Po drugiej wojnie światowej wszystkie realizacje sceniczne „Kupca weneckiego”, które potwierdzą w jakikolwiek sposób stereotyp wyobrażeń o narodzie żydowskim, zostaną napiętnowane jako kształtujące postawy antysemickie. Jednak sąd nad Shylockiem trwa do dzisiaj – pisze Krystyna Duniec. Przykładem jest m.in. „Portowa opowieść” w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy (2004), w którym Paweł Kamza i Jacek Głomb spletli fragmenty „Kupca weneckiego” i „Opowieści zimowej”.

(...) Interpretacja sztuki zawsze zależała od stosunku do kwestii żydowskiej wyznaczonego przez sytuacją historyczną, na przykład zwycięstwo Wigów nad Torami, obecność żydowskiego premiera w rządzie albo władzę nazistów. Szczególnie ta ostatnia wpłynęła na recepcję sztuki, dodając do wizerunków Shylocka komicznego albo tragicznego jeszcze jeden - zbrodniczy. Za sprawą hitlerowców figura Shylocka stała się jedną z najsławniejszych postaci w antysemickim orszaku.

W 1940 roku Veit Harlan, uczeń Maxa Reinhardta, mianowany przez Josepha Goebbelsa jednym z najważniejszych reżyserów odpowiedzialnych za produkcję nazistowskich filmów, nakręcił antysemickiego Żyda Süssa. Bohater filmu, Joseph Süss Oppenheimer, osiemnastowieczny doradca katolickiego księcia Wirtembergii, skonfliktowanego z protestanckimi parlamentarzystami, ucharakteryzowany został na przedstawiciela narodu izraelskiego zgodnie z rasistowskimi wyobrażeniami nazistów (od długiego zakrzywionego nosa poczynając), był lubieżnym żydowskim bankierem nienawidzącym całego świata, nielojalnym intrygantem, zakładającym zawsze obłudne maski, Żydem, który nigdy się nie zasymiluje.

W wyniku tego rodzaju działań nazistowskich omal nie doszło kiedyś do linczu w niemieckim teatrze na aktorze grającym rolę Shylocka. Za sprawą Goebbelsa nienawiść do narodu żydowskiego rozpalał także spektakl Kupca weneckiego w reżyserii Lothara Muthela, członka partii nazistowskiej, otwierający w 1943 roku sezon wiedeńskiego Burgtheater. Rolę Shylocka, odpowiednika Żyda Süssa, zagrał Werner Krauss.

Po drugiej wojnie światowej wszystkie realizacje sceniczne Kupca weneckiego, które potwierdzą w jakikolwiek sposób stereotyp wyobrażeń o narodzie żydowskim, zostaną napiętnowane jako kształtujące postawy antysemickie. Ich rolę można by przyrównać do tej, jaką w swoim czasie odegrała książka Martina Lutra o Żydach i ich kłamstwach: nie cieszyła siew elżbietańskiej Anglii wzięciem, ale mimo to za jej sprawą Żyd funkcjonował jako synonim wszelkiego łgarstwa, łotrostwa, zła.

Także u Shakespeare'a: wystarczy przytoczyć słowa Falstaffa relacjonującego losy potyczki, której był uczestnikiem: „byli związani, albo ja jestem Żydem, Żydem nad Żydy", czy Benedykta z Wiele hałasu o nic: "jeśli jej nie pokocham, jestem Żydem". Podobne przykłady można by mnożyć bez liku, nie brakuje ich, naturalnie, i w Kupcu weneckim.

