Drukuj
W odpowiedzi na zajęcie kont dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej Jacek Głomb zaatakował swego pracodawcę – prezydenta Legnicy. Obrzucił Tadeusza Krzakowskiego epitetami i rozpoczął akcję protestacyjną, której próbowały zapobiec magistrackie służby. Teatr jawnie drwi z prezydenta. Tabliczki informują, że Tadeusz Krzakowski wyreżyserował dla teatru „Komornika” – pisze Tomasz Woźniak.

Chodzi o 238 tys. zł długu, jakie Teatr im. Modrzejewskiej ma wobec Skarbu Państwa. W latach 1999-2002 placówka przestała płacić raty od przejętych w 1993 roku nieruchomości, czyli obecnej siedziby w Rynku i byłego Wojewódzkiego Domu Kultury przy ul. Nowy Świat.

Do czasu likwidacji województwa zobowiązania za instytucję płacił wojewoda legnicki. Miasto nie kontynuowało tego zadania. Wtedy zaległości wynosiły 70 tys. zł, ale przez lata z odsetkami urosły do blisko ćwierć miliona złotych. Teatr nie miał z czego zapłacić, bo nie mógł zaciągnąć kredytów. Poza tym, Jacek Głomb uważa te zobowiązania za sporne, ponieważ w 1999 roku placówki kulturalne przejęły od państwa za darmo swoje siedziby. Twierdzi, że nie musi płacić.

– Na 90 procent złożę pozew przeciwko Skarbowi Państwa, aby nie tylko umorzył nam dług, ale też zwrócił wszystkie raty, jakie wpłaciliśmy za budynki – mówi Jacek Głomb. – Nie musieliśmy obiektu kupować, bo nam się prawnie należał.

To stwierdzenie padło jednak, gdy było za późno. Komornik już zajął konta i zaczął ściąganie długu. A przecież minęło już co najmniej dziewięć lat, odkąd teatr przestał płacić. Przez ten czas dyrektor nawet nie wspominał o pozywaniu państwa. Zdaniem miejskich urzędników, nie miałby szans na wygranie.

– Teatr przejęto od Skarbu Państwa jeszcze przed wejściem w życie ustawy o wywłaszczeniu (chyba uwłaszczeniu… – przyp. red. serwisu) gminnych placówek – uważa dyrektor wydziału finansów Grażyna Pińkowicz. – Nie wiem dlaczego, ale ówczesna dyrektorka teatru pospieszyła się z wykupem.

Niewidzialny dług


Uderzenie przyszło znienacka. Ani komornik, ani prezydent, ani nawet sąd nie uprzedzili teatru, że we wtorkowe popołudnie zostaną zablokowane konta. Dyrektor może jedynie wypłacać podstawowe pensje swoim pracownikom. Nie będzie pieniędzy na rozliczenie umów cywilnych, na działalność i rozliczenie się z dostawcami energii, gazu, itp.

Pracownicy placówki mają żal do prezydenta o to, że nasłał komornika, ale także o to, że wcześniej nie zgadzał się przejąć długu lub przynajmniej pożyczyć teatrowi pieniądze na jego spłacenie.

– Gdyby 5 lat temu prezydent odpisał na mój wniosek, dziś nie byłoby sprawy – twierdzi Jacek Głomb. – Tadeusz Krzakowski jest chyba jedynym prezydentem na świecie, który podkłada kłody własnej instytucji i doprowadził do tego, że nie możemy funkcjonować – dodaje dyrektor.

A była taka szansa w grudniu 2007 roku. To właśnie na wniosek Jacka Głomba prezydent umorzył część długów wymagalnych placówkom kultury (prezydent nie mógł niczego umorzyć, zwiększył natomiast dotację do zadłużonych legnickich placówek na pokrycie niezapłaconych faktur - przyp. red. serwisu). Także dyrektor odetchnął, gdy nie musiał płacić 200 tys. zł kilkudziesięciu instytucjom i firmom.

