1550 zł brutto zarabia miesięcznie najniżej uposażony, pełnoetatowy pracownik Teatru Modrzejewskiej. Mimo to legnicki teatr został pominięty w marszałkowskim planie podwyżek dla najmniej zarabiających pracowników dolnośląskich instytucji kultury. – Mam nadzieję, że to tylko błąd w wyliczeniach i nieporozumienie – mówi szef legnickiej sceny Jacek Głomb.



Z wielce zasadną inicjatywą dosypania grosza do pensji najgorzej uposażonych pracowników instytucji kultury podległych urzędowi marszałkowskiemu, głównie zatrudnionych na stanowiskach technicznych, w obsłudze i w administracji, wystąpił resortowy wicemarszałek Radosław Mołoń, a zatwierdzili ostatnio radni z sejmikowej komisji kultury. Zatwierdzili nie znając listy instytucji objętych podwyżkami i bez konsultacji z zainteresowanymi.

Nie chodzi jednak o radykalną poprawę zarobków, ale drobną w skali potrzeb regulację i 525 tys. zł , które zostałyby wypłacone za ostatni kwartał br. (to już jednak zobowiązanie na 2 mln 100 tys. zł w kolejnym roku). Na liście placówek, które otrzymają środki na podwyżki znalazło się 13 instytucji. W tym planie pominięto trzy, w tym jeden teatr. Właśnie legnicki, z uzasadnieniem, że zarobki są w nim wyższe, niż w innych podobnych placówkach.

- To nieprawda, że nasi pracownicy zarabiają więcej niż inni. Mam nadzieję, że ta decyzja to tylko błąd w obliczeniach, lub nieporozumienie, które da się naprawić. Być może to niespodziewany skutek naszej reformy systemu wynagrodzenia pracowników i włączenia do zasadniczych płac regulaminowej comiesięcznej premii. Mam obietnicę marszałka Rafała Jurkowlańca, że decyzja o podwyżkach zostanie jeszcze raz przeanalizowana, i że będę miał okazję rozmawiać o tym z urzędnikami, którzy ją przygotowywali. Do tej pory takiej możliwości nie miałem, a wszystko okryte było aurą niezrozumiałej tajemnicy – mówi Jacek Głomb.

- Nie pierwszy raz Legnica została ograna. Przykro mi z tego powodu. Mam nadzieję na korektę decyzji o podwyżkach i włączenie pracowników naszego teatru do tej regulacji. Sytuacja jest jednak nietypowa, bo nigdy dotąd marszałek nie decydował o strukturze wynagrodzeń w poszczególnych instytucjach, a jedynie o wielkości dotacji na ten cel – dodaje dyrektor legnickiego teatru.

Grzegorz Żurawiński

 

 


Mój komentarz
Rozumiem cel jaki przyświecał wicemarszałkowi zabiegającemu, by środki na podwyżki wynagrodzeń skierowane zostały do upośledzonych finansowo grup pracowników podległych mu instytucji kultury. Zwłaszcza do pracowników na stałych pensjach, którzy - odmiennie niż ma to miejsce w przypadku zatrudnionych w tych placówkach artystów i realizatorów objętych systemem honoracyjnym - nie biorą udziału w podziale pieniędzy pozyskanych na poszczególne projekty ze źródeł zewnętrznych. Ten podwójny system wynagradzania może bowiem prowadzić - i w efekcie prowadzi -  do narastania dużych różnic w wynagrodzeniach w ramach jednej instytucji. Rzadkie systemowe podwyżki są bowiem dla wszystkich, zaś te związane ze wzrostem zewnętrznych środków na realizację projektów i powiązane z tym honoraria obejmują tylko część zatrudnionych. Nie zmienia to faktu, że wicemarszałek zastosował złą metodę wprowadzenia tej - słusznej, co do istoty  -  korekty. Jako przedstawiciel organizatora wszedł bowiem w kompetencje zarządzającego, a to już - co najmniej delikatne - nadużycie uprawnień. Ten sam cel można bowiem osiągnąć w porozumieniu o regulacji płac z dyrektorami i przedstawicielami związków zawodowych poszczególnych instytucji. Struktura wynagrodzeń w każdej firmie jest bowiem niezbywalną kompetencją pracodawcy, a zatem jej dyrektora.
Żuraw