W historii polskiego teatru zdarzyło się, że sztuka Shakespeare'a spełniła wręcz rolę podręcznika instruktażowego w zakresie antysemityzmu. Nigdy chyba wcześniej ani później Kupiec wenecki nie wywołał w polskim teatrze takiej debaty nad kwestią żydowską, jak przy okazji inscenizacji Ryszarda Ordyńskiego w 1934 roku w Teatrze Polskim. Krytycy wtedy zadrżeli: „wyobraźmy sobie dzisiejszego Shylocka, który odwołuje się do traktatów mniejszościowych i grozi Ligą Narodów" - pisał Witold Noskowski. Inni pojmowali Kupca weneckiego jako satyrę na magiczno-formalistyczne pojęcie obligu, wniesione w świat kupiectwa chrześcijańskiego przez obyczajowość ukształtowaną talmudyzmem.

„Wiadomości Literackie” przypisywały nawet sądowym kwestiom Porcji cechy wywodu talmudycznego. Obawiano się, że tak jak przed wiekami faryzeusze żydowscy domagali się ukrzyżowania Chrystusa, tak i dzisiaj Żydzi stanowią zagrożenie. Prasa donosiła o przejawach antysemityzmu, pisała o sąsiadach, którzy przestali się kłaniać żydowskim mieszkańcom swojej kamienicy. Zamieszczała informacje o rozruchach na widowni, oklaskiwaniu szyderstw z Shylocka i ucieczki Jessiki, o kuluarowych rozmowach zdradzających krwiożercze ażydowskie instynkty.

Pod naporem antysemickiej presji uginali się profesorowie. Władysław Tarnawski zaatakowany, że w swoim artykule o Kupcu weneckim nie dość wyraźnie objawił antyżydowskie inklinacje, zapewniał potem na łamach prasy, że jest antysemitą i że Shakespeare'a także uważa za antysemitę, wprawdzie intuicyjnego, nie takiego jak on, który do własnych przekonań doszedł przez rozważenie kwestii żydowskiej narzucającej się każdemu w dwudziestym wieku, szczególnie w Polsce.

Antysemickiej postawie towarzyszyły też głosy oburzenia w stosunku do inscenizacji: „ze sceny sądu weneckiego powiał na salę duch hitlerowski. Znęcanie się nad konfiskatą, szyderczy śmiech, przewaga jednej rasy nad drugą - to wszystko było w tak brutalny sposób przedstawione, że odnosiło się wrażenie, jakby specjalnie zapożyczono jupitery z Hitlerlandu, by dać iluminowany sabat, ucztę najniższych instynktów".

Recenzent żydowskiej gazety uznał wręcz, że autorem sztuki nie jest Shakespeare, ale jeden „z pupilów Goebbelsa made in Germany po przewrocie hitlerowskim". Inni oburzali się na wznowienie antysemickiej sztuki Shakespeare'a, wspierającej antysemicką agitację endecji. „Nasz Przegląd" kwitował sytuację jednoznacznie: „Dyrekcja Teatru Polskiego wystawiła Kupca weneckiego nie na czasie. [...] Wszak wczoraj dopiero kilku młodzieńców w akademickich czapkach zdemolowało bazar palestyński w Pabianicach. Dopiero wczoraj rozrzucono na ulicach ulotki żydożercze. Dopiero wczoraj mówiono w sejmie o potrzebie wydziedziczenia i wypędzenia Żydów".

Wobec sporu antysemitów z filosemitami Związek Literatów i Dziennikarzy Żydowskich zarządził „sąd" nad Shylockiem, rozpatrujący między innymi następujące kwestie: Shylock jako „wieczny argument wszechświatowego antysemityzmu", Bóg Shylocka jako „Bóg zemsty nad szekspirowskimi postaciami Żydów i Nieżydów".

Sąd nad Shylockiem trwa do dzisiaj. W 1998 roku londyńska Globe Education, po premierze Kupca weneckiego w The Globe, która oburzyła niektórych krytyków z powodu śmiechu widowni na spektaklu, przeprowadziła ankietę na temat antysemityzmu tej sztuki wśród wykładowców liceów i szkół wyższych Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady, Nowej Zelandii, Australii, Finlandii, Austrii: niemal osiemnaście procent opowiedziało się za tym, że Kupiec wenecki jest sztuką antysemicką, dwadzieścia procent nie miało zdania, inni zaś uzależniali wymowę sztuki od charakteru inscenizacji, a jeszcze inni uważali, że nie jest antysemicka, ale rozumieli, że można myśleć odwrotnie.

