Ludwika Gadzickiego fascynacje legnickim teatrem
- Szczegóły
- Wychowałem się na wsi, tam nie było niczego, tylko smród. Kiedy mój ojciec dowiedział się, że chodzę do teatru spuścił mi manto. Albo teatr, albo nauka - powiedział. Chyba od tego się właśnie zaczęło - opowiada Ludwik Gadzicki, absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wieloletni profesor tego przedmiotu w Zespole Szkół Górniczych w Lubinie.
Nie sposób zliczyć, ilu ludzi zaciągnął do legnickiego teatru. – Nawet jeśli spośród ogromnej liczby uczniów chociaż dwóch wróciło z własnej woli do teatru, uważam to za sukces – zapewniał wielokrotnie.
Pierwszy raz przyglądał się legnickim aktorom latem 1977 roku, jeszcze przed pierwszą, historyczną premierą „Lata w Nohant” Iwaszkiewicza, która dała początek nowej polskiej scenie dramatycznej.
- Teatr w Legnicy jeszcze nie był gotowy, kończył się remont obiektu, i próby odbywały się w Lubinie w tamtejszym Domu Kultury Zagłębia Miedziowego – wspomina. – Nie było łatwo podejrzeć, co przygotowują artyści. Musiałem użyć podstępu, by dostać się na salę prób, bo wcześniej grzecznie mnie pogoniono z uzasadnieniem, że „wstęp tylko dla ludzi teatru”.
W całej, już ponad trzydziestoletniej historii legnickiego teatru lubiński polonista tylko raz opuścił premierę przedstawienia. – Byłem w szpitalu, nie dało rady – usprawiedliwia się.
Tylko głośne „Made in Poland” Wojcieszka oglądał ponad 20. razy! Bo Ludwik Gadzicki zaprzedał się teatrowi. „Zakochał się w nim niczym Tristan w Izoldzie. Poczynił więcej. Usiłował (z pozytywnym skutkiem) zarazić tą miłością ludzi, którzy z pozoru wydawali się nieczuli na takie uczucie. Szedł przed siebie z zaparciem godnym Don Kichota, ale jemu się udało” – pisał o nim Dominik Karcz.
Teatr docenił ten wyjątkowy wysiłek i przywiązanie. Jesienią 2008 roku Stowarzyszenie Miłośników Teatru Modrzejewskiej zorganizowało mu benefis. Katarzyna Dworak i Paweł Wolak napisali nawet dla „Gada” małą rolę w swojej sztuce „Sami”, dzięki czemu Gadzicki miał okazję odegrać epizod w tym wyjątkowym przedstawieniu. – Czy byłem zestresowany? Dwie koszule musiałem zmienić – wspominał.
Mimo przejścia na emeryturę Ludwik Gadzicki nadal jest najczęściej widzianym gościem legnickiej sceny. To co widzi recenzuje - ostatnio dla Nowej Gazety Lubińskiej. Nic dziwnego, że swoje spotkanie w bibliotece zatytułował prosto: „Moje fascynacje legnickim teatrem”.
(żuraw)