Drukuj

Arcyzręcznie Robert Urbański wykroił z "Tysiąca spokojnych miast" Jerzego Pilcha niezwykłą anegdotę o luterskim zamachu na pierwszego sekretarza KC PZPR, a Jacek Głomb wystawił ją z powodzeniem najpierw w Zielonej Górze, teraz w Legnicy. “Zabijanie Gomułki” to chyba najzabawniejsza rzecz repertuarze w Teatrze Modrzejewskiej. Recenzuje Piotr Kanikowski.


Sceptycznie oceniałem szanse przełożenia krwistej jak befsztyk prozy Jerzego Pilcha na język teatru bez znaczącej utraty wartości smakowych. Spodziewałem się, że barokowe frazy, którymi popisują się przed czytelnikiem postacie z jego książek, na scenie – gdzie z definicji zawsze coś się tylko udaje, gra – zabrzmią sztucznie do kwadratu. Nie sądziłem, że w takim miejscu mógłby mi się objawić Pan Traba jak żywy. A się objawił.

Nie znałem Zbigniewa Walerysia, albo raczej znałem go z kina i telewizji, niedostatecznie, by docenić aktorski talent, który w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Jacka Głomba dosłownie olśniewa i zniewala. W najnowszej premierze Teatru Modrzejewskiej Waleryś jest Panem Trąbą, zapijaczonym erudytą i wizjonerem z luterskiej Wisły, który u schyłku próżniaczego życia, przeczuwając rychłą śmierć, chce zrobić coś dla ludzkości.

– A co można uczynić, kiedy nie ma co czynić, kiedy wiadomo, że nie zbuduję już domu, nie założę rodziny, nie wychowam dziecka, nie uporządkuję i nie spiszę swoich poglądów, nie oddam należytej czci przodkom, a nawet nie porzucę moich nałogów? – pyta ze sceny Pan Trąba piękną pilchową frazą. – Co można zrobić, kiedy nagle daje znać o sobie straszliwy brak, pustka, droga tonąca w azjatyckiej trawie, brzeg urwisty, nicość i mdłości? Co pozostało, kiedy nic nie pozostało?

Ze skromnego katalogu możliwości, które rysują się w tej sytuacji, Pan Trąba wybiera dla siebie rolę anioła zemsty: chciałby uwolnić świat od jakiegoś tyrana. Najbardziej wskazane byłoby uśmiercenie wielkich dyktatorów, ale w 1963 roku Hitler i Stalin są już mocno “passe”, a na kuszącą egzotycznymi krajobrazami wycieczkę do Azji w celu zabicia ciągle żywego Mao Tse Tunga pijaczkowi nie pozwalają skromne fundusze. Koniec końców, Trąba uznaje, że lepszy Władysław Gomułka w garści niż Mao Tse Tung na dachu i z wtajemniczonymi w spisek mieszkańcami Wisły zaczyna przygotowywać zamach na pierwszego sekretarza. Plany są groteskowe, bo przez brak obycia z bronią palną i wstręt do dotykania Gomułki zamachowiec zamierza razić w despotę strzałą z chińskiej kuszy.

Równolegle rozwija się wątek Jerzyka (Mateusz Krzyk), który w trakcie tych przygotowań przechodzi poczwórną inicjację: religijną (kując formułki na konfirmację), erotyczną (romansując z atrakcyjną kuracjuszką z Warszawy), polityczną (przez dopuszczenie do udziału w spisku) oraz alkoholową (za sprawą wychylonego z ojcem pierwszego w życiu kieliszka wódki). W powieści “Tysiąc spokojnych miast” Jerzyk jest alter ego pisarza, narratorem wspominającym niedorzeczny zamach, pierwszą miłość i młodość. W spektaklu dołącza do niepoważnej wiślańskiej menażerii, przez swą nieporadność równie groteskowy, jak cięta na lutrów niewierząca katoliczka Zawiadowczni Ujejska (Małgorzata Urbańska) czy rozdarty między komunistycznymi przekonaniami, a lojalnością wobec sąsiadów Komendant Jeremiasz (Paweł Palcat). Wszystkie postacie zostały przez Pilcha wyposażone w jakiś nadmiar, przerysowanie, przesadę, a Głomb ten karykaturalny rys podchwycił i podkreślił w swojej inscenizacji. To działa. Przez półtorej godziny widownia chichocze jak na kabaretonie w Opolu. Niedzielna premiera zakończyła się owacjami na stojąco.

“Zabijanie Gomułki” jest trochę jak one man show, bo choć cały zespół gra dobrze – Jerzyk jest po chłopięcemu nieporadny, Anielica (Ewa Galusińska) ma w sobie koci wdzięk dojrzałej femme fatale, Elżunia Baptystka (Magda Skiba) wydaje się naprawdę dziewiczo niewinna, a Ojciec (Bogdan Grzeszczak) tchnie patriarchalną godnością z ciągotami do idealizmu – to jednak nikną w aurze Zbigniewa Walerysia. On hipnotyzuje. Potrafi w sekundę skupić na sobie uwagę widowni przymknięciem powiek, rozłożeniem ramion, onirycznym krokiem w ufajdanych walonkach po wyimaginowanym pałacu Mao. Rola Pana Trąby leży na nim niczym garnitur skrojony na miarę u przedwojennego krawca. Jakby się dla niej urodził.

(Piotr Kanikowski, „„Zabijanie Gomułki”. Waleryś show”, www.24legnica.pl, 6.11.2013)