Drewniane modele prawosławnych i grekokatolickich cerkwi Łemków, Bojków, Hucułów i Słowaków, zarówno tych, które przetrwały, jaki i tych, po których zostały jedynie zdjęcia i wspomnienia, od czwartku 4 grudnia można będzie oglądać w holu legnickiego teatru. Na tę niezwykłą wystawę składa się 19 modeli świątyń wykonanych przez legniczanina Michała Warchiła. Ekspozycja udostępniona będzie bezpłatnie i potrwa do 9 stycznia.

– Hańczowa, Stawisza, Bieliczna, Słotwiny… to tylko przykładowe nazwy łemkowskich wsi, których cerkwie uwiecznił Michał Warchił. On sam, jako sześcioletni chłopiec, musiał wiosną 1947 roku wraz z rodzicami opuścić wieś Krempna w powiecie jasielskim. Tak jak bohaterowie dramatu Roberta Urbańskiego „Łemko”, którą w legnickim teatrze wyreżyserował Jacek Głomb (premiera we wrześniu 2007 roku), Warchił stał się ofiarą przymusowych wysiedleń ukraińskich grup etnicznych (według nich samych – narodowych) z Beskidu, które prowadzono pod kryptonimem Akcja „Wisła”.

Kilka z zaprezentowanych na wystawie cerkwi można zobaczyć już tylko na zdjęciach lub właśnie w drewnianej miniaturze. Po wysiedleniu wiele z nich zostało bowiem zniszczonych, spalonych lub – pozbawione opieki i gospodarzy – rozpadły się ze starości. Wszystkie miniaturowe rekonstrukcje Michał Warchił wykonał w swoim legnickim mieszkaniu na osiedlu „Kopernik”. Wybudowanie jednej zabiera mu ok. 200 godzin, czyli miesiąc bardzo intensywnej pracy, wymagającej precyzji i – często trudno dostępnych – dokumentów.


Kiedy Michał Warchił zasiada do warsztatu, myślami wraca na rodzinną Łemkowszczyznę – pisała o autorze cerkiewnych miniaturek Honorata Rajca z legnickiego Tygodnika Konkrety.pl:

„Budowa jednej oznacza miesiąc intensywnej pracy. Najpierw powstają ściany, dach, a na nim banie. Potem rozpoczyna się pieczołowite odtwarzanie detali: gont, krzyże, drzewa oraz murek przy świątyni. Legniczanin Michał Warchił skleja modele cerkwi łemkowskich, które są mu szczególnie bliskie, ale także huculskich, bojkowskich i słowackich.

Najpierw zbudował tę, która stoi w skansenie w słowackim Bardejowie. W latach 70. gościł w Świdniku na Dniach Kultury Rusińskiej i tam kupił książkę. Zawierała dokumentację techniczną bardejowskiej cerkwi: długość, wysokość, szerokość. Te dane umożliwiły mu wykonanie dokładnego modelu pomniejszonego do odpowiedniej skali.

Nie na sprzedaż

Prototyp trafił do śmieci, ale kolejne modele były coraz doskonalsze. Do dziś Michał Warchił zbudował z drewna około 30 cerkiewek. W pracy ma udział cała rodzina. Żona Olga, która cierpliwie czeka, aż mąż pochłonięty pracą, wróci do rzeczywistości i np. wyniesie śmieci, syn, który w komputerze robi rysunki modeli, i córka.

- Piotr i Irena zeszli niemal całą Łemkowszczyznę. W każdej odwiedzanej wsi robili skrupulatne pomiary i zdjęcia cerkwi. Dzięki nim mogę je teraz wiernie odtworzyć. Ale skupiam się na sklejaniu tych, które nie istnieją. Ich już nie można ani pomierzyć ani sfotografować. Liczę więc, że ktoś po przeczytaniu tego tekstu udostępni mi fotografie z domowego albumu. Brak rysunków technicznych, wymiarów i zdjęć jest dla mnie największym problemem – wyjaśnia Michał Warchił.

Większość modeli można zobaczyć w jego mieszkaniu na os. Kopernika. Kilkanaście pojechało w świat: do Kanady, za Wielką Wodę, wszędzie tam, gdzie rozjechali się Łemkowie. Dawał je bliskim w prezencie („bo to jedna z tych rzeczy, które nie są na sprzedaż”). Prosili o nie, każdy chciał na obcą ziemię zabrać coś swojego.

W Polsce Warchił miał kilka wystaw, m.in. w Gorzowie w Muzeum Lubuskim, w Szczecinie na Zamku Książąt Pomorskich, w Szreniawie w Muzeum Narodowym. Cerkwie budzą zainteresowanie. – Co ludzie o nich mówią? Proszę przeczytać wpisy w księdze pamiątkowej – pokazuje tom. – Każdy chce zobaczyć tę z jego wsi. Oglądają i co rusz pytają: „A ta z Bartnego jest?”, „A może tę z Florynki pan zrobił?”. Po tych pytaniach można poznać, skąd czyje korzenie – mówi.

