Legniczanin Cezary Bukowski przez lata chował swoje wiersze do szuflady. Jego sztuka spodobała się aktorce Joannie Gonschorek. Monodram, który z uwagi na tragiczną postać bohaterki i motywy muzyczne nazwał melodramem, od kilku tygodni można zobaczyć w teatralnej Caffe Modjeska. Sylwetkę miłośnika jazzu i dramaturga-debiutanta kreśli Zygmunt Mułek.

Cezary Bukowski napisał melodramę (tak nazywa swoją sztukę) „Kobieta z blusem” i schował ją do szuflady. Na rok. - Pisałem z myślą o legnickiej aktorce Joannie Gonschorek - wspomina legniczanin. -Widywałem ją w teatrze, ale osobiście nie znałem. To bardzo zdolna aktorka. Wiedziałem, że tylko ona może zagrać tę rolę. Ale nawet do głowy mi nie przyszło, żeby  przesłać jej melodramę.

Na szczęście tekst „Kobiety z blusem” krążył wśród  przyjaciół Bukowskiego w klubie jazzowym Blue Monk, którego jest współzałożycielem. Jedna z jego przyjaciółek (bo w klubie wszyscy są przyjaciółmi, a nawet więcej - rodziną)  artystka Renata Michajłow zna Joannę Gonschorek. Przesłała jej mejlem tekst. - Trochę u Asi  poleżał zanim go przeczytała - uśmiecha się autor. - Ale w końcu spodobał się.

Renata Michałow zna autora od dawna. - Czarek to barwna, choć skromna, cicha osoba.  Zyskuje przy bliższym poznaniu. Wysławia się tak, jakby pisał, czyli niespotykanym dziś często, czystym językiem polskim - mówi. - Podobne są jego maniery, można rzec - staroświeckie -  szacunek do człowieka, takt, umiar, elegancja. Nigdy nie mówi za dużo. Jeszcze w zeszłym roku trudno było wyrwać od niego jakiś wiersz. O publikowaniu nie mogło być mowy. Pytał: „Po co?” Wszystko przecież zostało już przez kogoś powiedziane.

Cezary Bukowski to szczupły, niewysoki, z włosami zawiązanymi w koński ogonek 47-latek. Pracuje w wodociągach. Codziennie wsiada na rower i objeżdża miasto spisując liczniki. Kocha jazz, muzykę poważną.  Kiedyś z nudów z kolegami założył klub Blue Monk. I odtąd do Legnicy przyjeżdżają z koncertami sławni muzycy.

- Spotykaliśmy się u Zbyszka Łęczyckiego, słuchaliśmy muzyki - wspomina Czarek. - Poznawałem nowych ludzi. A, że kobiet wśród nas nie było, to ktoś rzucił: „Może byśmy założyli klub?”. U nas są robotnicy, prawnicy, architekci i strażacy. Bywali też w Caffe Modjeska, gdzie po latach jeden z nich zadebiutował jako dramaturg.

Marzyli o zaproszeniu na koncert znanego muzyka, ale nie wiedzieli, jak to zrobić. Okazuje się jednak, że jak się chce, to można góry przenieść. W klubie grali już Janusz Muniak, Kuba Stankiewicz, Jarosław  Śmietana, Wojciech Staroniewicz, Leszek Cichoński. Gościły tu też światowe gwiazdy: wokalista John Tucker, saksofoniści Mack Goldsbury, Vincent Herling czy trębacz Jeremy Pelt.

Cezary nie zmienił się, gdy z dnia na dzień stał się znany jako dramaturg. - Ten cały szum mnie krępuje. Chcę się ukryć za tekstem. Nie lubię słowa sukces, „bo to upadek wzwyż”. Cieszę się, że poznałem Asię, bo to wspaniały człowiek. Jest mi miło, że  w teatrze pojawił się jazz i postać szczególnie mi bliska - Billie  Holiday.

Joanna Gonschorek chętnie zagrała w melodramie. - Zdarzało mi się, że ktoś przysyłał mi swoje teksty. Zawsze staram się być uczciwa w osądach – mówi aktorka. - Chyba nie miałabym odwagi powiedzieć Czarkowi, że jego dzieło jest do du...(śmiech). Jego historia Bille bardzo szybko mnie wkręciła.

Aktorka ciepło mówi o Cezarym, którego poznała niedawno. - To niezwykły człowiek. Pisze genialne wiersze, o których powinien usłyszeć świat – uważa Joanna Gonschorek. - Ma ogromną wiedzę. Mogę go słuchać godzinami. Czas spędzony z nim nie jest czasem straconym.

Aktorka mówi nam, że Czarek kiedyś ponoć nieźle rysował. Okazuje się, że nadal rysuje, ale - do szuflady.

Jednak pewnego dnia nastąpił przełom. Bukowski nosił przy sobie świeżo napisane wiersze i dzielił się nimi. Jego znajomi stwierdzili, że to już jest coś. Potem powstało kilka opowiadań, felietonów i ciągle nowe wiersze, stale poprawiane.

Wróćmy jednak do melodramy. Cezary pisał ją trzy czy cztery dni. Zafascynowała go ta genialna piosenkarka i jej barwny życiorys. - Ale nie opowiem treści sztuki, bo Asia by mnie zabiła – żartuje autor. - Piszę gdy mam chęć. To dla mnie frajda.

Czuje potrzebę wypowiedzenia się, Chciałby, żeby było jasne, że nie zamierza robić kariery jako dramaturg, pisarz czy poeta. - Bycie kimś takim, to dla mnie mocno podejrzana sprawa. Jestem wolny człek i robię to, na co akurat mam ochotę – mówi Czarek. - Jako zwierzę myślące, robię użytek z głowy, do czego powołany jest każdy przedstawiciel rodzaju ludzkiego.
 
Anna Wiśniewska, przyjaciółka legniczanina do wielu lat, jeździ z nim na koncerty muzyki poważnej. Wspólnie działają w klubie jazzowym. Całą grupą gotują wymyślne dania, oglądają filmy. Myślą o podróży do Indii. - Jeszcze kilka lat temu Czarek nie wierzył w siebie. Nawet nie chciał mieć telefonu komórkowego. Teraz nie wyobraża bez niego sobie życia. Nawet technicznie się rozwinął – śmieje się Anna Wiśniewska.

Czarek przyznaje, że był czas, gdy nie spotkał się z ludźmi, czytał książki. - Nie wyobrażam sobie siebie bez pasji. Dla mnie żałosne jest leżenie przed telewizorem. Każdy z nas może coś z siebie wykrzesać, organizować, jeździć na koncerty czy założyć jakieś stowarzyszenie, inni na pewno pomogą – mówi Cezary Bukowski.

(Zygmunt Mułek, „Legnicka Billie Holiday”, Panorama Legnicka, 24.11.2009)