Żołnierze rosyjscy opuścili Polskę 17 września 1993 roku. O 5.30 z Dworca Wschodniego w Warszawie po raz ostatni ruszył w kierunku granicy wschodniej kursowy pociąg Legnica - Brześć - Moskwa. Odjechało nim pięciu generałów, dwunastu oficerów oraz czterech szeregowców. Pisze Beata Maciejewska.


Ówczesny prezydent Lech Wałęsa, żegnając wyjeżdżającą grupę na dziedzińcu Belwederu, powiedział, że dokładnie w 54. rocznicę napaści Armii Czerwonej na Polskę, kiedy "zadano nam cios w plecy", "dopełniła się miara sprawiedliwości dziejowej". Przypomniał, że koniec drugiej wojny światowej nie oznaczał dla Polski zwycięstwa, bo została w Jałcie oddana w ręce Stalina. Jednak w końcu "klęskę poniósł system przemocy, fałszu i bezprawia", a Polska uzyskała ostateczne potwierdzenie swej suwerenności. Każdemu z wyjeżdżających Wałęsa uścisnął rękę, życząc powodzenia i szczęścia.

To samo zrobił wieczorem w ambasadzie rosyjskiej minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz, który nie został zaproszony na ceremonię w Belwederze. Żegnając jedną z wojskowych telefonistek, powiedział: "U nas wielu będzie się smuciło, że pani wyjeżdża, ale w Rosji wielu więcej ucieszy się". Właśnie ta 28-letnia Irena z Nowosybirska, która była w Legnicy trzy i pół roku jako żołnierz kontraktowy, powiedziała dziennikarzowi "Gazety", że "kawałek serca pozostawia w Polsce". Ale zostawia krajowi, nie żadnemu mężczyźnie - dodała szybko. Obrazek idylliczny i odwracający uwagę od historycznej wagi tego wydarzenia - oni wyszli, bo my byliśmy wreszcie wolni. Po 48 latach od kresu wojny, którą Polska kończyła wśród zwycięzców.

Pod czerwoną gwiazdą

Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej została sformowana na bazie 2. Frontu Białoruskiego, stacjonującego od zakończenia wojny w Meklemburgii i północnej Brandenburgii. Dowódca frontu, marszałek Konstanty Rokossowski, miał do 10 czerwca 1945 roku przeprowadzić jego reorganizację i rozmieścić grupy wojska na obszarze Polski. W zasadzie PGWAR objęła teren całego kraju, z wyjątkiem Szczecina, który podlegał Grupie Wojsk Okupacyjnych w Niemczech.

Trudno ustalić liczebność żołnierzy, przyjmuje się, że stacjonowało ich wtedy u nas 300-400 tysięcy. Pod koniec 1945 roku Rosjanie zaczęli wycofywać część wojsk z obszarów centralnych i wschodnich, koncentrując jednostki w Polsce Zachodniej, głównie na Pomorzu i Dolnym Śląsku. W 1950 roku Północna Grupa liczyła 65 tysięcy ludzi, w jej skład wchodziły dwie dywizje pancerne i dwie lotnicze, kilka brygad artylerii, jednostki łączności, pontonowo-mostowe i zaopatrzenia. Ta struktura przetrwała w zasadzie do końca, czyli do rozpoczęcia wycofywania w 1991 roku.

Najwięcej garnizonów znajdowało się na Dolnym Śląsku. Legnica była najważniejsza, tu mieścił się sztab Północnej Grupy Wojsk oraz 4. Armii Lotniczej. Jednostki lotnicze stacjonowały na lotniskach w Szprotawie, Krzywej koło Bolesławca, Żaganiu i Brzegu, a 20. Dywizja Pancerna zajęła teren poligonu świętoszowskiego (Świętoszów, Strachów-Pstrąże, Trzebień). Mniejsze garnizony ulokowano w Jaworze, Strzegomiu, Oławie i Świdnicy oraz na obrzeżach Wrocławia (Ołtaszyn, Oporów, Maślice, Sołtysowice, Kozanów).

Przyjmuje się, że na Dolnym Śląsku ulokowano dwie trzecie wszystkich wojsk radzieckich stacjonujących w Polsce - ok. 40-45 tys. żołnierzy i 15-20 tys. pracowników cywilnych i rodzin oficerów. Największym poza Dolnym Śląskiem "rosyjskim" miasteczkiem wojskowym było Borne-Sulinowo (dziś Zachodniopomorskie), gdzie stacjonowało kilkanaście tysięcy żołnierzy.

