Legnicki Teatr Modrzejewskiej pragnie przełamać patos i nudę, jaka nieodmiennie i od lat kojarzy się ze sposobem świętowania 11 listopada. Przypadającą w tym roku 90 rocznicę odzyskania niepodległości pragnie uczcić radośnie wielkim Balem Niepodległości, który odbędzie się w przeddzień rocznicy. Będzie to pierwszy w Polsce bal biało-czerwony…

W teatrze trwają przygotowania, które uczynić mają bal 10 listopada (poniedziałek) wydarzeniem radosnym, ale także wyjątkowym. Organizatorzy zaproponują uczestnikom, by ich stroje eksponowały elementy bieli i czerwieni w ubiorach, dodatkach, aplikacjach, kotylionach itp. Zadbają także o taki właśnie wystrój wnętrz i oświetlenie całości.

Pomysł nawiązuje do intencji, w której bal jest organizowany, a także do znanych już z aren sportowych sposobów manifestowania przywiązania do barw narodowych i wyrażania w ten właśnie - widowiskowy i radosny sposób - swojego patriotyzmu.

Bal zaplanowany jest na ok. 140 osób (z możliwością powiększenie tej liczby do ok. 200). Jego organizatorem jest Teatr Modrzejewskiej, który do współpracy zaprosi legnickie stowarzyszenia pozarządowe, takie jak: Stowarzyszenie Przyjaciół Teatru Modrzejewskiej, Stowarzyszenie „Tarninów”,  Towarzystwo Miłośników Legnicy „Pro Legnica”, Stowarzyszenie Kobiet „Babiniec”. Patronem balu będzie jego pomysłodawca, przewodniczący Rady Miejskiej w Legnicy.

Cenę biletu na Bal Niepodległości ustalono na 70 zł, w której to cenie goście będą mieli zapewnione gorące danie przygotowane w specjalnych kociołkach (samoobsługa) oraz kilka rodzajów przekąsek na szwedzkich stołach. Alkohol (poza symbolicznym toastem o północy, który zapewnią organizatorzy) oraz napoje będą do kupienia w zaimprowizowanych na tę okazję bufetach.

W kasie biletowej teatru (tel. 076/72 33.505) można już rezerwować już karnety na ten wyjątkowy bal!



Dlaczego bal, dlaczego biało-czerwony?

Od lat scenariusz jest niezmienny. Msza za ojczyznę, orkiestra grająca „Pierwszą Brygadę” i wojskowe marsze, apel pod zaniedbanym pomnikiem, przygarbieni Piłsudczycy wracający do domów ze swoimi sztandarami, puste ulice, nuda – tak właśnie obchodzimy najważniejsze polskie święto narodowe. Kolejne rocznice 11 listopada 1918 roku to niekończące się hołdy poległym, a nie okazja do manifestacji radości z tego, że Polska jest wolna. Zamiast festynów i zabaw, mamy pełne patosu i zadęcia ponure uroczystości nad grobami.

I pewnie dlatego młodzież nie tylko nie lubi tego święta, ale i coraz mniej o nim wie. Według badań TNS OBOP, dorośli Polacy zapytani o wartości, jakie chcieliby przekazać swoim dzieciom, wymienili patriotyzm na ostatnim miejscu, za wrażliwością, wartościami moralnymi, wychowaniem religijnym, wykształceniem i językami obcymi.

Niechęć młodych do rozpamiętywania przeszłości potęgowana jest przez nieumiejętne, pełne kombatanctwa w złym tego słowa znaczeniu, przekazywanie naszej historii na szkolnych lekcjach. Świętujemy tak, jak proponują nam to władze i telewizja – na kolanach, na smutno, z kombatanckim zadęciem. W konsekwencji prowokujemy obojętność i postawy przejawiające się w rosnącym wstydzie przed okazywaniem swojego przywiązania do symboli narodowych. A młodzi pytają, kiedy przestaniemy opłakiwać i zrzędzić?

To prawda, że Amerykanie i Francuzi mają łatwiej, bo ich czerwcowo-lipcowym świętom sprzyjają radosne promienie słońca. W listopadzie jest trudniej, pogoda jest mało sprzyjająca fetom na ulicach, a dodatkowo w naszej pamięci wciąż pozostają cmentarne wizyty, kwiaty i znicze dopalające się na grobach najbliższych.

Od kilku lat w wielu miejscach w Polsce próbuje się przełamać ten bogoojczyźniany, smętny model kombatancki przypisany do 11 listopada. Na razie jeszcze mało odważnie, skromnie, ale… od czegoś trzeba zacząć. Także w Legnicy.

Grzegorz Żurawiński