Drukuj
- Facet grający kobietę to żadna nowość. W tym przypadku nowe jest to, że realny świat upomniał się o teatralną fikcję, a nie odwrotnie, jak jest zazwyczaj. Nie my poszukiwaliśmy nowej przestrzeni. To szefowie tego lokalu zawalczyli o nas - mówi w rozmowie z Bartłomiejem Rodakiem legnicki aktor Pawł Palcat, odtwórca roli RoXXy Hot w kontrowersyjnym monodramie Teatru Modrzejewskiej.


*Spektaklem „RoXXy 2 Hot” łamiesz stereotypy w myśleniu o teatrze. Teraz zagrasz go we wrocławskim klubie go-go. Przekraczasz kolejną granicę.


– W teatrze było już chyba wszystko. Facet grający kobietę to żadna nowość. W tym przypadku nowe jest to, że realny świat upomniał się o teatralną fikcję, a nie odwrotnie, jak jest zazwyczaj. Nie my poszukiwaliśmy nowej przestrzeni. To szefowie tego lokalu zawalczyli o nas.

*Jak zareagowałeś na tę propozycję?

– Najpierw była euforia. Poszedłem w to jak w dym. Potem zacząłem się zastanawiać, ale kiedy obejrzałem klub, nie miałem wątpliwości. To miejsce ma w sobie fantastyczny dowcip. Nie jest wulgarnie, ale ze smakiem i inteligentnym żartem. W toalecie np. pisuary są w formie... kobiecych ust. Na ich widok nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Ten klub jest taki, jak mój spektakl. Pieprzny, ale nie przekracza granic dobrego smaku. Dlatego jestem podekscytowany i czekam na tę przygodę, tym bardziej że uwielbiam grać ten spektakl.

*Nowe przestrzenie to znak rozpoznawczy legnickiego teatru. Graliście nawet w kościele. Teraz, za twoją sprawą, przyszedł czas na świątynię... grzechu.


– I to właśnie jest wartość. Na co dzień panie tańczą tam przy rurze, a my zrobimy teatr. Pokażemy, jak można wykorzystać taki lokal do robienia sztuki. Pamiętajmy, że to przecież nie agencja towarzyska. Tam po prostu dziewczyny tańczą przy rurze! Jest nawet taka dyscyplina sportowa. Kojarzy się jednoznacznie, bo ma złą reputację.

*W trakcie spektaklu klub będzie żył własnym życiem? Tańczące dziewczyny będą żywą scenografią?


– Nie. To jest sztuka, a nie przerywnik do zabawy. Wyobraź sobie, że przychodzisz na spektakl i widzisz porozbierane dziewczyny wijące się na rurach. Myślisz sobie: cholera, gdzie ja jestem? Ale jest kilka momentów, kiedy RoXXy będzie tańczyć razem z dziewczynami, żeby pokazać, że jest właśnie z tego świata. Poprosiłem nawet o małą lekcję tańca przy rurze, bo nie ukrywam, że to wielki wysiłek, a ja w dodatku jestem po operacji.

*Trudno jest facetowi zagrać kobietę?

– Trudno jest nie przekroczyć pewnej granicy, i nie mówię tu o granicy dobrego smaku, ale parodii. Muszę być naturalny w swojej sztuczności. Jeśli pojawi się choć jeden widz, który zapomni, że ogląda faceta, wtedy jest sukces. Najtrudniejsza była dla mnie pierwsza próba, kiedy trzeba było przełamać w sobie wstyd. Bo przecież każdy facet ma pewne poczucie męskości.

*Po ucharakteryzowaniu i założeniu kostiumu automatycznie stajesz się RoXXy?


– Trafiłeś w sedno. Tak właśnie to się odbywa. Sam się charakteryzuję. W dzień spektaklu przychodzę wcześniej, bo moja sceniczna metamorfoza wymaga prawie dwóch godzin pracy. Kiedy tak patrzę w lustro, maluję się, przebieram, nagle Paweł znika. Rodzi się RoXXy i jest tylko ona. Nawet na próbach prasowych nie potrafiłem rozmawiać z żadnym z dziennikarzy przez siebie. Mówiła RoXXy. Coś takiego przytrafiło mi się pierwszy raz. Cała charakteryzacja jest tak silna, że wręcz we mnie wsiąka, jest pod skórą, płynie w żyłach. Zaczynam się inaczej ruszać, mówić, oddychać. Patrzę na siebie i myślę sobie: kurczę, Palcat, niezła z ciebie dupa! I to jest niesamowite. Może dlatego, że robię to wszystko sam.

*Na makijażu się nie kończy. Masz też ogolone nogi...


– Żeby RoXXy była prawdziwa, musiałem pójść na całość. Co ciekawe, panom nie przeszkadzało moje owłosienie. Nogi depiluję ze względu na kobiety. Kiedy zaczynałem grać ten spektakl, od razu to wyłapywały.

*RoXXy prowokuje. Czujesz na sobie spojrzenia facetów? Gapią się tak, jak mężczyźni potrafią patrzeć na seksowną kobietę?


– Oczywiście. RoXXy to dostrzega i nie pozostaje obojętna. Ten spektakl jest na tyle swobodny w formie, że zdarzają się komentarze z publiczności. Ja to lubię i często improwizuję. W tym monodramie moim partnerem jest publiczność. Jest tak skonstruowany, żeby cały czas motywować widzów do dialogu. Dlatego zaczynając spektakl, obserwuję widownię. Kiedy mam jakieś interakcje, nie podchodzę do pierwszego lepszego widza, ale wybieram. Muszę mieć pewność, że dana osoba zareaguje. Kiedy np. proszę do tańca jakiegoś pana, który jest w towarzystwie kobiety, zazwyczaj jest lekko zawstydzony. Wtedy – co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem – zachęca go właśnie towarzyszka. Co ciekawe, znajomi mówią mi, że większość męskiej widowni ewidentnie ma ochotę klepnąć RoXXy w tyłek. Raz zdarzyło mi się, jeszcze w pierwszej wersji spektaklu, że po zdjęciu peruki pewien pan, który przez cały spektakl świetnie się bawił, przestał klaskać. Był zdegustowany.

*Po co grasz ten spektakl? Żeby się sprawdzić? To aktorskie wyzwanie?


– To fajne doświadczenie, ale ta kreacja nie stanowi dla mnie trudności. Odgrywam kobietę, bo uważam, że facet w tej roli będzie bardziej autentyczny. Gdyby zagrała to aktorka, było by to jakieś tam. Ktoś mógłby powiedzieć, że szmaci się na scenie. I tyle. Dlatego reżyserem też jest mężczyzna. Opowiadając historię kobiety, wchodzi w to z całą swoją męską wrażliwością, która jest zupełnie inna od kobiecej. Najlepszym przykładem, że takie spojrzenie to gwarancja sukcesu, jest opowiadający tragedię amerykańskich żołnierzy w Iraku, obsypany Oscarami film w „W pułapce wojny”. Dlaczego został tak wysoko oceniony? Bo reżyserem jest kobieta – pierwsza w historii nagrodzona Oscarem.

*Dziękuję za rozmowę.


(Bartłomiej Rodak, „Całkiem niezła ze mnie laska”, Konkrety.pl, 17.03.2010)