Konkurs III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni zdominowały spektakle rozliczające się z historycznymi problemami Polski ostatnich kilkudziesięciu lat. Nieoczekiwanie główną nagrodę imprezy otrzymał "Żyd" Artura Pałygi w reżyserii Roberta Talarczyka, przygotowany w Teatrze Polskim z Bielska-Białej. Decyzja wywołała zażarte dyskusje. Zdaniem recenzenta GW-T Mirosława Barana na nagrodę bardziej zasługiwały trzy inne spektakle, w tym legnicki „Łemko”.

Dotkliwe problemy z naszej historii pojawiły się w aż siedmiu z dziewięciu prezentacji konkursowych; mieliśmy problem przed i powojennego antysemityzmu (zwycięski "Żyd"), morderstw stanu wojennego ("Kochałam Bogdana W." krakowskiego teatru Łaźnia Nowa), przesiedlania mniejszości narodowych ("Łemko" Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy) czy lustracji ("Lustracja" Teatru im. Modrzejewskiej).

Największą wadą spektakli tegorocznego konkursu był chyba ich nadmierny dydaktyzm. W większości przypadków wstydliwe tematy polskiej historii prezentowane były z punktu widzenia jednostki, jednak mimo to ze sceny padały - niczym w szkolnym podręczniku - dziesiątki dat, nazw miejscowości, definicji i faktów. Szczególnie raziło to w spektaklach "Łemko" i "Żyd". Na szczęście pojawiły się na R@Porcie dramaty, które tej wady nie posiadały: "Kochałam Bogdana W." krakowskiego teatru Łaźnia Nowa (tu niestety bardzo mocno zawiodła gra aktorska i reżyseria) oraz chyba najlepszy na festiwalu "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki.

Akcja tego ostatniego dramatu toczy się w umownej przestrzeni - na boisku piłkarskim. Na ławce rezerwowych osiem postaci, polskich ikon: generał Jaruzelski, była więźniarka z Auschwitz, biskup pedofil czy szalikowiec w dresie. Całość przypomina - na pierwszy rzut oka - makabryczną farsę, daleko przekraczającą granice dobrego smaku. Jednak wśród prześmiesznych gagów mamy mnóstwo trafnych i skłaniając do myślenia uwag dotyczących naszej kondycji, przeszłości, wartości i marzeń. Demirski nie pochyla się jednak szczegółowo nad każdą z nich; kolejne tematy wystrzeliwane są z prędkością karabinowych kul.

Zwycięski "Żyd" jest opowieścią o polskim antysemityzmie, często nawet nieuświadomionym, a zadziwiająco mocno utrwalonym w świadomości i języku. W szkolnej salce w niewielkiej miejscowości odbywa się zebranie, które zwołał dyrektor. Razem z polonistką, księdzem-katechetą, anglistką i nauczycielem wf-u stara się ustalić, jak zdobyć pieniądze od mieszkańca Izraela - syna znanego żydowskiego pisarza, dawnego mieszkańca miejscowości. Dyskusja ma na początku lekki, komediowy charakter, szybko zmienia się jednak w psychodramę: z bohaterów zaczynają wyzierać uprzedzenia z przeszłości. Stopniowo bohaterowie zmieniają się w symbole elit ostatnich kilkudziesięciu lat: komunistycznego karierowicza, intelektualistki działającej w opozycji czy młodej osoby, której przeszłość jest (pozornie) obojętna.

Najmocniejszym elementem "Żyda" jest z pewnością sprawnie napisany tekst. Jednak samemu widowisku zdecydowanie brakuje dobrego reżysera, który ten dramat by opracował oraz dobrze poprowadził aktorów (ci snują się bez celu pomiędzy ławkami lub stają w kącie). Decyzja jury (w jego składzie znalazł się teatrolog z Uniwersytetu Gdańskiego Zbigniew Majchrowski, krytyk literacki i teatralny Tadeusz Nyczek, aktor i reżyser, założyciel Teatru Biuro Podróży z Poznania Paweł Szkotak, dramaturg i reżyser Ingmar Villqist oraz reżyser i dyrektor Teatru im. Jaracza z Łodzi Waldemar Zawodziński), przyznająca główną nagrodę R@Portu właśnie "Żydowi", wywołała zażarte dyskusje. Prócz wspomnianego widowiska duetu Demirski/Strzępka na wyróżnienie o wiele bardziej zasługiwał "Łemko" czy "Gardenia" Laboratorium Dramatu (wyłamująca się nieco z tematyki imprezy kameralna, poruszająca opowieść rodzinna o czterech pokoleniach kobiet).

Pomysł profilowania tematycznego każdej z edycji R@Portu ma swoje wady i zalety. Przede wszystkim pozwala w jednym miejscu obejrzeć prawie wszystkie najważniejsze spektakle dominującego w danym sezonie nurtu, skonfrontować ze sobą różne ujęcia podobnych tematów ze wszystkich zakątków kraju.

