Na żadnej z premier w legnickim teatrze nie było tylu dziennikarzy i fotoreporterów. Wszyscy czekali czy na widowni pojawi się ON, obywatel premier i pierwowzór bohatera. Leszek Miller nie przyjechał, do Teatru Modrzejewskiej wysłał „zwiadowcę” w randze ministra obrony. „Obywatel M – historyja” Macieja Kowalewskiego w reżyserii Jacka Głomba w najbliższy legnicki weekend teatralny.

Ta opowieść jest i nie jest o tym właśnie M. To prawda, że u zarania pomysłu były konkretne, jednostkowe cechy, zdarzenia, sytuacje. Szybko jednak okazało się, że owe właściwości charakteru i koleje losu są tak przyrodzone człowiekowi, iż trzeba je nazwać typowymi.
Wyposażony w rysy ponadindywidualne M., złożony jest z cech właściwych gatunkowi homo sapiens, uznanych przezeń – w zasadzie od zawsze – za warte naśladowania i praktykowania. Nie są to jednakże cechy szczególnie wartościowe. Bo czyż można za takie uznać przeciętność, umiejętność przyswajania póz cudzych, elementarny spryt i takąż samą ambicję. I nie ma tu znaczenia żaden wybrany moment historii. To zaledwie estetyczny kontekst, zmienny i ulotny jak moda… - czytamy w programie do spektaklu, który wiosną 2002 roku był krajową sensacją medialną.


Maciej Kowalewski
OBYWATEL M - historyja
reżyseria - Jacek Głomb
scenografia - Małgorzata Bulanda
muzyka - Bartek Straburzyński
premiera - 6 kwietnia 2002

spektakle na dużej scenie Teatru Modrzejewskiej w Legnicy
13 i 14 stycznia 2007 (sobota-niedziela) o godz. 19.00
bilety: 25 zł (ulgowy 15 zł)


Obsada:
Tadeusz Ratuszniak (Ludwik M. główny bohater), Anita Poddębniak (Anioł Stróż, Kapitan Nemo, idol Ludwika), Ewa Galusińska (matka Ludwika), Janusz Chabior (Wujek Zbynek, bosman na okręcie "Nautilus"), Małgorzata Urbańska (sąsiadka), Katarzyna Dworak (Stanisława Ruczaj, nauczycielka później profesor języka polskiego, Lilka, ciocia Ludwika), Joanna Gonschorek (Wiśka, koleżanka, później kochanka Ludwika, Jadwiga Tkaczowa, koleżanka z pracy i kochanka Ludwika), Joanna Słomczyńska (Halinka, koleżanka Ludwika z podstawówki i zawodówki, Dziuńka, ciotka Ludwika, dziewczynka z koszem owoców), Paweł Wolak (August, przyjaciel Ludwika), Tomasz Sobczak (Józek, kuzyn Ludwika), Rafał Cieluch (Jurek, wujek Ludwika), Bogdan Grzeszczak (Misiek, wujek Ludwika, Ksiądz, Krystian Czyż, naczelnik Partii w Zakładach, Bożydar Mucha, dyrektor Zakładów, naczelnik PK Partii w Siekierzycach), Przemysław Bluszcz (Romuald Siła, profesor elektroenergetyki, Oleander K., kolega Ludwika z NK Partii, zostanie prezydentem, Ludwik W. elektryk, zostanie prezydentem), Gabriela Fabian (Olga, dziewczyna, później żona Ludwika), Lech Wołczyk (zastępca naczelnika Czyża, konferansjer na Siekierzyckim Święcie Owoców i Warzyw), Zuza Motorniuk i Magda Skiba (tkaczki)


Widzieli i opisali* Widzieli i opisali* Widzieli i opisali* Widzieli i opisali* Widzieli i opisali*


Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita

Ludwik M. to kolejna wersja współczesnego Everymana czy Kandyda, który poszukując miejsca na ziemi, zabrnie w ślepy zaułek. Konkluzja sztuki, że do polityki garną się jednostki bez właściwości, mdłe i mało kreatywne, nie należy do szczególnie odkrywczych. Wspomnijmy choćby Nikodema Dyzmę. M., podobnie jak O'Grodnick z "Wystarczy być" Kosińskiego, bezwiednie powtarza zasłyszane frazesy ("a ja tobie życzę dużo zdrowia, bo zdrowie jest najważniejsze"), ta metoda otwiera mu furtkę do partyjnej kariery. Wiele rozpoznawalnych powiedzonek - "prawdziwego mężczyznę poznać nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy", "mężne serce w kształtnej piersi" - wywoływały radosne ożywienie na widowni. Autor włożył je jednak, cynicznie, w usta Wujka Zbynka. (Janusz Chabior)
Jacek Głomb ze swoim rzadkim darem przedstawiania banalnych rzeczy w intrygujący sposób, wydobywa groteskowe tony z najbłahszych sytuacji. Tym razem dodał poetyckiego znaczenia utworowi, który kwalifikuje się najwyżej jako farsa z podtekstami.
Trudno przytoczyć wszystkie nazwiska siedemnastu występujących osób, choć na to zasługują, choćby wyrazista Joanna Gonschorek w podwójnej roli koleżanek, a zarazem kochanek głównego bohatera oraz doskonały Przemek Bluszcz, który stworzył tak różne wizerunki trzech postaci: nauczyciela Romualda Siły i przyszłych prezydentów: Ludwika W. i Oleandra K.
Nowe widowisko prężnej legnickiej sceny to ani jej triumf, ani polityczno-obyczajowy skandal. Obejrzeć go warto z innego powodu. W naszych przybytkach Melpomeny rzadko kiedy spotyka się równie profesjonalny, skonsolidowany zespół, któremu - odpukać - chce się grać!

Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza

"Obywatel M." to coś więcej niż satyra na znanego polityka. To ironiczny portret typowego peerelowskiego działacza partyjnego, który gładko przeszedł transformację ustrojową i dzisiaj jest u władzy. A zarazem jest to metafora polskich, absurdalnych losów Kowalewskiemu i Głombowi udało się stworzyć postać peerelowskiego Everymana - Każdego - który pożyczył od Millera jedynie parę faktów z biografii. Tak jak w moralitetach, Ludwikowi M. towarzyszy Anioł Stróż, jakby skopiowany ze świętych obrazków, które ksiądz rozdaje przy kolędzie.
Genialnym pomysłem było oderwanie sztuki od historycznych realiów. Na scenie nie ma autentycznych mebli, strojów i transparentów (...). PRL jest za to obecny w języku. Kowalewski znakomicie czuje poetykę nowomowy, te wszystkie na zakładzie, włącz na dziennik, towarzyszu naczelniku. Nie są mu obce także komunistyczne rytuały, takie jak apel szkolny z recytacją poezji zaangażowanej czy dożynki. Aktorzy świetnie parodiują je, nawiązując do komedii Stanisława Barei.

Maciej Wełeczko, Trybuna

Kreowany przez Tadeusza Ratuszniaka Ludwik M. jest człowiekiem zakompleksionym, infantylnym, wrażliwym jak dziecko i pozbawionym wszelkich poglądów. Nie radzi sobie w życiu rodzinnym, nie potrafi uwolnić się od rozlicznych kochanek z młodości. Jego życiowym motorem jest wyłącznie pęd do partyjnej kariery. Akacja toczy się przed 1989 rokiem. O tym, że M. został premierem, dowiadujemy się dopiero w finale. Ale trudno mówić o Historyi, nie wspominając o jej walorach kabaretowych i satyrycznych. Te objawiają się głównie we wplataniu w akcję znanych passusów w rodzaju: „Pamiętaj nie ważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy”, albo: „Mężne serce w kształtnej piersi”. Są znane cytaty z historii: „Pomożecie? Pomożemy!”. Jest parodia „Psów” Pasikowskiego, gdy M., wraz ze swym przyjacielem, rówieśnikiem Oleandrem, śpiewają po pijaku „Mury” Jacka Kaczmarskiego.
Czym więc jest „Historyja”? Satyrą na klasę polityczną? Teatralną biografią premiera? Filozoficzną przypowiastką o życiu Kabaretową wizją PRL? Grą teatralnych konwencji? Zapewne wszystkim po trosze. Przede wszystkim jest dobrze i równo zagraną sztuką i głównie dla legnickim aktorów warto ją zobaczyć.

Łukasz Drewniak

„Ballada o Zakaczawiu”, poprzedni spektakl Jacka Głomba, był próbą opowieści o Polsce socjalistycznej z perspektywy prowincjonalnych złodziejaszków z szemranej dzielnicy. W „Obywatelu M.” Głomb chciał spojrzeć na tę samą Polską z góry – z punktu widzenia partyjnego aparatu. Chciał biografią jednego z jego przedstawicieli dopełnić tamten obraz i postawić jasną tezę. Bandyci z Zakaczawia wzbudzali naszą sympatię, bo byli przynajmniej honorowi, mieli swój kodeks wartości zaczerpnięty z filmów indiańskich: powtarzali sobie, że „Winnetou tak by nie postąpił”, że najważniejsza jest przyjaźń, lojalność, bycie w grupie, patriotyzm lokalny. Bohaterowie „Obywatela M.” są tych cech pozbawieni – dla nich liczy się tylko osobisty interes, kariera, nie ma prawdziwego koleżeństwa. Benek Cygan kochał na śmierć i życie jedną kobietę, Ludwik M. sypia z wszystkimi nauczycielkami, szwaczkami, sekretarkami, urzędniczkami, jakie stają na jego drodze. Benek przegrał, Ludwik triumfuje. Czy to znaczy, że wygrają tylko egoistyczne świnie? Głomb ku naszemu zdumieniu nie stawia wcale kropki nad „i”.

Mariusz Urbanek, Polityka

Maciej Kowalewski mówi, że wprowadzając kolejne zmiany w tekście sztuki coraz bardziej odchodził od nachalnej doraźności i aluzyjności. W pierwotnej wersji miała być i pożyczka moskiewska, i Anastazja P., i pułkownik Kukliński. Nie zostało nic.
- Nie ma sensu pisać, "jak było naprawdę" - mówi Kowalewski. - Bo po pierwsze nie wiemy, jak było naprawdę, po drugie prawda jest zwykle mało poetycka.
Zmienił się nawet tytuł spektaklu. Pierwszy brzmiał "Niesamowite przygody Leszka M.", potem Leszek został Ludwikiem i ostatecznie stanęło na "Obywatel M. - historyja". Maciej Kowalewski mówi, że najlepiej byłoby, gdyby pozostał tylko M., czyli każdy. M., czyli man, człowiek.
- To jest baśń o poszukiwaniu skarbu - mówi Małgorzata Bulanda. - Opowieść o chłopcu, który wychodzi z lasu w poszukiwaniu lepszego świata, jakim okazuje się dla niego świat władzy.
Jest rok 2002. Nad śpiącym Ludwiczkiem M. pochyla się matka, dumna, że jej mały Ludwiczek, choć ostatecznie nie został księdzem, to razem z całą rodziną był nawet u papieża.
- Boże, mój Ludwik jest przewodniczącym Rady Ministrantów. Zawsze wierzyłam, że wyrośnie na kogoś porządnego. Tylko mi się trzymaj synku tej Rady Ministrantów.