Nasza Syberiada już za nami. Polskę witamy autentycznie wzruszeni.  Rzeczywiście jest tak, że po takiej rozłące nawet najwięksi kosmopolici stają się zagorzałymi patriotami… Moskwa i Włodzimierz to był zupełnie inny świat niż nasza Syberia. Moskwa imponuje bogactwem, czystością, porządkiem. Wiele się tu zmieniło od naszej ostatniej wizyty z „Mersi, czyli przypadki Szypowa” w listopadzie 2003 r.

Tamten świat był światem kontrastów – porządku i brudu, wypasionych sklepów chronionych przez eleganckich mężczyzn z bronią automatyczną i żyjących na skraju nędzy emerytów wynajmujących się do reklamowanie przy wejściach do metra  nocnych  klubów i biur turystycznych. Dziś to wszystko zniknęło, tak jak znikli ci emeryci. Gdzie się podziali?

Na ścianach w Centrum Meyerholda wiszą afisze spektakli przez niego wyreżyserowanych. W foyer wystawka jego fotografii, bez jednego słowa komentarza, od fotografii dziecięcej do ostatnich zdjęć z łagru. Spektakl przyjęty po europejsku, życzliwie, ale z dystansem. - Tutaj do nas przyjeżdżają setki teatrów z całego świata (w Irbicie witano nas jako pierwszy w historii miasta zagraniczny teatr…) - słyszymy.

Po spektaklu rozmowa gorąca, wracają argumenty, że nie ma takiej Syberii, że nie ma takiej Rosji. Michał Ugarow, nasz przyjaciel z moskiewskiego teatru doc. chwali spektakl dodając, że za dużo w nim wątków. Już po powrocie na moskiewskich blogach przeczytam, że przywieźliśmy biało-czarny obraz. Polacy są dobrzy, a Rosjanie źli. Widać oglądaliśmy rożne przedstawienia.

We Włodzimierzu bardzo mieszczańsko. Starsza pani - krytykując mocno - mówi, że zabrakło jej w spektaklu optymizmu, że oni mają już mrocznego Dostojewskiego, po co im mroczny Kopka? Młoda dziewczyna dziękując za przedstawienie, za formę, przeprasza za nieadekwatną reakcję. Ja odpowiadam, że nie ma nieadekwatnej reakcji, że teatr jest od tego, żeby mierzyć się z różną publicznością, żeby bić się o nią, że przywożąc taki spektakl, w takiej konwencji, z taką scenografią, przywozimy im po prostu swoją opowieść, swój język.

Po spektaklu dyrektor Borys Gunin (który wcześniej kilkanaście lat rządził operą w Magadanie na Syberii i jeździł z nią na Alaskę!) zaprasza na kolację. Wznosimy, jak przystało w Rosji, toast i toast i w jednym z nim rektor miejscowego uniwersytetu dość obrazowo mówi, że jednak w Rosji wiele się zmieniło. Że dawniej po zagraniu takiego spektaklu na Syberii już byśmy z niej nie wrócili.

Włodzimierz (Władymir), dawna stolica księstwa włodzimiersko - suzdalskiego i najstarsza stolica Rosji to prawie europejskie miasto. Kawiarnia za kawiarnią, w sklepach to samo, co wszędzie. To zupełnie inny świat niż Szadryńsk, Tobolsk, Irbit. Wolę tamten.

Jacek Głomb, już w Legnicy,  19 października 2009 r.