Z drugiej jednak strony, przez taką selekcję, nie pojawiają się w Gdyni inne głośne przedstawienia ostatnich miesięcy, które wywołały dyskusję wśród krytyki i widzów, a po prostu tematycznie nie pasują do konkursu. Choć przyznać trzeba jednocześnie, że i tak ściągnięcie najgłośniejszych polskich widowisk byłoby trudne; na pewno pojawiłyby się problemy z ustaleniem wolnych terminów, poza tym są to zwykle spektakle drogie lub bardzo drogie w eksploatacji i organizatorów R@Portu na wszystkie takie realizacje z pewnością nie byłoby stać. Zatem pomysł "selekcji tematycznej", choć nie idealny, jest z pewnością ciekawy i z roku na rok na gdyńskim festiwalu sprawdza się coraz lepiej.



Wyniki III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port:


Nagroda główna (30 tys. zł) - "Żyd" Artura Pałygi (Teatr Polski z Bielska-Białej, reż Robert Talarczyk).

Równorzędne wyróżnienia (po 10 tys. zł) - "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" według książki Włodzimierza Pawluczuka (Teatr Wierszalin z Supraśla, reż. Piotr Tomaszuk) oraz "1612" Jeleny Greminy, Krzysztofa Kopki, Maksima Kuroczkina i Jewgienija Kazaczkowa (Teatr Ad Spectatores z Wrocławia i Teatr doc. z Moskwy, reż. Michaił Ugarow, Krzysztof Kopkai i Rusłan Malikow).



Mirosław Baran: Dlaczego, pana zdaniem, właśnie przedstawienie "Żyd" zasłużyło na główną nagrodę R@Portu?


Tadeusz Nyczek *:
"Żyd" był jedynym spektaklem tegorocznego konkursu, w którym wszystkie elementy składające się na przedstawienie teatralne były w idealnej harmonii - tekst, który naszym zdaniem był najlepiej napisanym dramatem ze wszystkich zaprezentowanych utworów, najodważniejszym i najbardziej dotkliwym jeśli chodzi o tematykę. Sama sztuka została wykonana idealnie zgodnie z jego literacką konstrukcją, w bardzo prosty i konsekwentny sposób, nie była przesadzony w żadnym momencie. Była to inscenizacja niemal "klasycznie" prosta, z zaledwie kilkoma elementami scenografii. Odkryliśmy nawet w tej sztuce antyczną konstrukcję jedności czasu, miejsca i akcji. I do tego całość została bardzo przyzwoicie aktorsko wykonana, co przy dramatach o drażliwych problemach bywa trudne. A aktorzy bez wielkich nazwisk, z teatru, który nie jest sceną posługującą się gwiazdami, spójnie i jednorodnie to wykonali. Ujęło nas także to, że dziś można nie tylko napisać dobry i inteligentny dramat, ale jednocześnie użyć właściwej dla niego formy spektaklu. Bo często w teatrze pojawia się skłonność do szastania formą - od ekspresjonizmu po chwyty zabrane z dziesiątek stylistyk, zmieszanych ze sobą na scenie. W "Żydzie" wszystko było jednorodne i czyste stylistycznie. Pod tym względem spektakl nie miał konkurencji.

Skąd zatem decyzja o podziale nagrody? Czy nie uważa pan, że może to zmniejszyć jej rangę?


- Mieliśmy problem z podziałem nagrody. I tu muszę w takim razie kropelkę dziegciu wrzucić do bardzo pochwalnej recenzji "Żyda", którą wygłosiłem przed chwilą. Niezależnie od wszystkich swoich zalet spektakl z Bielska-Białej nie był żadnym wybitnym dziełem. Był bardzo porządnie, inteligentnie, solidnie wykonany, ale nie powalił nas na kolana. Rzeczywiście na tym festiwalu nic lepszego nie zobaczyliśmy, ale to była nagroda dla dobrej roboty, a nie arcydzieła. I stąd nasze przekonanie, że są jeszcze dwa lub trzy przedstawienia, które zasługiwały przynajmniej na wyróżnienie. Chociażby dlatego, aby pokazać rzecz ważną: istnieje barwniejsza paleta polskiego teatru, niż ta, która pokazana w "Żydzie" demonstruje teatr bardzo konwencjonalny, stary i zachowawczy, teatr, w którym nie ma w nim nic odkrywczego. Dlatego chcieliśmy pokazać, że teatr polski bywa formalnie odważniejszy, że są ciekawsze rozwiązania, że panorama polskiego dramatu jest znacznie większa niż dość konwencjonalna sztuka zagrana w konwencjonalny sposób.

Co ciekawe oba wyróżnienia przypadły teatrom, które nie są typowymi scenami repertuarowymi.


- Właśnie. Między innymi dlatego zdecydowaliśmy się je przyznać. Jeżeli daliśmy główną nagrodę repertuarowemu teatrowi, który w końcu w niewielkim mieście zdobył się na dużą odwagę, opisując swoją miejscowość i jej dotkliwe problemy, to dwa wyróżnienia pokazują teatry zupełnie różne. Jeden z nich jest autorski, drugi niemal studencki; jedna produkcja jest silnie nacechowana przez lidera Piotra Tomaszuka, druga jest efektem współpracy międzynarodowej. Uznaliśmy zatem w trakcie obrad jury, że jest w tym swoista chytra logika, aby tak rozdzielić nagrody.

*Tadeusz Nyczek
- krytyk literacki i teatralny, przewodniczący jury tegorocznego Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port.

(Mirosław Baran, „Polaków wstydliwe przypadki”, Gazeta Wyborcza-Trójmiasto, 26.05.2008)