą ich oglądać, to ruszają w teren - dodaje przewodniczący.

Bogdan Koca, dyrektor Teatru im. Cypriana K. Norwida, nic nie wie o cyklu spektakli obcego teatru na jego scenie. Kilka miesięcy temu zgłosiła się do niego agencja artystyczna, która wynajęła salę na jedno czerwcowe przedstawienie. Nie wiedział nawet, że chodzi o teatr Karolaka.

- Wynajem sali na jeden spektakl jest czymś normalnym - mówi Koca. - Jednak czym innym jest stała współpraca z innym teatrem. Obce spektakle to zwykle chałtury, które odbierają nam widownię. Gdyby było ich więcej, trzeba byłoby zlikwidować zespół - uważa Koca.

Tomasz Karolak obiecuje, że jego teatr przywiezie do Jeleniej Góry Jana Englerta, Magdalenę Cielecką, Janusza Gajosa lub Piotra Adamczyka. Zdaniem Bogdana Kocy, jego zespół też mógłby realizować spektakle z tymi aktorami. - Gdybym tylko miał nieco więcej pieniędzy w budżecie, do niektórych spektakli mógłbym angażować znakomitych aktorów - twierdzi Koca.

Na razie nie wiadomo, czy Jelenia Góra będzie uczestniczyła finansowo w przedsięwzięciu teatru Karolaka. - Ustalamy szczegóły. Organizator deklaruje, że poszuka sponsorów na własną rękę - informuje Katarzyna Młodawska, naczelnik wydziału promocji i polityki informacyjnej w magistracie.

Burzliwą historię współpracy z samorządem ma też wałbrzyski Teatr Dramatyczny. Politykę repertuarową dyrekcji atakowali radni PiS. Tomasz Pluta opublikował opinię na temat działalności teatru. Twierdził, że poraża go brutalizacja w spektaklach. Pojawiały się opinie, że skoro w mieście jest jeden teatr, to powinien wyważyć repertuar.

Teatr nie został dłużny i zorganizował spotkanie pod hasłem „Teatr oPluty”. Burzę wywołał spektakl „Balkon”. Akcja toczyła się w domu publicznym, a goście przebierają się za duchownych.

W Legnicy tłem konfliktu teatru z miastem są pieniądze. Spór trwa z przerwami już prawie 10 lat. Kolejni prezydenci zmniejszali dotację na działalność sceny. Gdy w 2005 roku zamiast 2,5 mln zł teatrowi zapewniono 1,9 mln zł, dyrektor Jacek Głomb rozpoczął protest i zapowiedział zawieszenie działalności. Działo się to u szczytu sławy Teatru im. Modrzejewskiej, gdy jego sztuki „Ballada o Zakaczawiu”, czy „Made in Poland” święciły triumfy w kraju i za granicą.

Do eskalacji konfliktu doszło w 2008 roku. Wówczas bankowe konto teatru, na wniosek miasta, zajął komornik. Dyrektor obwiniał prezydenta o trudną sytuację finansową placówki, a prezydent mówił o rozrzutności dyrektora. Do prokuratury trafiło nawet doniesienie o niegospodarność, ale śledztwa nie podjęto. Półtora roku temu legnicki teatr uwolnił się częściowo od miejskiej władzy. Legnicką scenę pod swe skrzydła wziął Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. Ale prezydent Krzakowski nadal krytykuje Głomba za rozrzutność.

(Rafał Święcki, współpraca: TOW, SIYA, ALKA, „Urzędnik na wojnie z teatrem”, Polska Gazeta Wrocławska, 27.05.2010)