Drukuj
Jubileusz gliwickiego festiwalu teatralnego sprawił, że organizatorzy poprosili Jacka Głomba, Piotra Tomaszuka i Andrzeja Dziuka, by zaproponowali, co chcą pokazać. W efekcie widzowie oglądali "Operację "Dunaj"" z Legnicy, "Marat-Sade" z Supraśla i "Barabasza" z Zakopanego. Nurt "Inspiracje" w ramach XX Gliwickich Spotkań Teatralnych podsumowuje Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Gliwickie ruiny od lat inspirują twórców teatralnych. Dotychczas te inspiracje pokazywano w ramach Gliwickich Spotkań Teatralnych na zasadzie konkursu. Artyści na potrzeby festiwalu przygotowywali nowe przedstawienia inspirowane właśnie tą niesamowitą przestrzenią.

W tym roku, z okazji jubileuszu dwudziestolecia festiwalu, nurt Inspiracje nie miał charakteru konkursu. Organizatorzy zaprosili trzy zaprzyjaźnione teatry, stale występujące na Spotkaniach: Teatr im. Modrzejewskiej z Legnicy, Teatr Wierszalin z Supraśla i Teatr im. Witkacego z Zakopanego. Dyrektorzy tych teatrów sami wybrali przedstawienia, którymi chcieli podzielić się z gliwicką publicznością, i tak, na początek festiwalu zobaczyliśmy: "Operację "Dunaj"" z Legnicy, "Marat-Sade" z Supraśla i "Barabasz" z Zakopanego.

"Operacja "Dunaj"" to przedstawienie z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, choć temat wcale tego nie zapowiada. Tekst Roberta Urbańskiego opowiada perypetie polskich czołgistów, którzy w trakcie interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji zgubili się w czeskim lesie i nieświadomie zmierzają w stronę NRD. W tajemniczym lesie spotykają radziecką sanitariuszkę, czeskie dziewczyny, które zamierzają walczyć z wrogiem zarażając go syfem, czeską handlarkę i jej upośledzonego syna, a nawet polską profesor entomologii.

Tekst Urbańskiego pełen jest analogii i nawiązań literacko-kulturowych. Najbardziej oczywiste jest skojarzenie zagubionej załogi z najbardziej znanymi w Polsce czołgistami z Rudego 102. Jednak mit chłopców bohatersko wyruszających na wojnę jak na życiową przygodę, zostaje w legnickim przedstawieniu obalony.

Urbański pokazuje swoich czołgistów jako grupę niezbyt rozgarniętych, nie do końca świadomych w czym biorą udział mężczyzn. Jeden z nich, telegrafista Sapieżyński (Paweł Wolak) w swym podejściu do wojny przypomina kultowego wojaka Szwejka. Pacyfistyczne usposobienie sprawia, że śni on o utopijnym Państwie Porządnych Ludzi, który to sen wypełnia sporą część przedstawienia, momentami rażąc naiwnością i prostotą.

Oprócz Haska w sztuce Urbańskiego znajdziemy także nawiązania do Brechta - postać Andrei (Anita Poddębniak), czeskiej handlarki zaopatrującej żołnierzy przywodzi na myśl Matkę Courage, ciągnącą swój wózek przez wojenne zawieruchy. Tajemniczy i zwodniczy czeski las przypomina te z sztuk szekspirowskich.

"Operacja "Dunaj"" utrzymana jest w iście czeskim klimacie - wszystko potraktowane tutaj zostało z typowo czeskim przymrużeniem oka. O ile taki zabieg bawi w odniesieniu do scenografii (Małgorzata Bulanda): przysłonięcie całej przestrzeni wojskową siatką maskującą, drewniany motor i czołg, o tyle w warstwie treściowej spektaklu trochę irytuje. Kolejne wątki wprowadza się tylko po to, by umożliwić aktorom serię gagów i doprowadzić do szczęśliwego zakończenia, w dodatku ubranego w dość nachalną dydaktykę.

Rewolucyjno-obłąkańcze nastroje zapanowały w gliwickich ruinach za sprawą Teatru Wierszalin i jego spektaklu "Marat-Sade" na podstawie sztuki Petera Weissa "Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade". Supraskie przedstawienie właściwie mogłoby nosić tytuł "Sade-Marat", bo właśnie taka hierarchia postaci wynika zarówno z tekstu Weissa, jak i spektaklu Wierszalina. To de Sade jest tutaj głównym bohaterem, to jego filozofia i poglądy wbijają się w pamięć widza. Wreszcie to de Sade kieruje Maratem i niejako steruje całym światem przedstawionym.

