W spektaklu widać nie tylko doskonałe wyczucie przestrzeni teatralnej, ale także oko do aktorów. Gra zespołu aktorskiego z Legnicy to teatralny majstersztyk, nie ma tu słabszej roli, wszyscy wypadają równie przekonująco. I wypada tylko odpowiedzieć wodzirejowi, że wiemy, czego Polsce życzyć – więcej takich spektakli – tak o „III Furiach” dwukrotnie pokazanych na festiwalu „Rzeczywistość przedstawiona” w Zabrzu pisze Alicja Siwik.

Spektakl Teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy jest zdecydowanie jednym z faworytów tegorocznego festiwalu „Rzeczywistość przedstawiona". „III Furie" to trójgłos oburzenia trzech polskich dramatopisarek: Sylwii Chutnik, Magdy Fertacz i Małgorzaty Sikorskiej – Miszczuk. Autorki świetnie połączyły, choć teoretycznie do siebie nieprzystające, teksty: powieść „Dzidzia" Sylwii Chutnik oraz fragmenty wspomnień egzekutora AK – Stefana Dąmbskiego. Kobiece trio silnie wspiera reżyser Marcin Liber, ascetycznie projektując przestrzeń wokół aktorów, dzięki czemu tekst i aktorstwo, jeszcze bardziej uwypuklone, aż biją po oczach.

Akcja „III Furii" rozgrywa się właściwie wszędzie i nigdzie, bo w stodole, na targu, w domu Danuty Mutter, kościele itd. Marcin Liber postawił na pewną umowność rzeczywistości przedstawionej, mianowicie umieścił akcję na prostokątnej scenie otoczonej z trzech stron białymi ścianami, na jednej z nich malując jedynie szkice z nieznanego pola walki. Wyszła z tego przestrzeń spektaklu długa niczym korytarz poczekalni dworca kolejowego, a na każdym z jej końców oraz w samym centrum ustawiono rząd czerwonych krzesełek, przypominających siedzenia stadionowe. Taki zabieg sprawił, że spektakl ogląda się niczym mecz tenisowy przenosząc uwagę z jednej strony na drugą, z nadzieją, że gdy spojrzymy w lewo nie stracimy czegoś ważnego z prawej strony.

Wszystko to znakomicie podkreśla wrażenie pustki, jaka otacza bohaterów, a także eksponuje do granic możliwości każde zachowanie postaci na scenie. W przestrzeni przedstawienia nie pojawia się żaden niepotrzebny przedmiot, który mógłby w jakiś sposób odwrócić uwagę widza od aktorów, robi to jedynie ostra muzyka w wykonaniu zespołu Moja Adrenalina. W czasie, gdy zespół wygrywa kolejne takty swoich ogłuszających melodii, następuje zamiana miejsc i ról i odkrycie kolejnego z poziomów opowiadanej historii.

Narrację prowadzi wodzirej Apollo (wspaniały Rafał Cieluch), a wspomaga go dyskotekowa Kasandra (Katarzyna Dworak), która już w początkach spektaklu w rytm piosenki Sławy Przybylskiej „Gdzie są kwiaty z tamtych lat" przenosi widzów w klimat lat wojennych i drugiej wojny światowej, jednocześnie snując przepowiednię o zielonym płaszczu, który uratuje Polskę.

Chłopka Stefania Mutter (Joanna Gonschorek) skazuje na śmierć z rąk esesmana ukrywaną w swej stodole profesorową Markiewicz tylko dlatego, że inteligentka z Warszawy nie chciała oddać jej swojego płaszcza. Czyn Stefanii na zawsze naznaczy jej rodzinę, a za jej grzechy będzie musiała odpokutować jej wnuczka. Danuta Mutter (także Joanna Gonschorek) mieszka ze swoim mężem, żulem Czesławem. Właśnie spłodziła mu trójkę dzieci, ale ponieważ przeszkadzały one ojcu w oglądaniu telewizji udusiła je mokrymi szmatkami. Za chwile rodzi czwarte dziecko – Dzidzię, kadłub bez rąk i nóg. Upośledzona dziewczynka, ze wszelkimi możliwymi chorobami, wyskakuje z jej ust niczym Atena z głowy Zeusa. Teraz żywot Danuty to wieczna męczarnia Matki – Polki. Opieka nad dzieckiem ubezwłasnowolnia ją całkowicie, sprowadza jej życie do codziennego poświęcenia, w końcu więc postanowi sprzedać Dzidzię na targu.

