Triumf „Małej Moskwy” melodramatu Waldemara Krzystka na festiwalu w Gdyni to największy dolnośląski filmowy sukces ostatnich lat. Kolejny to trzecia edycja festiwalu Era Nowe Horyzonty. Wydarzeniem była tu premiera ostatniego obrazu Piotra Łazarkiewicza "0_1_0". Porażką okazał się start Dolnośląskiego Konkursu Filmowego. Oceniają Magda Piekarska i Magda Podsiadły.

Złote Lwy Gdyńskie dla Krzystka za film "Mała Moskwa" to nie tylko prestiż najważniejszej polskiej nagrody filmowej, ale i przysłowiowy kij włożony w mrowisko. Przez wiele tygodni w mediach szalała burza, która podzieliła środowisko krytyków na zwolenników kina artystycznego i komercyjnego. Sam twórca wystąpił tu w charakterze chłopca do bicia. Dostało mu się za to, że zrobił sprawny melodramat z historycznym tłem polsko-rosyjskim w Legnicy lat 60., że poruszył temat dotąd w kinematografii polskiej niezauważany - powojennej obecności okupanta radzieckiego w Polsce. Swoją nagrodą skrzywdził wielką przegraną - Małgorzatę Szumowską i jej trudny, ambitny film "33 sceny z życia".

Krzystek właściwie specjalnie się nie bronił, uznając, że film robi dla widzów i to oni decydują, czy chcą go oglądać, czy nie. Publiczność zagłosowała na "tak": po pięciu tygodniach na ekranach "Mała Moskwa" zdobyła już 180 tys. widzów wg rankingu Stopklatki. W zeszłym tygodniu film zajmował siódme miejsce w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych filmów. "33 scen..." Szumowskiej nie ma w tym zestawieniu.

Zadowolony jest dystrybutor filmu Krzystka Syrena Films, a to ważne, bo wrocławski reżyser pracuje już nad kolejnym projektem - filmem o skoku na kasę dolnośląskiej "Solidarności" w przeddzień stanu wojennego według scenariusza Krzysztofa Kopki, także wrocławianina.

Rok 2008 był nie tylko intensywny dla Krzystka, ale i dla Jana Jakuba Kolskiego, który tylko pozornie zamilkł na kilka lat po realizacji "Jasminum". W maju do kin wejdzie nowy jego film "Afonia i pszczoły", opowieść o życiu na prowincji w latach 50. i o pasji notowania na taśmie filmowej otaczającej rzeczywistości. Może to będzie kolejny wrocławski kandydat do nagrody w Gdyni?

Reżyser ukończył też kilka scenariuszy, w tym adaptację "Wojny polsko-rosyjskiej pod flagą biało-czerwoną" Doroty Masłowskiej i "Wenecję" według opowiadań Włodzimierza Odojewskiego. Ten ostatni scenariusz za chwilę będzie realizowany, bowiem już w marcu Kolski wyrusza jako reżyser na plan filmowy. Łódzka Filmówka wydaje też jego książkę zatytułowaną "Pamięć podróżna".

Cień Łazarkiewicza nad Erą


Po raz trzeci wielkim filmowym świętem okazał się festiwal Era Nowe Horyzonty. Bez cienia przesady można powiedzieć, że jest to jedyna impreza we Wrocławiu, którą żyje całe miasto. Festiwal Romana Gutka przyciąga do kin wszystkich - od wiernych kinomanów po widzów, którzy na co dzień nie omijają multipleksów. Festiwal rozpoczął premierowy pokaz "Czterech nocy z Anną" Jerzego Skolimowskiego z Kingą Preis w roli tytułowej, a zakończył seans "Milczenia Lorny" braci Dardenne, film nagrodzony w Cannes za najlepszy scenariusz. Pomiędzy było kilkaset seansów, koncerty, wystawy, spotkania z filmowcami z całego świata. Sukces retrospektywy kina nowozelandzkiego potwierdziła nagroda w międzynarodowym festiwalowym konkursie dla "Deszczu dzieci" Vincenta Warda. Konkurs "Nowe kino polskie" wygrała "Złota rybka" Tomasza Wolskiego. Za debiut wyróżniono "Gugarę" Andrzeja Dybczaka i Jacka Nagłowskiego. Nas cieszy nagroda dla wrocławianki Agnieszki Smoczyńskiej za krótkometrażową fabułę "Aria Diva".

Smutnym, acz ważnym wydarzeniem tej edycji okazała się retrospektywa zmarłego nagle Piotra Łazarkiewicza, twórcy związanego z Wrocławiem (tu studiował polonistykę, tu zrealizował m.in. świetny spektakl Teatru Telewizji "Fotoplastikon"). Nie dożył premiery swego najnowszego filmu "0_1_0", który okazał się ważnym artystycznym testamentem reżysera.

