Drukuj
Magda Drab odzyskała Szaniawskiego, za co jej chwała, ale zarazem zrobiła spektakl polityczny, podobnie jak większość przedstawień wymierzony w dzisiejszą władzę. O spektaklu "Ptak" Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Magdy Drab zrealizowanym w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Kalina Zalewska, członkini Komisji Artystycznej V Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa".
 
W Bydgoszczy nastąpiła zmiana scenicznego języka. Spektakl, który przygotowała Magda Drab, sytuuje się na antypodach teatru, jaki dominował tu w dekadzie 2006-2016. Drab wyreżyserowała go poniekąd wspólnie z Albertem Pyśkiem, też jak ona aktorem legnickiego zespołu, do tego uzdolnionym wokalnie, wykonującym tu nie tyle muzykę, co fonosferę spektaklu. Niezwykle ważną, bo nadającą rytm przedstawieniu, puentującą słowa i działania wykonawców. Pyśk siedzi zatem z boku sceny, przy konsolecie i mikrofonie, pilnując porządku i sensu. Żadnych manifestacji, puszczania akcji na żywioł czy oddawania jej w ręce widzów, jak niegdyś. Przeciwnie: dystans, precyzja i dyscyplina. W aktorskiej grze waga każdego gestu, i wręcz manifestacja formy. Czyżby po latach postdramatycznej swobody następował powrót do konwencji i umowności?
 
Nie ma innego wyjścia, skoro Drab wyreżyserowała Ptaka Jerzego Szaniawskiego. Spektakl przygotowany został na stulecie Reduty, która zainaugurowała działalność 29 listopada 1919 prapremierą Ponad śnieg bielszym się stanę Stefana Żeromskiego. Bydgoska premiera planowana na 29 listopada, ostatecznie miała miejsce 1 grudnia tego roku. Szaniawski był autorem wylansowanym przez słynny zespół. Prapremiera Ptaka w reżyserii Juliusza Osterwy, z nim w roli Studenta, Mieczysławem Frenklem jako Burmistrzem i Stefanem Jaraczem grającym Sekretarza, odbyła się w 1923 roku. Styl autora dziś trochę trąci myszką, ale tekst zadziwia przytomnością diagnozy. Rytm i forma, narzucone przez twórców, dynamizują go i nadają mu świeżość, a przy tym podkreślają i wydobywają sens utworu.
 
Historia burmistrza (Jerzy Pożarowski) i radców miejskich (Jakub Ulewicz jako lekarz i Paweł L. Gilewski jako przedsiębiorca), sprawujących nieudolnie władzę, podejrzliwie odnoszących się do młodzieńca, który zaskakuje ich pomysłem wypuszczenia na wolność złocistego ptaka - zmienia bieg z powodu uczucia, jakie połączy bohatera i burmistrzankę. Odsłania ono jednak prawdziwe intencje wszystkich postaci, pokazuje, że miłość, owszem, jest cudem, ale życiem społecznym kieruje zupełnie co innego. Ambicje, potrzeba zachowania hierarchii, ucierane przez społeczność poglądy, suflowane przedtem przez władzę, i miejsce, jakie nam w tym porządku społeczność i władza wyznaczają. Niewielu jest idealistów, jak bohater, skłonnych w tej sprawie zaryzykować wszystko i przeciwstawić się.
 
Niby jest to poetycka komedia, portret małomiasteczkowej atmosfery i sensacji, jaką budzi Student (udana rola Karola Nowińskiego), przyciągający młodych, skrycie tęskniących za zmianą, jak Sekretarz (Marcin Zawodziński) czy sama Burmistrzanka (Emilia Piech). Jednak Szaniawski, niejako mimochodem, opisał naczelną zasadę walki politycznej, czyli postępowania wobec przeciwnika na forum publicznym. Zasada ta brzmi: lekceważyć, pomniejszać, bagatelizować. Współcześni świetnie ją rozumieją. Bo, jak powiada Burmistrz, najważniejsze jest to, co wtedy napisze "Dzwon Spiżowy" i "Grzechotka Drewniana". Jaki będzie przekaz medialny i ile zajmie miejsca, a tym akurat ojcowie miasta mogą posterować.
 
Międzywojenni krytycy ukuli termin "szaniawszczyzna", wykorzystywany na różnych etapach życia autora, najczęściej przeciwko niemu. Jak twierdził Kazimierz Wyka: "rozumiano przez to jakąś dosyć łatwą i nastrojową poetyczność, rozmyślne wyszukiwanie sytuacji pozbawionych napięcia dramatycznego, rozgrywających się wyłącznie w sferze nastrojów". Można ten problem ominąć, jeśli grać sztuki Szaniawskiego w sposób skondensowany i sformalizowany, jak w Bydgoszczy. Ptak stał się dzięki temu przypowieścią o naszym świecie, która początkowo brzmi jak bajka, ale z czasem odsłania swój pazur. Pomaga w tym scenografia Karoliny Fandrejewskiej. Przedstawia ona ogromną klatkę dla ptaków, przeciętą taflą lustra. Na scenie mamy połowę klatki, jej drugą część widać w odbiciu, podobnie, jak, siedzącą naprzeciwko, publiczność. Aktorzy ogrywają to na różne sposoby.
 
Drab twierdzi, że Student jest tu figurą artysty. Jego happening - jakbyśmy dziś powiedzieli i jak to określa w programie reżyserka - to propozycja o charakterze estetycznym. Jak zapewnia sam bohater, nie stoi za nim żaden ukryty sens. Nawiasem mówiąc, to akurat nie pasuje do wizerunku dzisiejszych artystów, którzy niewiele robią dla czystej sztuki, a wszystko z powodu jej ukrytego sensu. Ale Student ma w bydgoskim spektaklu odsłonić nieuczciwe intencje władzy. Toteż najważniejsza jest tu grupa radców miejskich - dwóch z nich jest co prawda w garniturach, ale spodnie sięgają kolan, co ma demaskować ich infantylizm. Wszyscy trzej wyposażeni zostali za to w pistolety, których dla postrachu używają, strzelając w powietrze. Śmieszni i groźni zarazem. Prowincjonalni i pozbawieni kompetencji, za to dobrze znający pragmatykę rządzenia.
 
Magda Drab odzyskała więc Szaniawskiego, za co jej chwała, ale zarazem zrobiła spektakl polityczny, podobnie jak większość przedstawień wymierzony w dzisiejszą władzę. Wynika z niego, że wolność została ograniczona. Wydaje się jednak, że teatralne środowisko siedziało w złotej klatce raczej przez osiem lat rządów poprzedniej ekipy, a teraz akurat z niej wyszło i może dlatego czuje taki dyskomfort. Nie neguję błędów obecnej władzy, ale dlaczego nigdy nie protestowano wobec cynizmu poprzedniej tak, jak nie zauważano w ulubionych mediach lekceważenia, pomniejszania i bagatelizowania myślących inaczej, nie wspominając o wycieraniu nimi podłogi? Magda Drab, która stanowiła nadzieję na nowy głos w polskim teatrze, dołączyła do tzw. wszystkich. Talentu co prawda trudno jej odmówić, ale talent to jeszcze nie wszystko.
 
(Kalina Zalewska, "W klatce", http://www.e-teatr.pl, 19.12.2019)