Mateusz Krzyk to 25-letni student aktorstwa, legniczanin od kilku lat współpracujący z Teatrem im. Modrzejewskiej.  Gra w „Kochankach z Werony” w reż. Jacka Głomba. Z Mateuszem o aktorstwie teatralnym i serialowym i o atrakcyjności spektakli we współczesnym świecie rozmawia Magdalena Smok.


Magdalena Smok: Czy Twoja rodzina jest artystycznie uzdolniona?
Mateusz Krzyk.: Tato jest emerytowanym górnikiem, mama jest pielęgniarką. Jednak kiedyś tato miał zespół i dużo śpiewał, a mama w szkolnych, artystycznych przedsięwzięciach, zawsze brała udział, w szkole medycznej założyła nawet kabaret. Moi rodzice mają więc zapędy artystyczne, jednak stało się tak, że wybrali inną, nieartystyczną drogę. Ja spotkałem na swojej ścieżce Marka Biskupa, polonistę z V LO, który zaraził mnie działalnością artystyczną i obudził zapęd do aktorstwa. 

M.S.: W jaki sposób i kiedy zacząłeś interesować się teatrem?

M.K.: Zaczęło się w II klasie szkoły podstawowej, zawsze miałem najlepsze oceny z recytacji, jednak wtedy jeszcze chciałem zostać lekarzem. Później zobaczyłem, że tak naprawdę ta biologia, chemia, nie są dla mnie. W I klasie liceum wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim, przygotowywał mnie do niego właśnie Marek Biskup i dotarłem do etapu wojewódzkiego. Za to rok później w finale OKR byłem już trzeci.

M.S.: Jednak nie zacząłeś nauki w szkole teatralnej od razu po maturze…
M.K.: Zaraz po liceum zdawałem do PWST z Olą Listwan i Wojtkiem Kalitą. Z naszej trójki ja się nie dostałem, odpadłem w ostatnim etapie. Zastanawiałem się co dalej. Zapisałem się do dwuletniego studium masażu i równocześnie dostałem pracę w Teatrze im. Modrzejewskiej jako szatniarz-bileter. Wtedy zaczęła się moja oraz Przemka Corso współpraca z dyrektorem Jackiem Głombem, poprosiliśmy go o pomoc przy realizacji spektaklu Emigranci. Dyrektor zgodził się, zrobił rewelacyjne skróty i zagraliśmy spektakl w Caffe Modjeska z premierą w 2007 roku.

M.S.: Dlaczego akurat Emigranci?
M.K.: Jestem zafascynowany Mrożkiem. Czytając go, widzę współczesne, ponadczasowe problemy. Pojechaliśmy z tym spektaklem do Włoch, graliśmy w Hamburgu, we Wrocławiu, Głogowie, Pile, a prasa szeroko go opisywała. Jednak było to przede wszystkim nasze pierwsze spotkanie z profesjonalnym reżyserem. Zrobiliśmy Emigrantów sami, ale co jakiś czas Jacek Głomb przychodził i mówił: „chłopaki, nie w tę stronę”. Bardzo nam pomógł, to było rewelacyjne przeżycie.

M.S.: A teraz po raz wtóry bierzesz udział w projekcie legnickiego Teatru.
M.K.: Przez dwa lata obejrzałem wszystkie spektakle, wtedy jeszcze jako szatniarz. Zafascynował mnie teatr i ten zespół aktorski, a teraz mam możliwość z nimi współpracować. To dla mnie spełnienie marzeń. Dzięki tamtym doświadczeniom, po dwóch latach bez problemu dostałem się do PWST, odbierając wcześniej dyplom masażysty.

M.S.: Jak to jest tak właściwie z tymi dyplomami w PWST?

M.K.: W ramach dyplomu w PWST studenci biorą udział w spektaklu. Ja zrezygnowałem z tych proponowanych przez uczelnię i na zaliczenie pierwszego dyplomu zagrałem w Ferdydurke w reżyserii Staszka Melskiego, w drugim semestrze w Kochankach z Werony.

