Wojcieszek, rezygnując z syntezy, metafory i środków, którymi rządzi się teatr (a nie film!), skazuje swój spektakl na naskórkowość bieżącej relacji i wytartych tez. Pozostaje wiara, że po trzech latach od premiery "Osobisty Jezus" już się realizatorom "ograł". I tylko dlatego wypadł blado. O sztuce "Osobisty Jezus" w reż. Przemysława Wojcieszka z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy na XII Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej w Łodzi pisze Monika Wasilewska.

Na Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej ze sceny płyną rwącym potokiem "kurwy" i "chuje". O co chodzi? O spektakl "Osobisty Jezus" z Teatru Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. To nie pomyłka, że ks. Waldemar Sondka zaprosił ten spektakl. Ponownie udowodnił, że nie chce mieć przeglądu "kościółkowego", tylko otwartą dyskusję o współczesnej relacji sztuki i religii. Nawet jeśli ta relacja jest kontrowersyjna czy kaleka. Tak jak spektakl Przemysława Wojcieszka.

Reportaż z "Polski BIS"


Stała publiczność festiwalu nawet się nie skrzywiła. Wiedziała, że teatr Jacka Głomba nie służy produkowaniu gładkich, estetycznie wyrafinowanych dzieł (...).

Bez poezji na scenie


Reżyser zdecydował się na oszczędne środki, co przynajmniej w niewielkim stopniu uratowało spektakl przed (ksero) kopiowaniem codzienności. Widownię posadził z czterech stron niewielkiej, zbudowanej z desek sceny, przy samym jej brzegu. Żeby wtargnąć w teatralny świat, wystarczyło wyciągnąć rękę. Ale fizyczna bliskość nie zmniejszyła dystansu do opowiadanej historii i jej bohaterów.

Sporo w tym zasługi samego Wojcieszka, który tak się użala nad Ryśkiem, że już niewiele zostaje dla widzów. Wszyscy go oszukują, zdradzają, okładają. Ukochana, dla której wytrzymał męki więzienia, puszcza go kantem z jego bratem. Bo brat ma pieniądze za sprzedaną Niemcom (!) ziemię ojca. Wydziedziczony Rysiek nie ma nic. Agata kiedyś była nawet dobra, ale potem "zrobiła zabieg" i się zmieniła, bo "przecież aborcja musi zostawić jakiś ślad". Opoką nie jest też miejscowy ksiądz, który głosi, że Jezus lubi silnych. Tymczasem na złą stronę Ryśka ciągnie Tadek, cwaniak i złodziej. Pozostawiony samemu sobie bohater wierzy głęboko, że odwiedzi go Jezus. Wierzy daremnie.

Wojcieszek nie uprawia na scenie poezji. Bohaterowie okładają się pięściami, z hukiem padają na deski, ich pot spektakularnie pryska we wszystkie strony. Tadzio rozlewa wódkę w szklanki, drapie się w swój goły bęben i wydziera się na żonę, żeby przyniosła flaszkę. Oto prawda "z życia wzięta". Tyle że na scenie brzmi fałszywie i stereotypowo. Jeszcze dwa kroki i działania aktorów zabrnęłyby we własną karykaturę. Wojcieszek, rezygnując z syntezy, metafory i środków, którymi rządzi się teatr (a nie film!), skazuje swój spektakl na naskórkowość bieżącej relacji i wytartych tez. Próba "psychologicznej głębi" w modlitwach Ryśka to za mało, żeby mówić o dojrzałym, mądrym przedsięwzięciu.

Pozostaje wiara, że po trzech latach od premiery "Osobisty Jezus" już się realizatorom "ograł". I tylko dlatego wypadł blado.

"Nad" i pod


Zaledwie miesiąc temu widzowie Teatru Jaracza obejrzeli prapremierę dramatu "Nad" Mariusza Bielińskiego, laureata tegorocznej Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Tekst opowiada bardzo podobną historię: bohater wychodzi z więzienia, próbuje wrócić do dawnych relacji z ludźmi, osadzić się w dawnej-nowej rzeczywistości. Zadaje wiele pytań Bogu, nie może pojąć, dlaczego "padło właśnie na niego", przeprasza i zarazem oskarża, ma w sobie tyle samo bojaźni i nienawiści Poetycki, a zarazem brutalnie prawdziwy tekst Bielińskiego ma właśnie to, czego brakuje u Wojcieszka. Coś pod powierzchnią.

(Monika Wasilewska, „Oszukiwany Rysiek czeka na Jezusa”, Gazeta Wyborcza Łódź, 12.11.2009, przytaczany fragment pochodzi z wortalu e-teatr.pl)