W strefie okupacyjnej

To współistnienie nie było łatwe, a na samym początku wręcz tragiczne. Dolny Śląsk przez pierwsze lata po wojnie był dla wojsk radzieckich ziemią zdobyczną, żołnierze mieli pozwolenie dowódców na mordy, gwałty, rabunki. Zabierali i niszczyli maszyny rolnicze, nie pozwalali uprawiać ziemi, bezprawnie rekwirowali zwierzęta. Zastrzelili sołtysa wsi Babin, bo nie chciał oddać swojego jedynego konia. Dewastowali stacje kolejowe, wyrzucili pasażerów z jadącego pociągu relacji Skrzekotów - Chocianów (prawdopodobnie byli zabici i ranni), niszczyli ocalałe z pożogi pałace.

Plagą byli rosyjscy maruderzy. Rabowali, co im wpadło w ręce, rozpalali ogniska na podłogach domów. Większa część Trzebnicy została zniszczona przez takie pożary. Miasto przetrwało wojnę, a nie dało rady obronić się przed bezmyślną zemstą i samowolą. "Pochodnia zwycięstwa" została także podłożona m.in. pod Pałac Królewski we Wrocławiu, "śląski Windsor" w Szczodrem i pałac Hatzfeldtów w Żmigrodzie. Ofiarą ognia padła także zabytkowa zabudowa śródmieścia Legnicy.

W lipcu 1945 roku polski komendant Wrocławia, zaniepokojony mnożącymi się przypadkami strzelaniny między milicjantami a sowieckimi maruderami, wydał instrukcję ograniczającą prawo użycia broni, a w razie napadu zalecał pouczanie żołnierza radzieckiego o bezprawności jego czynu. Apelował też o poczucie wdzięczności dla Armii Czerwonej, która przecież wyzwoliła Polskę. Sytuacja poprawiła się dopiero pod koniec lat 40., kiedy większość jednostek z Polski wycofano, a pozostałe skoszarowano i poddano ostrzejszej dyscyplinie.

W objęciach Wielkiego Brata

Co nie znaczy, że problemy znikły. W 1956 roku została nawet powołana polsko-radziecka Komisja Mieszana, która miała zająć się roszczeniami obywateli polskich wobec armii radzieckiej. Okazało się, że w objęciach Wielkiego Brata może być bardzo niebezpiecznie. I dla mienia, i dla życia. Komisja do 1993 roku rozpatrzyła ok. 7 tys. skarg, w tym 550 z tytułu śmierci 615 obywateli polskich (249 żołnierze zastrzelili z broni palnej, 250 zginęło w wypadkach spowodowanych przez ludzi w mundurach).

Uciążliwe było samo sąsiedztwo obcej armii. Nie tylko jako memento, że nie jesteśmy wolnym krajem, bo wszystkie decyzje ważne dla Polski zapadają w Moskwie, ale w codziennym sprawach. Rosjanie zajmowali w naszym kraju 707 km kw., czyli tworzyli państwo większe niż San Marino, Liechtenstein i Andora razem wzięte. Do 1 stycznia 1958 roku nie płacili za budynki (połowa z 838 rosyjskich kompleksów należała do polskiego skarbu państwa), tereny leśne, rolne, poligony, place ćwiczeń, lotniska.

Potem ustalono, że czynsz dzierżawny będzie naliczany według stawek dla Wojska Polskiego, ale ponieważ remonty bieżące i kapitalne dzierżawionych obiektów miały być prowadzone przez stronę radziecką, rząd PRL zgodził się (oczywiście zgoda była czystą formalnością) zmniejszyć czynsz o połowę. O samopoczucie "drogich" gości też trzeba było dbać, co czasem przybierało kuriozalne formy. Gdy w latach 70. we Wrocławiu toczyła się kolejna walka o wyciągnięcie z kazamatów przywiezionej w 1948 roku ze Lwowa Panoramy Racławickiej i pokazanie Narodowi, jak to kiedyś Rosjan na kosy braliśmy, minister kultury Józef Tejchma uznał, że płótno lepiej przenieść do Krakowa. Stwierdził, że Panorama będzie tam bezpieczniejsza. Politycznie. Po latach wyjaśnił "Gazecie", że pokazywanie naszych przewag nad rosyjskim wojskiem w mieście, które zdobyła i gdzie nadal stacjonowała armia radziecka, uznał za co najmniej niestosowne.

Pożegnanie Słowian

We wrześniu 1990 roku rząd Tadeusza Mazowieckiego zwrócił się do rządu ZSRR z notą o zawarcie układu o wycofaniu wojsk radzieckich z Polski. Władze polskie nie zgodziły się na ewakuację wojsk radzieckich z b. NRD przez polskie terytorium bez wcześniejszego porozumienia w sprawie wycofania Północnej Grupy Wojsk. Trzy miesiące później zaczęły się w tej sprawie oficjalne rozmowy.