M.S.: Ostatnio wziąłeś też udział w międzynarodowym projekcie. Opowiedz o nim.

M.K.: Biorę udział w międzynarodowym projekcie PLOTS. Bierze w  nim udział teatr włoski, bułgarski, angielski, macedoński i właśnie legnicki. W Legnicy zrobiliśmy spektakl  w reżyserii Pawła Palcata, "tempEst/bUrza" na podstawie "Burzy" Szekspira, który będzie można zobaczyć jeszcze w listopadzie. Kiedy współpracowaliśmy z aktorami z różnych krajów, poznałem różnorodność teatrów, dlatego podziwiam Pawła Palcata za to, że udało mu się zrobić spektakl zrozumiały dla wszystkich, chociaż grany w różnych językach.

M.S.: W Teatrze im. Modrzejewskiej zostajesz już na stałe?
M.K.: Na razie biorę udział w kolejnym projekcie jako aktor gościnny. Moim marzeniem jest zostać w Teatrze im. Modrzejewskiej na stałe. Doceniam jednak to co mam, to, że współpracuję z najlepszym teatrem w Polsce. Wiem, że złapałem Pana Boga za nogi, tak się właśnie czuję. Po Kochankach z Werony nauczyłem się bardzo dużo. Jeden projekt pokazał mi, jakie mam braki. Pokazał, że teatr, a szkoła teatralna, to dwie zupełnie inne rzeczy, że teatr to ta pełnia, o którą chodzi w aktorstwie.

M.S.: Twój ulubiony spektakl?

M.K.: Ciężko mi wybrać jeden. Made in Poland, Plac Wolności, Otello, Hamlet…

M.S.: Czy nie żałujesz dwuletniego poślizgu w rozpoczęciu studiów?

M.K.: Fascynacja teatrem to chodzenie po cienkiej linii, ze względu na to, że młodego człowieka bardzo łatwo jest poprowadzić na złą drogę. Emocjonalność młodych ludzi jest bardzo duża, dlatego uważam, że szkoła teatralna jest dla ludzi, którzy są rok czy dwa po maturze. Trzeba dojrzeć, dlatego dziękuję Bogu, że dostałem się po takim czasie, gdy byłem już zdystansowany. Gdybym dostał się tam od razu, to nie wiem, czy byśmy teraz rozmawiali.

M.S.: Jakie jest Twoje największe marzenie?
M.K.: Moim marzeniem jest zapewnienie szczęścia rodzinie (Mateusz rok temu wziął ślub i ma kilkumiesięczną córkę – przyp. red.). A od strony zawodowej - mam szczęście, bo aktorstwo to moja praca, w której jednocześnie się spełniam.

M.S.: Przeżyłeś przygodę z filmem i serialem. Jakie odniosłeś wrażenia?
M.K.: Grałem epizodycznie w kilku filmach i serialach. Gdy mowa w środowisku aktorskim o graniu serialowym, to wiadomo, że to zupełnie co innego, niż faktyczne aktorstwo. Serial to maszynka do robienia kasy. Jednak nie można o serialu mówić źle, ponieważ daje dobre pieniądze na życie. Jednak po moim doświadczeniu w grze w serialu stwierdzam, że tam nie rozwinąłem się ani trochę.

M.S.: Jak namówisz młodych ludzi do oglądania spektakli? Tych którzy mówią, że teatr jest trudny i nudny?
M.K.: Tak mówią ludzie, którzy nie znają teatru. Dlaczego spędzamy czas przed telewizorem i przy komputerze, a nie na wystawach i w teatrach? Myślę, że wszystko mamy obecnie podawane na tacy. Oglądanie serialu i spektaklu różni się tak samo, jak oglądanie meczu w telewizji, a oglądanie go na stadionie w tłumie kibiców. Teatr to emocje, a my, aktorzy wyczuwamy je ze strony widzów.

M.S.: Dziękuję i życzę powodzenia!
M.K.: Również dziękuję.

(Magdalena Smok, „Mateusz Krzyk: Teatr jest jak mecz oglądany na żywo”, www.legniczanin.pl, 30.08.2011)