- Sytuacja, w której w jednym programie ministerialnym Teatr Narodowy jest uczestnikiem, a w drugim organizatorem, a jego pracownicy raz występują o przyznanie dotacji, innym razem decydują o ich podziale dla pozostałych teatrów, jest co najmniej niezręczna, ponieważ tworzy niebezpieczeństwo konfliktu interesów - finał ministerialnego konkursu na wystawienie sztuki współczesnej komentuje Roman Pawłowski w „Gazecie Wyborczej” (26.06.2006).

„Ogłoszono właśnie wyniki konkursu na wystawienie sztuki współczesnej, który jest najważniejszym instrumentem wspierania polskiej dramaturgii z publicznych środków. Jego budżet wynosi w tym roku 1 mln 350 tys. zł, bardzo ważne jest więc zachowanie maksymalnie przejrzystych reguł dzielenia tych pieniędzy. Niestety, do ideału wciąż daleko. Kolejny rok z rzędu organizacją konkursu zajmuje się Teatr Narodowy, którego pracownicy zasiadają zarówno w Komisji Artystycznej, jak i w jury. Co prawda spektakle Narodowego nie biorą udziału w rywalizacji, ale teatr ten startuje w innym programie ministerialnym opartym na zasadach konkursowych. Chodzi o program operacyjny "Promocja twórczości", z którego finansowana jest (w wysokości 200 tys. zł) działalność Studia Dramatu Teatru Narodowego. O pieniądze z tego samego programu starają się co roku inne sceny zajmujące się współczesną dramaturgią, na przykład Teatr im. Modrzejewskiej z Legnicy, Teatr im. Szaniawskiego z Wałbrzycha czy Laboratorium Dramatu z Warszawy. Sytuacja, w której w jednym programie ministerialnym Teatr Narodowy jest uczestnikiem, a w drugim organizatorem, a jego pracownicy raz występują o przyznanie dotacji, innym razem decydują o ich podziale dla pozostałych teatrów, jest co najmniej niezręczna, ponieważ tworzy niebezpieczeństwo konfliktu interesów”.