De Sade przebywając w Charenton nieustannie pisał, prowadził też teatrzyk, w którym występowali pensjonariusze. W ramach tej arteterapii Sade (Rafał Gąsowski) i jego podopieczni przygotowują spektakl o Maracie i rewolucji. Tekst został napisany, role obsadzone, przedstawienie czas zacząć. W rolę Wywoływacza, a jednocześnie Coulmiere'a, założyciela przytułku, wcielił się doskonale Dariusz Matys. Jego niezwykle żywiołowa, pełna energii, a czasem brutalna postać, doskonale kontrastuje z cichą, przestraszoną Karoliną Corday w wykonaniu Ewy Gajewskiej.

Mocną stroną spektaklu są - jak zwykle w Wierszalinie - sceny zbiorowe: pełne ekspresji, energetyzujące, szalone. Jarmarczność, błazenada, groteska, Eros i Thanatos - tu wszystko łączy się ze wszystkim, dając wybuchową mieszankę. Niestety, pomiędzy scenami zbiorowymi widz może się z powodzeniem zdrzemnąć, niewiele tracąc ze scenicznej akcji, która znacznie zwalnia tempo.

Ostatnia mistrzowska inspiracja to spektakl "Barabasz" Teatru im. Witkacego z Zakopanego. Tekst Pära Lagerkvista opowiada losy tytułowego Barabasza (Krzysztof Najbor) po tym, jak uniknął ukrzyżowania, zamiast niego zginął Chrystus. To niespodziewane ocalenie powoduje, że Barabasz zaczyna zadawać sobie pytania o wiarę, interesuje się Chrystusem i głoszonym przez niego posłannictwem miłości, spotyka się z jego wyznawcami, apostołami, a także świadkami cudów dokonywanych przez Jezusa. Stara się dociec, czy ten, który zmarł na krzyżu rzeczywiście był Synem Bożym, a jeśli tak to, co oznaczają powtarzane przez jego przyjaciół słowa jakoby "umarł za nas wszystkich".

Barabasz próbuje uwierzyć, ale jego sceptycyzm jest zbyt wielki, nie pokonuje go nawet rozmowa z Łazarzem (Andrzej Bienias) na temat śmierci. Barabasz uniknął śmierci, przez co znalazł się w stanie "pomiędzy". Nie potrafi wrócić do swojego poprzedniego żywota pełnego przyjemności doczesnych, nie może też przystać do zwolenników Chrystusa. Szanse na znalezienie wyjścia z tego impasu są raczej marne, Barabasz będzie nieustannie miotał się pomiędzy.

Andrzej Dziuk stworzył przedstawienie bardzo oszczędne w formie, a przez to bardzo wyraziste i atrakcyjne wizualnie. Inscenizacja skupia się wokół czterech podstawowych barw: bieli przynależnej wyznawcom Jezusa, szarości charakterystycznej dla Barabasza oraz czerwieni i czerni, w jaką odziani zostali dawni przyjaciele tytułowego bohatera. Dodatkowo, w zależności od rozgrywanej sceny, aktorzy rozkładają na podłodze kwadrat materiału w jednym z tych kolorów. Tak proste zabiegi w połączeniu z naturalną surowością ruin tworzą niesamowity nastrój przedstawienia.

Misteryjny charakter spektaklu podkreśla muzyka Pawła Steczkowskiego, której motywem przewodnim jest pieśń do słów Psalmu 55. "Barabasz" pozwala na chwilę zatrzymać się w zabieganiu dnia powszedniego i na nowo zastanowić się nad problemami wiary.

Trzy dni spędzone w gliwickich ruinach pokazują, że to wyjątkowe miejsce może inspirować na rozmaite sposoby. Ta specyficzna przestrzeń równie dobrze nadaje się do lekkich historii rodem z czeskiego kina, obłąkańczych opowieści o rewolucji, a także do misteryjnych przypowieści stawiających fundamentalne pytania o wiarę. Dzięki tym trzem dniom organizatorzy Gliwickich Spotkań Teatralnych mogą być spokojni o dalsze losy nurtu "Inspiracje", wystarczy tylko zapraszać odpowiednich reżyserów, którzy będą potrafili wsłuchać się w to niepowtarzalne miejsce.

(Anna Wróblewska, „Mistrzowskie Inspiracje”, Nowa Siła Krytyczna, e-teatr.pl, 20.05.2009)