Przed rozpoczęciem wycofywania, 8 kwietnia 1991 r., Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej liczyła 53 tys. żołnierzy i oficerów, 7,5 tys. personelu cywilnego oraz 40 tys. członków wojskowych rodzin. W jej skład wchodziły 552 oddziały, pododdziały i instytucje, ponad 26 tys. jednostek uzbrojenia i urządzeń technicznych, w tym 20 wyrzutni rakietowych operacyjno-taktycznych, 673 czołgi, 1028 bojowych wozów opancerzonych, 225 samolotów i helikopterów oraz ponad 23 tys. samochodów. Wszechwiedząca plotka głosiła, że na terenie zajmowanych przez Rosjan garnizonów znajdowały się także wyrzutnie broni atomowej, dziś można o tym wnioskować tylko na podstawie wciąż istniejących ogromnych betonowych silosów ukrytych w lasach.

Proces wycofywania budził sporo napięć, wojska wprawdzie stopniowo wyjeżdżały i strona rosyjska przekazywała nieruchomości, ale nie uzgadniała tego wcześniej z polskimi władzami. Często zaledwie dzień wcześniej powiadamiała o zamiarze przekazania obiektu. Dopiero 22 maja 1992 roku podczas wizyty prezydenta Lecha Wałęsy w Moskwie ministrowie spraw zagranicznych Polski i Rosji podpisali "Układ w sprawie wycofania wojsk Federacji Rosyjskiej z terytorium Polski".

Zgodnie z nim jednostki bojowe miały być wycofane z Polski do 15 listopada 1992 roku, a ostatni żołnierz musiał opuścić terytorium naszego kraju do końca roku 1993. Terminy zostały dotrzymane. Ostatnia bojowa jednostka armii rosyjskiej - eskadra kutrów XXIV Brygady Kutrów Torpedowych Federacji Rosyjskiej w Szczecinie - opuściła Polskę 27 października 1992 roku. Ale nie bez problemów.

Pamiątka z Polski

"Żołnierze rosyjscy wyjdą z Polski z wysoko podniesionymi głowami i rozwiniętymi sztandarami bojowymi, a nie jak jeńcy wojenni - w zamkniętych i zaplombowanych wagonach, bez broni i sprzętu wojskowego, jak domagali się tego polscy dyplomaci - oświadczył w październiku 1992 roku wywiadzie dla "Krasnej Zwiezdy" generał Leonid Kowaliow, dowódca wojsk rosyjskich w Polsce. I oskarżył Polaków, że nie dotrzymywali podpisanych porozumień, co mogło odbić się na harmonogramie całej operacji.

Jako przykład wymienił zablokowanie lotniska pod Legnicą, co - jego zdaniem - nastąpiło w wyniku "prowokacyjnych" oskarżeń o wywożeniu z Polski drogą powietrzną kradzionych samochodów. A poza tym służby celne, "łamiąc porozumienia międzypaństwowe, w trybie jednostronnym" zaczęły kontrolować ładunki wywożone przez jednostki opuszczające Polskę.

Zarzuty nie były prowokacyjne, scenariusz handlu samochodami okazał się żenująco prosty. Przywożone z Niemiec auta (kradzione albo nawet kupione) przy zgłoszonym 48-godzinnym tranzycie, a więc bez cła, wjeżdżały wprost na teren jednostek wojskowych (zwykle na lotnisko w Legnicy albo w Krzywej), a stamtąd, samolotem, bez żadnej kontroli celnej odlatywały w otchłań Wspólnoty Niepodległych Państw, gdzie nikt ich już nie próbował nawet szukać.

Wreszcie u siebie

Trudne wyjście w końcu się skończyło. 16 września 1993 roku ostatni żołnierze opuścili Legnicę, dzień później pożegnano ich w Warszawie. Zakończył się demontaż złowrogiego dla Polski systemu jałtańskiego, a otwarła droga do pełnej suwerenności, NATO i Unii Europejskiej. Dzisiaj te wydarzenia wydają się naturalną konsekwencją transformacji politycznej Polski, ale dwadzieścia lat temu wcale nie było to takie oczywiste. Rozważano poważnie nawet koncepcje przyznania rosyjskiej armii statusu zbliżonego do tego, jaki mają Amerykanie posiadający swoje wojskowe bazy w całkowicie suwerennych krajach.

Stało się inaczej, wyszli. Wielki Brat przestał być bratem, został sąsiadem. I dwadzieścia lat później wraca do Legnicy jako gość. Na zaczynających się w piątek obchodach wyjścia armii radzieckiej zagra m.in. zespół Leningrad, wystąpi moskiewski Teatr.doc. Zaproszonych zostało ponad 160 osób z byłego ZSRR, które kiedyś mieszkały w Legnicy.

- Jeżeli inni chcą się z nami cieszyć, a zwłaszcza Rosjanie, to ja widzę w tym tylko powód do radości - powiedział "Gazecie" prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. - To radość z nowego kształtu Europy, w którym nie ma powrotu do tamtej rzeczywistości.

(Beata Maciejewska, „17 września 1993 - oni wyjechali, my wreszcie byliśmy wolni”, www.wroclaw.gazeta.pl, 8.09.2013)