Prezydent Legnicy nie czekał na pokontrolny protokół, nie żądał wyjaśnień, nie udostępnił zainteresowanym listy swoich zastrzeżeń, za to doniósł na szefa teatru do prokuratury. Oskarża go o nierzetelną księgowość. O kolejnej odsłonie wojny, której celem jest pozbycie się nielubianego przez miejską władzę niepokornego dyrektora legnickiej sceny pisze Tomasz Woźniak.

20 tys. zł nagród z teatru dostały osoby niezatrudnione w tej instytucji; 3000 zł wypłacił teatr Krzysztofowi Kopce za napisanie wstępu do publikacji – te liczby wybija autor publikacji.

Prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski nie czekał na zakończenie kontroli w Teatrze im. Modrzejewskiej. Jeszcze przed podpisaniem z marszałkiem dolnośląskim wspólnego protokołu złożył doniesienie do prokuratora. Podejrzewa dyrektora Jacka Głomba o łamanie ustawy o rachunkowości.

- Nie mogliśmy czekać - mówi Arkadiusz Rodak z Urzędu Miasta Legnicy. - Ustawa nakazuje bezzwłoczne powiadomienie o wszelkich nieprawidłowościach.
 
Jednak moment wybrano nieprzypadkowo. Jacek Głomb zajęty jest kręceniem filmu. Pod opieką artystyczną Jirziego Menzla kończy właśnie polsko-czeską produkcję "Operacja Dunaj" o inwazji państw komunistycznych na Czechosłowację w 1968 roku.

Pracownicy teatru od nas dowiedzieli się o doniesieniu prezydenta do prokuratury. - Nie komentujemy tych doniesień, ponieważ nie rozumiemy, na jakiej podstawie powstały - tłumaczy Monika Bieniusiewicz, zastępca dyrektora i główna księgowa teatru. - Kontrola wciąż trwa i nie ma jeszcze protokołu, do którego moglibyśmy się ustosunkować.

Doniesienie to efekt wspólnej kontroli urzędników miejskich i marszałkowskich, prowadzonej na wniosek prezydenta Legnicy. Miasto zakończyło badanie finansów teatru z lat 2006-2007 już pod koniec czerwca. Urzędnicy marszałka dwa miesiące później.

Jak twierdzą kontrolerzy z ratusza, wykryto niegospodarność, brak nadzoru inwestorskiego nad remontem teatru i naruszenia ustawy o zamówieniach publicznych.

W kwietniu 2007 roku Jacek Głomb zawarł umowę z gdańskim wydawnictwem na druk tysiąca egzemplarzy albumu o legnickim teatrze. Pomorska firma miała wykonać zlecenie do 15 sierpnia. Dopiero 3 września dostarczyła 500 sztuk.

Zamiast dochodzić odszkodowania, teatr zawarł kolejną umowę z wydawnictwem, jeszcze mniej korzystną - firma miała sprzedać pozostałe albumy poniżej kosztów produkcji. Teatr nie udostępnił dokumentów, potwierdzających zrealizowanie umowy z Agencją Rozwoju Regionalnego Arleg, kierowaną przez przewodniczącego rady miejskiej. Choć wystawił faktury na 12 tys. zł.

Prezydent zarzuca dyrektorowi brak nadzoru przy wymianie okien i stolarki w teatrze. Wystawiane na ponad milion złotych faktury nie wyszczególniały, za jakie prace płacono. Kolejnym zarzutem było sporządzenie kosztorysu przez firmę startującą w ogłoszonym przez teatr przetargu nie tylko dla siebie, ale i dla biorącego udział w tym samym konkursie innego przedsiębiorstwa.

Urzędników dziwią niektóre wydatki. Na przykład 3 tys. zł za napisanie wstępu do albumu o teatrze czy zapłacenie 14 tys. zł tłumaczowi, choć umowy z teatrami zagranicznymi zawarto tylko po angielsku.

(Tomasz Woźniak, “Teatr u prokuratora”, Polska Gazeta Wrocławska, 2.09.2008)


Od redaktora serwisu:

Urzędnicze “zdziwienie”, o którym pisze autor tekstu, jest wielce osobliwą kategorią prawną. Mnie osobiście dziwi, że Krzysztof Kopka za napisanie obszernego (blisko 50 stron) wstępu do książki “Dramaty Modrzejewskiej. Antologia sztuk napisanych dla teatru w Legnicy”, który jest subiektywną, autorską historią legnickiej sceny lat 1997-2005, wziął tylko 3 tys. zł (brutto). Osobiście, za taką pracę zażądałbym więcej...

Dziwi mnie także skąpstwo dyrektora teatru, który z 25 tys. euro (wówczas prawie 100 tys. zł) głównej nagrody na międzynarodowym festiwalu Prix Visionica za telewizyjną wersję “Made in Poland” ledwie 20 tys. zł wypłacił “osobom niezatrudnionym w teatrze”, w tym twórcy największego sukcesu teatralnego lat 2004-2005 w Polsce, autorowi sztuki i jej reżyserowi Przemysławowi Wojcieszkowi, autorowi muzyki Bartkowi Straburzyńskiemu, odtwórcom głównych ról w spektaklu warszawskim aktorom Erykowi Lubosowi i Januszowi Chabiorowi, a także innym “niezatrudnionym” na legnickim etacie współtwórcom tej bezprecedensowej artystycznej wiktorii.

Dziwi mnie mnóstwo innych rzeczy, w tym “drobiazg”, że prezydent miasta nie chce wyjaśnień od dyrektora teatru, a wybiera donos do prokuratora. Chociaż..., to akurat mnie nie dziwi. Ostatecznie, to tylko kolejna odsłona kampanii nienawiści, której celem jest wykurzenie Głomba z Legnicy. Donos do prokuratury jest logicznym etapem tej prywatnej wojny prowadzonej za publiczne pieniądze.

A co do zdziwień... Mnie osobiście dziwi, że prezydent miasta każdego roku wywala w kosmos 250 tys. zł na opłacanie posłuszeństwa lokalnych mediów, dziwi mnie zatrudnianie za gigantyczną forsę trzech zbędnych wiceprezydentów, obraża 9 dyrektorskich etatów w nadzorowanym przez ratusz MOPS-ie, zdumiewa 25 mln zł z publicznej kasy wywalanych na miejski stadion, na którym piłkę kopać ma drużyna finansowego bankruta, rozwesela wydanie 60 tys. zł na promocyjny kalendarz na rok 2008, który był przedmiotem uzasadnionych drwin z pomysłodawcy i nadawał się tylko do zmielenia, itd.

Przykłady takich zdziwień mógłbym mnożyć. Kłania się przypowieść o źdźble i belce.

Grzegorz Żurawiński