Gdy powstaje ten tekst tylko godziny dzielą nas od premiery (*) spektaklu " Zapach żużla". To wydarzenie bez precedensu, że czarny sport doczekał się swojej opowieści przełożonej na język teatru. Momentami komicznej, momentami dramatycznej - jak to w życiu – pisze w swoim sobotnim felietonie żużlowym Daniel Siczyński, rzecznik Stali Gorzów.

Połowa kwietnia minęła, tymczasem wydarzeń sportowych z dziedziny żużla jak na lekarstwo. Tragiczne chwile ostatnich tygodni zburzyły pieczołowicie budowany plan imprez. Trzeba było błyskawicznie zmieniać terminy, ale o dziwo, odbyło się to w miarę zgodnie i bezproblemowo. A nie było to wcale łatwe, bo w kalendarzu zostało coraz mniej miejsc, w które można by wcisnąć poprzesuwane zawody. Zwłaszcza że już startuje cykl, przez niektórych złośliwie nazywany cyrkiem, Grand Prix i spirala zdarzeń coraz bardziej się nakręca.

Kibic wygłodniały żużla będzie miał teraz prawdziwy zgryz, żeby nadążyć z oglądaniem ulubionej dyscypliny, ale obyśmy tylko takie problemy mieli. Zapowiada się zatem wyjątkowo intensywny, oby nie deszczowy i zimny maj.

Skoro już jesteśmy przy Grand Prix, to sezon zapowiada się nadzwyczaj ciekawie. Wśród faworytów niezmiennie wymieniane są nazwiska Tomasza Golloba, Jasona Crumpa i Nickiego Pedersena. Starzy wyjadacze już w ubiegłym sezonie musieli odpierać ataki młodych wilczków z Emilem Sajfutdinowem na czele. Teraz do grupy pościgowej dołączy kolejny młody gniewny - Chris Holder.

W starciu wiarusów z nieopierzonymi, ale wściekle ambitnymi żółtodziobami stawiam na tych pierwszych. Dla Golloba może to być w końcu TEN sezon, na co zasłużył ciężką pracą, niesłabnącym entuzjazmem oraz prezentowaną u progu sezonu formą. Pedersen będzie chciał pokazać, że poprzedni, kiepski sezon w jego wykonaniu był tylko wypadkiem przy pracy. Crump? Ma już trzy tytuły, ale żadnego nie udało mu się obronić. Tak pewnie będzie i tym razem, ale miejsca dla niego w "trójce" nie wykluczam.

W Gorzowie na ściganie musimy zaczekać do 9 maja. Do tego czasu miłośnicy speedwaya będą mieli okazję do zetknięcia się z ukochaną dyscypliną w innym nieco wymiarze i okolicznościach. Na scenie kameralnej teatru im. Juliusza Osterwy wyczekiwana premiera "Zapachu żużla" autorstwa Iwony Kusiak, w reżyserii Jacka Głomba.

Miałem sporą przyjemność spotykania się z zespołem przygotowującym sztukę. Gościliśmy aktorów na stadionie, w trakcie treningów, w klubowym warsztacie. Chcieli jak najlepiej wczuć się w atmosferę zawodów, podpatrzeć zachowania, podsłuchać języka ludzi związanych z czarnym sportem. Scenariusz był szlifowany i ulegał zmianom na bieżąco, o czym świadczyć może chociażby umieszczenie w jednej ze scen wzmianki o konieczności wymiany tłumików.

Do tej pory widziałem dwie sceny i mogę powiedzieć z przekonaniem: postaci nie są papierowe (szczególnej uwadze polecam Panią Prezes), język żywy, czasem dosadny, fabuła nie trąci sztucznością. Umiejętnie utrzymywana w tajemnicy intryga dodatkowo podkręca zainteresowanie widzów. Nie padają tu nazwiska rzeczywistych postaci, na których losach rzecz jest oparta, co dla widzów będzie dodatkowym smaczkiem. Sami będą mogli doszukać się w tej historii klucza do tego lub innego bohatera zbiorowej wyobraźni.

Jak zapowiada reżyser, całość będzie utrzymana w konwencji komediodramatu. Ciekawa jest również koncepcja scenograficzna spektaklu. Widzowie zasiądą w ławkach ustawionych jak trybuny na stadionie żużlowym, w trakcie przedstawienia zaryczy silnik motocykla.10 litrów metanolu z klubowych zapasów powinno wystarczyć, żeby na widowni rozszedł się słodki zapach żużla...

(Daniel Siczyński, „Metanol w świątyni Melpomeny”, www.gazeta.pl, 24.04.2010)


od redaktora serwisu

(*)
skromna pojemność widowni gorzowskiej sceny kameralnej, na której zasiąść może niewiele ponad sto osób sprawiła, że właściwsze wydaje stwierdzenie, iż premierę rozłożono na trzy następujące po sobie odsłony. Ta pierwsza, prasowa i z udziałem wielu działaczy Stali Gorzów, odbyła się już w piątkowy wieczór 23 kwietnia. Dwie kolejne zaplanowano na sobotę i niedzielę 24 i 25 kwietnia.