Do udanych należy zaliczyć drugą edycję kameralnego festiwalu Interscenario. Robertowi Gonerze udało się znaleźć spójną formułę tej imprezy - w odróżnieniu od wielkich filmowych świąt w rodzaju Ery ta jest skierowana do wybranego odbiorcy - do adeptów scenopisarstwa, którzy w trakcie festiwalu mogą wziąć udział w warsztatach prowadzonych przez najlepszych w tej branży. W tym roku byli wśród nich m.in. Czesi Jan Hrebejk, Petr Zelenka i Petr Jarchovsky, Rosjanin Iwan Wyrypajew i Polacy, m.in. Krzysztof Krauze i Joanna Kos-Krauze. Podczas festiwalu rozstrzygnięto także konkurs na scenariusz - w gronie laureatów znalazła się wrocławianka Aneta Wróbel-Wojtyszko.

Kinowa przeprowadzka

Miniony rok był trudny dla Piotra Weissa, który musiał zamknąć swoje kino Atom w budynku NOT-u na ul. Piłsudskiego i przenieść swoją działalność kilkaset metrów dalej, do kilkakrotnie mniejszego Dworcowego. Na szczęście repertuar, będący odtrutką na to, co w załączniku do popcornu serwują nam multipleksy, pozostał bez zmian.

Cenną inicjatywą jest też działalność Centrum Kultury Wrocław-Zachód na osiedlu Nowy Dwór. Odbywają się tam spotkania z twórcami, retrospektywy i przedpremierowe pokazy filmów. W minionym roku ich bohaterami byli m.in. Dorota Kędzierzawska, Danuta Szaflarska czy Krzystek. Właściwie to szlachetny powrót do dawnej działalności dyskusyjnych klubów filmowych, nadto kontynuacja tradycji kina, tak potrzebnego w tym miejscu odległym od centrum miasta.

Konkursowy bubel

W ubiegłym roku wystartował Dolnośląski Konkurs Filmowy. Ważny, bo promujący powstawanie na Dolnym Śląsku filmowych produkcji - dysponując dwumilionowym budżetem (po milionie od marszałka województwa i prezydenta Wrocławia), konkursowa komisja miała wspierać najlepsze projekty. Jednak pierwsza edycja obnażyła regulaminowe błędy. Najpierw okazało się, że w gronie ekspertów oceniających zgłoszone do konkursu propozycje figuruje wielu jego uczestników. Potem, że komisja pominęła projekt wyżej oceniony, a dofinansowanie przyznała innemu, który zyskał niższe noty od ekspertów, mimo że miała do dyspozycji wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wesprzeć oba filmy. Jeszcze później, że pomyliła się, jeśli chodzi o informację o środkach, które miały zostać przekazane na następną edycję konkursu. Dyrektor funduszu zapomniał od tej kwoty odjąć podatek VAT.

Koniec końców te skomplikowane operacje rachunkowe i tak straciły sens - pieniądze, których nie udało się wydać do końca roku, wróciły do marszałka i prezydenta. Efekt? Wciąż trwają prace nad poprawkami w regulaminie, a władze Wrocławia postanowiły fundusze na konkurs obciąć - wychodząc z założenia, że skoro komisja nie potrafiła ich wydać w całości, to widocznie potrzebuje ich mniej. Kolejna edycja konkursu ma ruszyć jeszcze w styczniu i już wiadomo, że konkurencja będzie ostra. O dofinansowanie dla swojego nowego projektu będzie się starał m.in. Krzystek.

Kitem roku okazała się też premiera "Fundacji" Filipa Bajona, wyprodukowana przez ambitnego wrocławskiego producenta filmów Kolskiego Argomedia Production Lambros Ziotas. Pomysł filmu Bajona jest wrocławski, bo oparty na historii autentycznego oszustwa w pewnej fundacji, wrocławskie są pejzaże, w obsadzie pojawia się plejada dolnośląskich aktorów. Żal więc, że to dzieło nieudane. Z drugiej strony dobrze, że znikło z ekranów tak szybko i niewielu już o tej nieśmiesznej komedii pamięta.

Cisza nad tą Odrą


Koniec roku nie rozjaśnił nam w głowach, jeśli chodzi o sytuację Wytwórni Filmów Fabularnych i Odry Film. Marszałek i minister kultury planują połączyć obie instytucje, nie wiadomo jednak, kiedy do tego dojdzie. Pod znakiem zapytania stoi funkcja tego przedsiębiorstwa po takiej fuzji i np. przeznaczenie Pawilonu Czterech Kopuł. W planach wszystko wygląda pięknie: w halach mają powstawać minimum cztery filmy fabularne rocznie, w pawilonie ma działać nowoczesne multimedialne muzeum.

Pod znakiem zapytania stoi wciąż współpraca Odry Film z Romanem Gutkiem, o której mówi się od ponad trzech lat, czyli od zakończenia pierwszej wrocławskiej edycji Ery Nowych Horyzontów. Jednak mimo upływu czasu te rozmowy wciąż nie mogą wejść w fazę konkretów. Najwyższy czas: po wielkim filmowym święcie, jakim jest festiwal Gutka, kolejne miesiące pozostawiają nam uczucie niedosytu, jeśli chodzi o obecność kina artystycznego w mieście. Całoroczne filmowe centrum, jakim mogłaby stać się prowadzona przez niego instytucja, pomogłoby wrocławskim kinomanom znieść tę posuchę.

(Magda Piekarska, Magda Podsiadły, „Mała Moskwa górą: Filmowe podsumowanie roku”, Gazeta Wyborcza Wrocław, 7.01.2009)