Zagadką pozostaje, dlaczego nie złożył wniosku o umorzenie także tych 238 tys. zł, które dziś ściąga z konta komornik. – To nie były wierzytelności wymagalne – tłumaczy szef teatru. – To był dług wymagalny i to w pierwszej kolejności – twierdzi Ryszard Białek, zastępca prezydenta Legnicy. – W 2009 roku mija termin jego spłacenia. Gdybyśmy nic nie zrobili, wojewoda mógłby złożyć skargę na prezydenta do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. A za to grozi nawet zdjęcie z urzędu.

Ryszard Białek zaprzecza też, że teatr nie był uprzedzony o działaniach komornika. W styczniu urzędnicy wysłali dyrektorowi ostateczne wezwanie do zapłaty. Również komornik wysyłał listy, które wracały z adnotacją „adresat nieznany”.

Prezydent Tadeusz Krzakowski nie chce komentować konfliktu z dyrektorem Jackiem Głombem. Tłumaczy, że czeka na zakończenie kontroli w teatrze.  Usunięcie dyrektora ze stanowiska będzie dziś z pewnością trudne. Potrzebna jest bowiem opinia Krajowego Zrzeszenia Artystów Polskich (? – przyp. red. serwisu), ale również zgoda współprowadzącego teatr, czyli marszałka dolnośląskiego.

Ludzie kultury sprzyjają Jackowi Głombowi, którego teatr odnosi sukcesy w kraju. Natomiast w Dolnośląskim Urzędzie Marszałkowskim w Wrocławiu prym wiedzie Platforma Obywatelska, której jawnie sprzyja Jacek Głomb.

Wojna na płycie Rynku

Od trzech miesięcy urzędnicy miejscy i marszałkowscy (placówka jest współfinansowana przez samorząd wojewódzki) sprawdzają finanse. Ryszard Białek ujawnił, że prowadzono nierzetelnie księgowość.  Tymczasem w Rynku pojawiły się tabliczki z wierszykami o prezydencie, który z kultury uznaje tylko... fizyczną oraz krzesełka z informacją o nowej sztuce pt. „Komornik” w reżyserii Tadeusza Krzakowskiego. Tak teatr rozpoczął protest.

W piątek służby prezydenta wdały się w przepychanki z pracownikami teatru i dyrektorem. Zarząd Dróg Miejskich, któremu podlega płyta Rynku (nie cała, część należy do teatru – przyp. red. serwisu), zlecił pracownikom komunalnym usunięcie tabliczek i krzeseł. Jak twierdzono, zagrażają bezpieczeństwu ruchu. Jednak aktorzy (? – przyp. red. serwisu) i Jacek Głomb przegonili sprzątaczy. Tablice pozostały.

Zostawiony miastu


Teatr im. Modrzejewskiej jest jedyną miejską placówką tego typu na Dolnym Śląsku. Pozostałe przejął marszałek dolnośląski. Dopiero dwa lata temu Dolnośląski Urząd Marszałkowski we Wrocławiu zgodził się współfinansować placówkę. W ubiegłym roku dofinansował teatralny budżet kwotą 500 tys. zł, a w tym roku da już 1,2 mln zł. Prezydent chce, by marszałek przejął placówkę w całości.

(Tomasz Woźniak, „Wojna przy kurtynie”, Panorama Legnicka, 17.06.2008)



************************************************************

Gdzie są cohones (*) prezydenta?


Nie po raz pierwszy prezydent chowa się za plecami swoich zastępców, gdy dochodzi do konfrontacji z taką osobowością jak dyrektor Jacek Głomb. Od wtorku namawiamy Tadeusza Krzakowskiego, by zajął stanowisko w sprawie. Jednak uważa, że lepiej milczeć, nawet gdy szef teatru nazywa go współczesnym Herostratesem (w starożytności spalił świątynię, by przejść do historii).

Trochę mi przypomina rządy Ryszarda Kurka, który też wolał się wyręczać swoimi zastępcami – najpierw Stanisławem Kotem, a potem Ignacym Bochenkiem. To oni szli w protestujący tłum, by go uspokoić. Jednak obecny prezydent, który lubi być na pierwszym planie, gdy odnosi sukcesy, stracił swój animusz nie przed grupą legniczan, ale jednym człowiekiem. Meksykanie mieliby jedno wytłumaczenie – stracił. Wiadomo co.

Tomasz Woźniak



(*) od redaktora serwisu: cohones (hiszp.) - jaja