5 tysięcy klepek

– Ulucz, Brunary, Kwiatoń, Stawisza, Słotwiny, Berest... – wymienia nazwy wsi, których cerkwie uwiecznił. Budowano je planie wydłużonego prostokąta, krzyża lub koła, z ołtarzem kierowanym na wschód, jak wszystkie wczesnochrześcijańskie kościoły. Ma to starotestamentową genezę, wg której światłość i mądrość przychodzi wraz ze słońcem od wschodu. Stoją na półkach jedna obok drugiej. Dach każdej wieńczą kopuły. Ich liczba nawiązuje do Pisma bądź tradycji: jeden Bóg, trzy osoby boskie, czterech apostołów, pięć ran Chrystusa itd.

– Cerkiew świadczyła nie tylko o wierze, ale także o poziomie kulturalnym i materialnym wioski. Była jej wizytówką. Budowano z drewna. W beskidzkich lasach było go pod dostatkiem, a kamień kiepski. Nie nadawał się. Sprowadzenie zaś dużo kosztowało – wyjaśnia Warchił.

Stworzenie jednego modelu zabiera mu około 200 godzin, to miesiąc intensywnej pracy. – Na początku grube drewno trafia do garażu, gdzie przechodzi wstępną obróbkę. Potem przenoszę się na balkon. Całość sklejam już przy niewielkim stoliku w pokoju. Najpierw drewniany korpus, potem dach i banie – wymienia.

Wreszcie żmudne krycie gontem. Z cienkich jak słomka drewnianych szczap Łemko wycina drewienka długości paznokcia i przykleja jedno obok drugiego. Na jeden model potrzeba 5 tys. sztuk! Na koniec odtwarza otoczenie. Droga; okalający świątynię mur, który dawniej pełnił też funkcję obronną, dziś już tylko oddziela miejsce święte od profanum; i wieniec drzew – zwykle lip bądź dębów, jak w pogańskich świętych gajach, gdzie lipa symbolizowała pierwiastek żeński oraz zdrowie, a dąb – pierwiastek męski – siłę.

Pamięć w miniaturze

- Łemkowie są wyznawcami chrześcijaństwa wschodniego. Rozdzieleni są między prawosławie a grekokatolicyzm, który jest obrządkiem Kościoła rzymskiego. W niektórych wsiach stały więc po dwie cerkwie – informuje. Po wysiedleniu wiele popadło w ruinę lub celowo zostało zniszczonych. W niektórych znów brzmi starocerkiewnosłowiański, w innych odprawia się łacińską liturgię.

Cerkiew w Hańczowej, którą w zbiorach ma Łemko, to jedna z nielicznych z zegarem na szczycie. Zegar jest atrapą, nigdy nie odmierzał czasu. Powstała w XVII w. Po wysiedleniu Łemków była bardzo zniszczona. Władze wydały nawet nakaz rozbiórki. Jednak ocalała. Dawniej grekokatolicka, dziś modlą się w niej prawosławni, którzy tam wrócili.

Warchiłowi najbliższa jest świątynia w Krempnej (bo w tej wsi się urodził). Jest trójdzielna, na wzór świątyni jerozolimskiej. W większości łemkowskich cerkwi ten podział jest także widoczny na zewnątrz. Trzy części świątyni odpowiadają trzem sferom duchowego życia człowieka. Pierwszy jest narteks, coś w rodzaju przedsionka. On symbolizuje oczyszczenie. Przez niego wkraczamy do nawy głównej z ikonostasem (oświecenie), czyli ścianą zbudowaną z ikon, która zasłania wiernym „boską” część świątyni. Za nim mieści się najważniejszy ałtar. Dostać się do niego można przez Carskie Wrota. Wejść za ikonostas mogą tylko mężczyźni. Ałtar symbolizuje zjednoczenie z Bogiem.

– Cerkiew z Bielicznej uratowali myśliwi i miejscowy rzymskokatolicki ksiądz, zafascynowany Beskidem. Teraz raz w roku, na św. Huberta, modlą się w niej myśliwi – opowiada Warchił. U niego jest ozdobą salonu, w Bielicznej stoi w polu, na którym kiedyś rozciągała się wieś.

Świątynia w Uluczu (jeszcze z drewna oprawianego toporem) dziś jest muzeum. Cerkiew z Nowej Wsi już nie istnieje. Spłonęła w latach 70. Nie ma też cerkwi w Pętnej, Nieznajowej, Czertyżnem... Dziś można je zobaczyć na fotografiach lub na legnickim os. Kopernika.

Wracam na Łemkowynę

Zapach drewna, blask świec, opary przez lata palonego kadzidła – tego klimatu nie da się odtworzyć w miniaturze. Ale Michał Warchił go dobrze pamięta.

– Kiedy siadam przy swoim warsztacie, choć widok mam na betonowe blokowisko, myślami jestem na Łemkowynie. Wspominam ludzi, przyrodę, powietrze. Myślę o Krempnej, gdzie się mieszkałem do wysiedlenia. Pamiętam naszą chyżę, ją też wykonałem w drewnie. Dziś domu już nie ma. Bo o ile o cerkwie dziś dba się coraz bardziej, budownictwo tradycyjne zanika w szybkim tempie. Często w myślach pojawia się też mój ojciec Andrzej. To po nim odziedziczyłem tę miłość do drewna. On, tak jak ja, lubił się nim bawić i tworzył z niego różne rzeczy – opowiada".

(Honorata Rajca, „Sklejanie Beskidu”, Konkrety.pl, 23.07.2008)