Autorsko zrealizowanym spektaklem „Psujesz trochę humor wszystkim dookoła”, po dziesięciu latach przerwy, na scenę offową powrócił Teatr Zakład Krawiecki. Na piątkowej (20 grudnia) premierze na legnickiej Scenie Gadzickiego reaktywację przyjęto z radością, wruszeniem i życzliwością, a samo przedstawienie nagrodzono standing ovation. Oklaski obudziły nawet mojego sąsiada na widowni, który już po godzinie przedstawienia zaczął niemiłosiernie chrapać. Jako człowiek kulturalny dołączył jednak do publiczności dziękującej artystom.
 
Reaktywacja Teatru Zakład Krawiecki pełna jest paradoksów. Oto na legnickiej scenie instytucjonalnej wznowił działalność wrocławski teatr offowy, jako inicjatywa pięciorga zawodowych aktorów Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, w przeszłości współtworzących TZK. Odwrócona została zatem naturalna kolej rzeczy, jaką zazwyczaj jest przechodzenie z offu na scenę profesjonalną. Co więcej, producentem spektaklu nie jest ani Modrzejewska, ani zarejestrowana kilka tygodni wcześniej Fundacja „Teatr Zakład Krawiecki“, lecz (także wrocławska) Fundacja Teatr Nie-Taki. Spinaczem, dzięki któremu przedstawienie czterokrotnie wystawiono na Scenie Gadzickiego, była w tym przypadku jej prezeska, ale też – nazwana „carycą polskiego offu“ – konsultantka programowa legnickiego teatru Katarzyna Knychalska. Plus przyznany jej fundacji grant ministerialny na sztukę o depresji. Dość jednak tych didaskaliów.
 
„Nie świruj! Psujesz trochę humor wszystkim dookoła“, czyli fraza, która w pewnej chwili pada w spektaklu, to nie tylko część tytułu sztuki. To zasadniczy motyw przedstawienia o narastającym cywilizacyjnym problemie, jakim są zaburzenia i choroby psychiczne. Jednak nie problem medyczny, ale społeczny i kulturowy jest jego treścią. Obejrzeliśmy ponad stuminutową, czasami wzruszającą, czasami drastyczną, chwilami śmieszną, opowieść o systemowym i indywidualnym zamykaniu oczu, o niewiedzy i bezradności, o odrzuceniu, strachu, wstydzie połączonym z odrazą, o stygmatyzowaniu i izolowaniu chorych. O posyłaniu ich za wysokie mury i na społeczny margines, bo psują humor i dobre samopoczucie otoczenia. Nawet swoich najbliższych. Co gorsze, psują zdecydowanie bardziej niż tytułowe „trochę“. Psują bardziej, niż gotowi jesteśmy to przyznać. Przed sobą i innymi. Bo choroba psychiczna jest tabu. Nic dziwnego, że to także opowieść o – tragicznych czasami - skutkach tego wyparcia i braku empatii.
 
Rzecz dzieje się w salce rehabilitacyjnej. Komplet twórców wciela się w różne postaci, choć zasadniczo mamy tu pięć ról. Magda Skiba to nadwrażliwa schizofreniczka, co to rozmawia z Jezusem, ale kocha poezję i kota w głowie. Rafał Cieluch cierpi na rodzaj choroby dwubiegunowej, szybko wpada w stan irytacji, jest wybuchowy i agresywny. Robert Gulaczyk to przemęczony pracą psychiatra pełen dobrej woli ale między młotem, a kowadłem, zawieszony pomiędzy niewydolnoscia systemu tworzonego przez decydentów („stołkowych“ - jak ich nazywa), a agresją pacjentów i ich rodzin. Oskarżany o doprowadzenie do samobójstwa jednego z pacjentów sam stoi na progu psychozy („walcie się“ rzuca w kierunku „stołkowych“). Zuza Motorniuk jest zarówno terapeutką wierzacą w uzdrawiajacą potegę sztuki, jak i bezradną, zostawioną przez system samej sobie matką syna, który - po latach choroby - popełnił samobójstwo („dlaczego system mnie nie zauważa, nie mam siły“ – wyśpiewuje w dramatycznym protestsongu). Jest i piąta postać. Paweł Palcat w czarnym, pokrywajacym całe ciało włochatym kostiumie jest ni pies, ni bies. Personifikuje choroby zakradające sie do mózgu (mamy wszak myśli czarne i kosmate, popadamy w czarną rozpacz), choroby niszczące duszę i ciało. Wszyscy grają też ludzi szukających psychiatrycznej porady i pomocy w internetowych ankietach.
 
Spektakl nie ma wyrazistej fabuły. To seria epizodów i aktorskich solówek, które – wedle zapewnien twórców – są efektem ich wizyt w szpitalnych oddzałach psychiatrycznych i przetworzonych rozmów z pacjentami oraz personelem. W całość wpleciono także motywy osobiste (trauma po śmierci matki, samobójstwo przyjaciela, którego - nawiercające mózg i porażające trzewia - motywy muzyczne wykorzystano w spektaklu) oraz autoironiczne, gdy aktor liczną serią przykładów dowodzi, że najłatwiej o Oscara lub nominacje do tej nagrody, gdy w filmie gra się… wariata. Sądzę, ze „Lot nad kukułczym gniazdem“, „Piękny umysł“, czy „Forrest Gump“ mogły być także inspiracją dla niektórych scen w „Psujesz trochę humor wszystkim dookoła“.
 
Nie był to z pewnością spektakl uszyty z motywów lekkich i przyjemnych. Był zdecydowanie gorzki (i nieco przydługi). Na osłodę w finale premierowego przedstawienia jego twórcy poczęstowali widzów mlecznymi krówkami i żelkami.
 
Grzegorz Żurawiński