Joanna Gonschorek najlepszą aktorką, a „Trzy Furie” najwybitniejszym polskim dramatem ostatniego sezonu? Dziś rozstrzygnięcie 17. edycji prestiżowego konkursu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytutu Teatralnego im. Raszewskiego na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Teatr Modrzejewskiej ma szansę po raz kolejny sięgnąć po najwyższy laur. Czy tak się stanie? Sukcesu życzy teatrowi Bartłomiej Rodak.



Pracom nad Trzema Furiami, w odczuciu zarówno reżysera Marcina Libera, jak i zespołu aktorskiego, od początku towarzyszył pewien rodzaj intuicji, przeczucie, że uczestniczą w czymś wyjątkowym. Tę niewątpliwą cechę spektaklu błyskawicznie dostrzegli także najważniejsi ludzie polskiego teatru.

– Marcin Liber powiedział mi kiedyś, że z mojego aktorskiego spotkania z Danutą Mutter (główna bohaterka dramatu – przyp. red.) wynikną niezłe sprawki. A on ma totalną intuicję teatralną. I myślę, że miał rację. To była rola dla mnie – zdradza Joanna Gonschorek, która, niestety, nie pojechała na warszawską uroczystość. Traf chciał, że akurat dziś (6 lipca) w Luboniu k. Poznania na Festiwalu Teatralnym Malta legnicki teatr wystawia sztukę „Howie i Rookie Lee”.

Spośród 11 finalistów konkursu, aż sześć to propozycje zgłoszone prze teatry dolnośląskie. Który z nich najlepiej spełnia konkursowe zadanie, jakim jest wspomaganie rodzimej dramaturgii w jej scenicznych realizacjach oraz popularyzowanie polskiego dramatu współczesnego? Marcin Liber w rozmowie z nami konkurencję ocenił bardzo wysoko, przyznał jednocześnie, że jest świadomy wartości własnej pracy.

Także Joanna Gonschorek nie ukrywa, że zarówno jej rola, jak i sam spektakl, to ważne wydarzenia. W ostatnim okresie aktorka wyspecjalizowała się w odtwarzaniu wstrząsających ról kobiet tragicznych i nieszczęśliwych. Pewien wspólny mianownik jej kreacji dostrzec można w sztukach: „Zamknięte z powodu bogactwa” Tankreda Dorsta (2007), „Polacy umierają” według Frantza Xavera Kroetza (2009), „Howie i Rookie Lee” Marka O’Rowe’a (2008) czy ostatnio w „III Furiach” tercetu Chutnik – Fertacz – Sikorska-Miszczuk. Taka jest też wykreowana przez nią rola Billie H. w monodramie „Kobieta z bluesem” Cezarego Bukowskiego (2009).

– Kiedy na pierwszej próbie usiadłam i zaczęłam mówić, wcielając się w rolę Danuty Mutter, Marcin Liber powiedział, żebym tylko tak grała do końca prób – wspomina Gonschorek. – Od razu poczułam tę bohaterkę. To nie tylko moja kreacja, ale i płynące z głębi serca przekonanie. Kiedy w pewnej recenzji, zresztą dobrej, przeczytałam o Danucie, że to babon, zrobiło mi się przykro. W moim życiu osobistym to, że jestem gruba i się starzeję, jest dla mnie utrapieniem. Na scenie to atut, który zbliża mnie do prawdy. Co do takich ról, rzeczywiście mam przewagę przez moje fizis, więc mogę być w nich specjalistką – zaznacza aktorka, która w legnickim teatrze gra od 1995 roku. Występowała w kilkudziesięciu i niemal wszystkich ważniejszych spektaklach tej sceny oraz w ich realizacjach telewizyjnych. Jest laureatką wielu ogólnopolskich nagród i wyróżnień, trzykrotnie uznawaną za najlepszą legnicką aktorkę (2000, 2002, 2007). Jako jedyna jest też posiadaczką aż dwóch tutejszych „bomb sezonu”.

– Nagrody są miłe i potwierdzają, że aktorstwo to dla mnie najwłaściwsza droga. Ale to też kwestia przypadków, bo mam szczęście do dobrych ról – zdradza aktorka. – Mój zawód jest wredny i staram się nie zwariować. Bo gdzie jest wyznacznik tego, czy jestem dobra, czy nie? Kiedy dostaję nagrody w Legnicy i w Polsce, czy kiedy dostanę je na przykład na Brodway’u albo w Hollywood? Gdzie jest granica? Są ludzie, którzy całe życie poświęcają na to, żeby wspiąć się wyżej, a dla mnie nie ma wyżej. Jest to miejsce, ten moment i tu robię wszystko najlepiej, jak potrafię – przyznaje w szczerej rozmowie Joanna Gonschorek.

Legnicki teatr jest jedynym trzykrotnym laureatem Grand Prix ministerialnego konkursu w jego historii („Ballada o Zakaczawiu” 2001, „Made in Poland” 2005, „Osobisty Jezus” 2007). Grand Prix to nagroda przyznawana teatrowi, oprócz tego są także nagrody za scenariusz, reżyserię, scenografię, muzykę oraz role aktorskie.

(Bartłomiej Rodak, „Furie radości”, Konkrety.pl, 6.07.2011)