John Gross, autor książki Shylock: A Legend and Its Legacy nie ma wątpliwości: Szekspirowska historia Shylocka jest zdecydowanie antysemicka. Niewątpliwie więc każdy współczesny reżyser, który sięga po Kupca weneckiego, musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czy zamierza wystawić kome­die chrześcijańska czv tragedie żydowską?

Historia powojennych inscenizacji sztuki układa się w historię obrony Shylocka (…).

W Kupcu weneckim w realizacji gruzińskiego reżysera Roberta Sturuy w teatrze Et Cetera Shylock jest szefem rosyjskiej mafii. W eleganckim garniturze rządzi losami ludzkimi, a Antonio - w typie Eltona Johna - opiekuje się młodymi chłopcami. Niesnaski religijne w spektaklu znowu są jedynie pretekstem. Ważniejsze niż różnica wyznania jest to, że komuś lepiej się powodzi, ktoś ma więcej pieniędzy, więcej władzy.

„Przez dwa i pół tysiąca lat w Gruzji żyli ze sobą pokojowo chrześcijanie i żydzi - powiada Sturua. - Nie było u nas nigdy pogromów żydowskich. W Kupcu weneckim antysemityzm i antychrystianizm stanowią tylko pewien punkt wyjścia. Jednak początek dwudziestego pierwszego wieku przynosi nam informację, że wszyscy nie lubimy innych narodów, wszyscy jesteśmy chorzy. I po prostu o tym nie rozmawiamy. Są pewne terminy, za którymi się chowamy, które nie pozwalają nam o tym głośno mówić. Tę chorobę dusimy w sobie i ona czasem ujawnia się nagłymi wybuchami. A powinniśmy ciągle o niej mówić, jeśli chcemy się wyleczyć."

Ta właśnie choroba, która niepokoi gruzińskiego reżysera, stała się również przedmiotem polskiego spektaklu Portowa opowieść w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy (2004), w którym Paweł Kamza i Jacek Głomb spletli fragmenty Kupca weneckiego i Opowieści zimowej. Przedstawienie opowiadało o brutalnym świecie wielkiego biznesu, o kumplach, którzy w obliczu finansowego krachu tracą umocowanie w świecie i obracają swoją agresję przeciwko żydowskim kłamcom. O bankierze Shylocku, z którego żoną uciekł czeski przedsiębiorca Don Pedro, i o Porcji, która jeździ srebrnym kabrioletem. Wszystko zaś dzieje się gdzieś na jakimś wybrzeżu jakiejś Speranzy, gdzie żydowskim oszustom wstęp wzbroniony. W spektaklu „wystarczyła scena ucieczki Żyda przed rykiem i kłębami spalin kabrioletu, żebyśmy wiedzieli, co to antysemityzm".

Zainteresowanie problemem antysemityzmu wyraźnie wzrosło w polskim teatrze w ostatnim roku. Wszystko zaczęło się 11 stycznia 2008 wraz z pojawieniem się w księgarniach Strachu Jana Tomasza Grossa. W tym samym dniu na lubelskiej scenie In Vitro miała miejsce premiera spektaklu Nic co ludzkie Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witt-Michałowskiego, miesiąc później pojawił się Żyd Artura Pałygi w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Oba te przedstawienia zajęły się problemem antysemityzmu, podejmując zarazem szerszy problem negatywnych emocji i nienawiści do Obcego. Postawiły także szereg innych pytań: o sytuację ofiary i kata, o emocje wywołane odkrywaniem własnych żydowskich korzeni, o życie w cieniu Zagłady (…).

(Krystyna Duniec, „Sposoby na Schylocka”, Dialog,  nr 9/2008)