Równolegle do historii Danuty rozgrywa się opowieść profesorowej Markiewicz (Ewa Galusińska). Jej postać czeka gdzieś z boku na swoją kolej. Czeka w kolejce na zbawienie, na miejsce na Olimpie, była przecież ofiarą wojny, należy jej się wieczny odpoczynek. Zbawienie jednak nie nadejdzie, jako matka Markiewiczowa także została naznaczona. Urodziła syna Stefana Heraklesa, który jako członek AK został egzekutorem. Upominają się o nią jego ofiary, jak wyrzuty sumienia niepozwalające zapomnieć o grzechach syna, który w imię dobrej sprawy zabijał.

Historie Danuty i Profesorowej to nie tylko dramaty dwóch Matek – Polek, naznaczonych przez historię kraju, domagających się od wszystkich i wszystkiego zadośćuczynienia. Te opowieści przyprawione zostały rozmaitymi wizjami współczesnej Polski, jako kraju tarzającego się we własnych odchodach. Wypunktowane zostaje tutaj wszystko, co typowo polskie. Lista zażaleń obejmuje: narodowy romantyzm, zdolność do tworzenia fałszywych mitów nt. kraju, postrzeganie wielu wydarzeń historycznych poprzez pryzmat fatum ciążącego nad Polską, mit bohaterskiego powstańca, mit Matki – Polki – Opiekunki, polskich świętych jako narodowej specjalności. Ponadto obśmiany zostaje polski kibic, z jego słynnym „Polacy nic się nie stało", polski hymn, polska rzekoma tolerancja, prymitywizm, antysemityzm itd.

Na scenie, imitującej poczekalnię w kolorach narodowych, w kolejce do rozgrzeszenia czeka cała Polska, wszystkie narodowe przywary. W końcu do tego rozgrzeszenia dochodzi. Danuta oddaje płaszcz Markiewiczowej, fatum powinno zniknąć, a wszystkie polsko – polskie wojny powinny się zakończyć. Na zakończenie wodzirej Apollo rzuca w stronę publiczności pytanie: „A Polsce życzymy?" - i wtedy gaśnie światło, a widz sam musi znaleźć odpowiedź...

Spektakl Marcina Libery świetnie adaptuje na potrzeby teatru kobiecy trójgłos w wykonaniu Sylwii Chutnik, Magdy Fertacz i Małgorzaty Sikorskiej - Miszczuk. Wieloznaczność i bogactwo tekstu cały czas widoczne są na scenie. Widać też w „III Furiach" nie tylko doskonałe wyczucie przestrzeni teatralnej, ale także oko do aktorów. Gra zespołu aktorskiego z Legnicy to teatralny majstersztyk, nie ma tu słabszej roli, wszyscy wypadają równie przekonująco. I wypada tylko odpowiedzieć wodzirejowi, że wiemy, czego Polsce życzyć – więcej takich spektakli.

„III Furie", Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy, reż. i aranżacja przestrzeni Marcin Liber. Kostiumy Grupa Mixer, Muzyka na żywo: Moja Adrenalina. Występują: Katarzyna Dworak, Ewa Galusińska, Rafał Cieluch, Joanna Gonschorek, Małgorzata Urbańska, Robert Gulaczyk, Wojciech Kowalski (w Zabrzu wystąpił Bartosz Bulanda, który na stałe przejął tę rolę – przyp. red. serwisu), Mariusz Sikorski; przedstawienie na scenie Teatru Nowego w Zabrzu w ramach festiwalu "Rzeczywistość przedstawiona".

(Alicja Siwik, „Polskie III Furie”, www.portalkatowicki.pl, 18.10.2011)