Tragiczna postać amerykańskiej gwiazdy wokalistyki jazzowej Billie Holiday staje się modna na polskiej scenie. Po ubiegłorocznej premierze w chorzowskim Teatrze Rozrywki doczekaliśmy kolejnej. Monodram „Kobieta z bluesem” w wykonaniu Joanny Gonschorek to dramaturgiczny debiut legnickiego miłośnika jazzu Cezarego Bukowskiego. Sobotnia (24 października) premiera w teatralnej kawiarni odbyła się przy nadkomplecie widzów.

Część widzów, która sobotni wieczór postanowiła spędzić w półmroku Caffe Modjeska (paliły się wyłącznie świece na stolikach i kilka lamp), wydawała się lekko zdezorientowana. – W którym miejscu ona będzie śpiewać? – słyszałem parokrotnie. Najwyraźniej niektórzy oczekiwali, że Joanna Gonschorek, było nie było laureatka Tukana Dziennikarzy wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej (2007), wystąpi w dramatyzowanym recitalu ze swingującymi piosenkami Billie Holiday. Zaskoczenie było tym większe, że żadne z miejsc w szczelnie zastawionej stolikami kawiarni nie przypominało sceny przygotowanej do estradowego występu.

Nie było natomiast zaskoczeniem, że znaczącą część premierowej publiczności stanowili członkowie i sympatycy legnickiego klubu jazzowego Blue Monk. Autorem tekstu monodramu był wszak jeden z nich debiutujący w nowej roli. Tak czy inaczej miejsc przy stolikach nie wystarczyło dla wszystkich i część widzów zajęła miejsca na poduszkach rozłożonych na schodkach kawiarnianych podestów. Stolik przy którym zasiadła bohaterka monodramu znalazł się zatem w samym centrum widowni, tak jak gdyby tego wieczora aktorka była tylko jednym z wielu przypadkowych kawiarnianych gości, którzy wpadli tu na chwilę, by zatopić się w tłumie, czegoś się napić i poplotkować.

Ten pomysł inscenizacyjny, w którym publiczność staje się naturalną częścią scenografii i statystami spektaklu jest bardzo podobny do tego, który zrealizowano w chorzowskiej inscenizacji amerykańskiego monodramu Laniego Robertsona („Lady Day At Emerson's Bar & Grill”), która od roku z powodzeniem grana jest w polskich teatrach pod tytułem „Lady Day – Billie Holiday”. Reszta jest już zupełnie odmienna, bowiem centralną postacią sztuki Cezarego Bukowskiego nie jest sławna czarnoskóra Eleanora Fagan (prawdziwe nazwisko Billie Holiday), lecz jej polska imitatorka, żyjąca w cudzym wcieleniu swojej idolki Eleonora H. (Hałupko), laureatka jednego z prowincjonalnych konkursów dla parodystów, która z odgrywania Billie H. uczyniła swój zawód i sens życia.

Billie Holiday pragnęła mieć ładny dom, dzieci i gotować. Żadnego z tych marzeń nie udało się jej zrealizować. Mając kilkanaście lat, zaczęła regularnie zarabiać pieniądze – raz jako służąca, innym razem jako prostytutka. Nocne życie, miłość za pieniądze, pijackie przyjęcia w klubach oraz narkotyki stały się sensem życia i początkiem tragedii młodziutkiej ciemnoskórej dziewczyny. Kiedy wraz z matką przeprowadziła się do Nowego Jorku, przypadkiem dostała pracę jako wokalistka w jednym z klubów Harlemu. Wkrótce została gwiazdą amerykańskiej wokalistyki jazzowej. Wyjątkowy talent, ale też: alkohol, heroina, depresja, poczucie krzywdy i rasowej dyskryminacji, biseksualna odmienność, trwonione beztrosko pieniądze i śmierć w wieku zaledwie 44 lat zbudowały legendę tej postaci.

Kim jest natomiast Eleonora H. bohaterka „Kobiety z bluesem”?  - Ja tam od razu wiedziałam kim chcę być – Billie Holiday! – usłyszymy między jednym, a kolejnym wypijanym samotnie kieliszkiem. W pewnej chwili i w jednej z najbardziej przejmujących scen spektaklu Eleonora wejdzie na kawiarniany stolik, jak na wielką scenę, by imitując słynną jazzową balladę („Autumn in New York”) swojej idolki wyśpiewać wspólne im nadzieje i gorycz (bo, w skrótowym tłumaczeniu z pamięci: „Choć to koniec moich wakacji, to jesień w Nowym Jorku, mieście które kocham i nienawidzę, przynosi obietnicę nowej miłości. I choć miesza ją często z bólem, to warto żyć ponownie jesienią w Nowym Jorku – mieście czarownych emocji pierwszych randek, mieniących się tłumów i lśniących chmur w kanionach stali”).

Bohaterka monodramu to bowiem postać nie mniej, a może bardziej tragiczna od imitowanego pierwowzoru. - Jestem wolna, jak ptak. Jestem ptakiem! – wykrzyczy w pewnej chwili, by natychmiast z goryczą i rezygnacją dodać: - Tak, jestem ptakiem, co ciągnie skrzydła po ziemi…”.

Jednak wbrew stereotypom i ptasim porównaniom bohaterka nie jest jedynie głupią prowincjonalną gęsią zatopioną w nierealnych marzeniach. Mimo wypijanego alkoholu i schizofrenicznej sytuacji, którą prowokuje (czasami nie wiemy, czy mówi o sobie, czy o swojej idolce) dość trzeźwo ocenia otaczający ją świat, jego brud i wszechobecną żądzę pieniądza.

„Człowiek jest sumą tego, co przeżył” – mówiła o sobie Billie Holiday. Czy jednak można prawdziwie i bezpiecznie przeżyć cudze życie? – Stałam się nią! I zapłaciłam za to swoją cenę. Naprawdę była tylko Billie Holiday. Eleonory H. nigdy nie było – podsumuje bohaterka przedstawienia, zanim w ostatniej kwestii poprosi o rachunek. Ten za kolejną wypitą karafkę alkoholu nie będzie najwyższym, który przyjdzie jej zapłacić, bo „człowiek to jego głos, wszystko inne umiera”.

- Poruszające, bezpretensjonalne, swobodnie wykonane. Udany wieczór – to jedna z opinii, które usłyszałem po premierze. - Od samego początku tekst przeznaczony był dla Joanny Gonschorek, której osobowość aktorska była dla mnie ważną inspiracją – mówił jego autor Cezary Bukowski. Wybór był trafny, choć zadanie aktorskie niełatwe. To nie w kij dmuchać przez godzinę koncentrować wyłącznie na sobie uwagę i emocje widzów. Brawa dla aktorki były zasłużone.

A jeśli miałbym trochę marudzić… Nużyła mnie nieco dramaturgiczna monotonia i przewidywalność opowiadanej historii - nadto nieśmiałe operowanie kontrapunktem i humorem, w tej smutnej opowieści. Przygnębiał niemal zaduszkowy jej charakter - świece na stołach, zbliżający się listopad… Kolejne przedstawienie (w piątek 30 października o godz. 21.00) wpisze się jeszcze wyraźniej w ten klimat.

Grzegorz Żurawiński