Drukuj

- Już na studiach słyszysz, że aktor ma zdjąć majtki bez dyskusji. Przekraczanie prywatności na próbach łatwo przenosi się poza nie – mówi Alina Czyżewska, aktorka i działaczka Pogotowia Prawnego Kultury Niepodległej i Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska w rozmowie z Anetą Kyzioł. Aktorka znana m.in. ze sztuk wyreżyserowanych przez Jacka Głomba: „Hamlet, książę Danii” (2001), „Moja Bośnia” (2014) i „Miasto we krwi” (2019). Poniżej wyimki z rozmowy.


(…)
Nie umiemy reagować, mamy kłopot z solidarnością. Łatwiej jest „nie wtrącać się”, nie widzieć. A ofiary się boją – te w teatrze, w firmie, ale też ofiary przemocy domowej. Te, które wciąż milczą, żyją w przekonaniu o osamotnieniu, że nikt im nie uwierzy i ich nie wesprze. Bo sprawca jest wyżej w hierarchii, do tego jest zakolegowany z innymi dyrektorami czy reżyserami. A teatr to małe środowisko, wszyscy się znają, funkcjonują układy nieformalne. Przekonanie, że kiedy się ujawnię, to nigdzie już nie znajdę pracy jest bardzo silne i często uzasadnione. Zwłaszcza w przypadku kobiet łatka „trudnej aktorki” działa jak wilczy bilet.
(…)
Ważne jest to, żeby akcja szła z dwóch stron, żeby reżyserzy i reżyserki głośno mówili, że nie chcą podporządkowanych, biernych aktorów i aktorek. Tymczasem do niedawna słyszałam starą, wyświechtaną frazę: „za inteligentna na aktorkę, nie zrobi kariery”. Aktorki boją się ostracyzmu środowiskowego – że plują w swoje gniazdo, sieją ferment. Działają te same mechanizmy, co na parafiach, gdy dziecko i jego rodzina zaczynają upubliczniać molestatorskie skłonności księdza…
(…)
Wciąż funkcjonuje etos aktora, który się poświęca. Przecież my gramy z 40-stopniową gorączką, ze skręconą nogą – najwyżej szybko się przereżyserowuje spektakl tak, żeby jego czy jej postać nie musiała dużo chodzić. Bo odwołanie spektaklu z powodu choroby aktora to rozczarowani widzowie i strata finansowa dla teatru. To koledzy, którzy nie zarobią, a wiadomo, sam etat to głodowa stawka, najważniejsze są honoraria za spektakle. Mamy tę świadomość i poczucie odpowiedzialności, dlatego L4 u aktorów w zasadzie nie istnieje. Ale słynne hasło, ze jeśli aktor nie przyszedł na spektakl to znaczy, że umarł jest szkodliwe, bo uczy pokornego znoszenia wszelkich niedogodności, tresuje do poświęcania się w imię wyższych celów, dla innych, dla teatru. Łatwo to wykorzystać. Aktor też łatwiej oddaje czas wolny, bo przecież to w imię sztuki – wartości wyższej, ale też dla własnego rozwoju. Warto i łatwo więc złamać ustawowy 11-godzinny dobowy odpoczynek itd. No i przecież nie ma nic piękniejszego, niż umrzeć na scenie – jak Tadeusz Łomnicki na próbie przed premierą „Króla Leara”. To pozwala jechać na aktorze reżyserom i reżyserkom – czasem przemocowym, czasem po prostu nieprzygotowanym. Świetna metoda „pisania na scenie”, czyli tworzenia tekstu sztuki na podstawie aktorskich improwizacji, burzy mózgów, niekończących się rozmów, bywa przykrywką niewykonywania pracy koncepcyjnej przez realizatorów. Ale to się nie nazywa marnowaniem czasu aktorów i ekipy, tylko procesem twórczym.
(…)
Zobaczmy też, jak to wygląda ze strony publiczności, inteligenckiej przecież, która tak łatwo wchodzi w system kultu gwiazd, tworzenia i podtrzymywania autorytetów. Czy to Michael Jackson, czy Roman Polański. A kult nie zakłada patrzenia na ręce, tylko przez palce.
(…)
Jest też koszmarny obyczaj fuksówki, która ma niby budować więź między studentami nowego rocznika a resztą szkoły, ale ma znamiona usankcjonowanego tradycją znęcania się, upokarzania, łamania charakterów niepokornych. To buduje chore postrzeganie zawodu aktora i wystawia aktorów, a szczególnie aktorki, na wykorzystywanie i skazuje na milczenie o tym. A istnieją przecież inne metody na budowę społeczności. Profesorowie z zagranicy byli zdumieni także tym, że studenci w Polsce mają tak niewielki wpływ na funkcjonowanie szkoły, w której się uczą.
(…)
Akcent położony na struktury poziome, nie pionowe, zamiast hierarchii – współpraca, zamiast przemocowości – dialog, równość, partycypacja, niedyskryminowanie. To może funkcjonować, a nie być tylko fajną deklaracją i hasłem na papierze, pod warunkiem, że będzie jawność. Rejestr umów – za co i ile płacimy. Jawność wynagrodzeń - nie chodzi o to, że wszyscy mają zarabiać po równo, ale żeby się nie okazywało, że dysproporcje są olbrzymie i nieuzasadnione. Ale opór przeciw jawności jest ogromny, bo chociaż tajemnice dają duże pole do nadużyć, to dają też duże możliwości fajnego zarabiania i życia grupce osób. Jest reżyser, który wziął za spektakl 100 tys. zł, w teatrze, w którym jest dyrektorem (czyli naraz wpadały mu do kieszeni dwa wynagrodzenia za jeden czas pracy). Reżyserce z zewnątrz ten teatr zapłacił 20 tys. zł. A inni dyrektorzy-reżyserzy? Czy biorą na czas reżyserowania w innym teatrze bezpłatny urlop? Znam jednego. Młodzi reżyserzy i reżyserki pracują za grosze, za wpis w CV – bo strumień pieniędzy idzie do kogoś innego.
(…)

Całość w tygodniku Polityka, a także na wortalu e-teatr.pl, po zalogowaniu znajdzisz tekst TUTAJ!

(Aneta Kyzioł, „Przemoc nie bagatela”, Polityka nr 2/2020, 8.01.2020)