Na księgarskie półki trafiła pierwsza w historii Legnicy powieść sensacyjna, której akcja toczy się współcześnie w mieście nad Kaczawą. „Gra o pałac” to pisarski debiut legniczanki Moniki B. Janowskiej. Bohaterką, a jednocześnie narratorką powieści, jest dziennikarka lokalnego legnickiego tygodnika, wielka miłośniczka teatru, co pozwala uważnemu czytelnikowi precyzyjnie określić czas, w którym toczy się akcja książki.

„Przez kilka kolejnych dni Międzynarodowy Festiwal Teatralny, odbywający się po raz pierwszy w Legnicy (wrzesień 2007 roku – przyp. red. serwisu) całkowicie pochłonął moją uwagę. Biegałam na wszystkie przedstawienia i niemal zamieszkałam na scenie, gdziekolwiek ona była. Atrakcyjnych miejsc w mieście nie brakowało. Organizatorzy pomysłowo wykorzystali różne opuszczone budynki, które spełniały ich wymogi. Spektakle odbywały się w hali nieistniejącego już Zakładu Przemysłu Dziewiarskiego Milana (Hanka – przyp. red. serwisu), hali w poradzieckich koszarach (? – przyp. red. serwisu), na scenie dawnego teatru varietes na Zakaczawiu czy w bunkrze (garażach – przyp. red. serwisu) poradzieckim przy ulicy Chojnowskiej. Toteż, aby obejrzeć wszystkie spektakle, trzeba było się trochę poprzemieszczać.

Teksty do gazety płodziłam w każdych warunkach, niekiedy na gorąco, w kucki albo na stojaka. Zamieszanie, ale i atrakcyjność przedstawień zupełnie mnie pochłonęły. Nadmiar wrażeń sprawił, że nierzadko kręciło mi się w głowie. Przy okazji pobytu wielu zagranicznych gości miałam zajęcie jako tłumacz.  Dodatkowy zarobek zawsze mnie cieszył. Do redakcji wpadałam jedynie, by oddać tekst, i zaraz w pośpiechu wybiegałam, by wypełnić się sztuką”.


Powieściową dziennikarką i przewodniczką po mieście jest Klara Czempińska, mieszkanka dziesięciopiętrowego bloku na legnickich Piekarach, miłośniczka nie tylko teatru, ale także wygodnych foteli, zielonej herbaty i majonezu, oraz książek, które zawalają każdy kąt jej niewielkiego mieszkania. Ta trzydziestoparoletnia i niezamężna (pech do nieudanych związków) kobieta jest wychowanką domu dziecka. Nie pamięta swoich rodziców, nie ma nawet pewności, co do swojego imienia i nazwiska, ani miejsca urodzenia. Jako trzyletnie dziecko nieznany mężczyzna, którego cień majaczy jej w powtarzających się natarczywie sennych koszmarach, porzucił ją na szpitalnym korytarzu. Kim był? Czy jej rodzice żyją? Czy ma rodzeństwo? Kim jest?

Akcja powieści zaczyna się od wielkiej awantury podczas przetargu na popadający w ruinę poradziecki pałac na obrzeżach Legnicy przedwojenną własność niemieckich arystokratów i przemysłowców. Komuś wyraźnie zależy, by okazały obiekt otoczony parkowym starodrzewem nie znalazł nowego właściciela. Potencjalni nabywcy są zastraszani, dochodzi do pobić, a nawet zbrodni. Klara, której marzeniem jest przeniesienie do odremontowanego pałacu domu dziecka, który wraz z przyjaciółkami z dzieciństwa wspiera jak może, trochę wbrew sobie rozpoczyna dziennikarskie śledztwo.  Nie podejrzewa, że zostanie wciągnięta w wir niebezpiecznych wydarzeń oraz pilnie strzeżonych tajemnic sięgających II wojny światowej.

Jaką tajemnicę kryje pałac i strzegący go nieco zdziwaczały, zamknięty w sobie staruszek, Polak i jedyny legniczanin, który mieszkał w tym obiekcie i znał osobiście jego niemieckich właścicieli? Czy dziennikarce uda się odnaleźć potomków niemieckich arystokratów i wyjaśnić zagadkę, która ściągnie na nią jak najbardziej realne zagrożenie? Czy pomoże jej w tym wyprawa do Hamburga i nawiązana tam znajomość z przystojnym potomkiem niemieckiego rodu? Czy Klara znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytania o własną tożsamość? Czy znajdzie lekarstwo na miłość?

Dość jednak o fabule, bo każde kolejne zdanie mogłoby już tylko zdradzić zbyt wiele tajemnic, z których ją utkano. Dla legnickiego czytelnika tej powieści dodatkową przyjemnością będą spacery bohaterki po mieście, rozpoznawanie znanych mu miejsc i towarzyszenie jej w wydarzeniach, z których część nie należy do świata literackiej fikcji. Tak, jak - poza teatralnym festiwalem - te związane z losem legnickich redakcji przejętych przez jeden z zagranicznych koncernów prasowych…

Miała Warszawa swojego Leopolda Tyrmanda, ma Wałbrzych Olgę Tokarczuk, a Wisła Jerzego Pilcha. Ma Wrocław Marka Krajewskiego i jego naznaczone miejscem oraz historią kryminały, które przybliżyły to miasto setkom tysięcy czytelników jego powieści. Czy podobna rzecz uda się legnickiej debiutantce?  Czy jej powieść rozsławi Legnicę tak jak teatralna "Ballada o Zakaczawiu" Jacka Głomba czy filmowa "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka? Oby.

Grzegorz Żurawiński