Jacek Głomb o Jerzym Szmajdzińskim
- Szczegóły
Drogi Panie Jerzy,
spóźniłem się z tym listem, często wszyscy spóźniamy się z powiedzeniem tego, co ważne i podstawowe, ale kto mógł przypuścić, że Los nie pozwoli Panu już przeczytać żadnego listu?
Chciałem od Nowego Roku napisać, co słychać w Legnicy, jak żyje teatr, podziękować za parę rzeczy i poprosić o następne. Choćby o Pana obecność na premierze sztuki „Czas terroru” wg Żeromskiego 1 maja. Sztuka ponoć nie lubi polityki, moi koledzy-artyści twierdzą, ze się nią brzydzą, mam na ten temat inne zdanie, przede wszystkim dlatego, że spotkałem w życiu przynajmniej kilku polityków, którzy najpierw byli i są ludźmi, a potem politycznymi graczami. Ale spotkałem Pana. Nigdy nie było mi blisko do formacji politycznej, którą Pan reprezentował, więc nie o formacji, ideologii myślę, ale o Pańskiej osobowości, charakterze, „ludzkości”.
To są niestety wyjątkowe przypadki, kiedy spotykamy człowieka-polityka, a nie polityka-fundamentalistę, radykała. To są wyjątkowe przypadki, kiedy polityk pojmuje swoje życie, jako służbę społeczną, jako misję. Nie pamiętam początków Pańskiej kariery politycznej, to był inny świat, myślę o Polsce niepodległej, Polsce z jednej strony wyzwolonej, a z drugiej potwornie skłóconej, Polsce odrodzonej, a jednocześnie pogrążonej w napięciach i sporach. W tym wszystkim Pański ton był inny, zaskakująco inny. To był ton dialogu, dogadywania się, rozmowy, choćby nie zawsze ona była możliwa. Można tak powiedzieć, może nieco pompatycznie: Polska zazdrościła nam „Szmaji” (nikt nie mówił o Panu inaczej…).
Trudno pisze się słowa proste, prostota ponoć bywa banalna i naiwna, dlatego unikamy takich słów jak prawda, uczciwość, porządny człowiek, nie używamy takich słów, ponieważ podobno nie ma takiego świata. Wierzę, że jest. I wierzę, że Pan też wierzył. Bez tej wiary świat nie miałby sensu.
Dziękuję, Panie Jerzy, za to, że był Pan taki, jaki był.
Jacek Głomb