Kto jest nadzieją polskiego teatru? Kto na fali się utrzymuje, kto zwycięzcą i mistrzem? 45 nazwisk polskich aktorów trafiło do 27. edycji „Subiektywnego spisu aktorów teatralnych” Jacka Sieradzkiego, który redaktor naczelny miesięcznika Dialog opublikował na wortalu e-teatr.pl. Podobnie jak w latach ubiegłych znalazło się w nim miejsce dla aktorów legnickiego Teatru Modrzejewskiej. Tym razem do spisu trafili: Rafał Cieluch (na fali) oraz Albert Pyśk (nadzieje).


Teatr jest kreacją zbiorową, święta prawda. Ale zbiorowe rzeźbienie dzieła ma granicę. Za którą tak naprawdę działa już tylko indywidualny talent, wyobraźnia, energia, twórcza moc konkretnego aktora. Jego osobista zdolność chwytania bezpośredniego kontaktu z widzem. Jego odwaga świecenia własną twarzą za całe widowisko. Żaden kolektyw go w tym nie zastąpi – pisze we wstępie do swojego aktorskiego zestawienia Jacek Sieradzki.

Rafał Cieluch (na fali). Ten McApollo z pamiętnych legnickich „III Furii” sprzed prawie dziesięciu lat, showman historii, ile trzeba tandetny, ile trzeba przenikliwy i jadowicie prowokujący, wciąż, jak się zdaje, w nim tkwi. W szerokości gestu, w drwiącej intonacji, w pewnego rodzaju buńczucznej bezczelności. To działa: widać, czuć jego dominację i w zbiorówkach, jakie przynoszą „Wyzwolenia”, parafraza Wyspiańskiego stworzona przez Magdę Drab i Piotra Cieplaka, i w rolach tak, zdawałoby się, nieekspansywnych, jak ślepy kibic w „Dzielnych chłopcach” tejże Magdy Drab. Marcin Liber, reżyser tamtych „III Furii”, specjalnie wcisnął w adaptację „Popiołu i diamentu” kawałki „Wesela”, żeby go mieć jako Stańczyka; pasuje do zadania idealnie. Wszystko dobrze, ale gdyby tak Jacek Głomb, szef Teatru im. Modrzejewskiej znalazł mu kiedyś, tak dla czystej higieny, coś do zagrania z przeciwnego stylistycznie bieguna?

Albert Pyśk (nadzieje). Zaśpiewał na konkursie Przeglądu Piosenki Aktorskiej „Balladę maczetową” ze słowami Magdy Drab z własną muzyką tworzoną na żywo na komputerze, prezentując mocny głos, muzykalność i kluczową w tej specjalności pomysłowość, jak z dźwięku robić aktorstwo. Nie wzięli go do finału, ale ja już od dawna nie rozumiem konkursowych decyzji jurorskich. Jest chętnie wykorzystywany z tym swoim muzycznym talentem w realizacjach macierzystego Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy i bez wątpienia wnosi tym sposobem dodatkowy walor w takie przedstawienia, jak choćby „Wierna wataha”. Spadły na niego wielkie role w tym sezonie: obok siebie Hamlet we wznowionej inscenizacji Jacka Głomba i Maciek Chełmicki z „Popiołu i diamentu” w reżyserii Marcina Libera: podołał, lecz tylko poprawnie, bez blasku. Może przyszły w złym momencie, a może po prostu jego specyfika aktorska w innym planie się spełnia?

W 27. edycji autorskiego zestawienia są też aktorzy innych scen, ale z legnicką przeszłością lub gościnną teraźniejszością.

Wiesław Cichy (mistrzostwo). Notowałem dwa lata temu, że po odejściu z rozwalonego, zdaje się definitywnie, Teatru Polskiego wybiera się występować w Pradze; na szczęście znalazł miejsce bliżej, we wrocławskim Współczesnym. Gdzie gra dużo, ale nie wygląda na to, by komiksowo tania postać umierającego showmana w „Magnolii” Krzysztofa Skoniecznego była dlań szczególnie satysfakcjonująca, a Barona w „Garbusie”, o którym dobrze mówią, zobaczę dopiero teraz, z rocznym opóźnieniem. U Marcina Libera, w świetnym „Popiele i diamencie” (Teatr im. Modrzejewskiej, Legnica) zagrał starego komunistę Szczukę, robiąc go w gruncie rzeczy samą sylwetką (proszę spojrzeć na zdjęcie), spojrzeniem, paroma dobrze wyliczonymi, powściągliwymi reakcjami. Bo być może cała tajemnica właśnie na celności takich prostych gestów polega?

Aleksandra Maj (na fali). Kolejna zawzięta podróżniczka po bezdrożach polskiego teatru. Widywałem ją kiedyś na Dolnym Śląsku (Legnica, Wałbrzych), potem ją miotnęło do Białegostoku. A ostatnio osiadła w Gliwicach, gdzie miała parę pięknych ról, przede wszystkim matki Zdzisława Najmrodzkiego w opromienionym już sławą widowisku Michała Siegoczyńskiego „Najmrodzki czyli dawno temu w Gliwicach”. Ze świetnym wyczuciem tonu tej łotrzykowskiej opowiastki stworzyła pozornie poczciwą, a tak naprawdę przebojowo sprytną mamę-wspólniczkę. Dobrze wspominam ciepło jej niani Marty w średnio udanej inscenizacji „Romea i Julii”; z fascynacją – nieoczekiwanie ujawnione rockowe szaleństwo w „Miłości w Leningradzie”, spektaklu z songów mało w Polsce znanego Siergieja Sznurowa. Łukasz Czuj, autor tego widowiska i generalnie twórca wielkiego sukcesu gliwickiego Miejskiego, został właśnie spuszczony z posady wiceszefa teatru. Czy i ją czeka jakaś kolejna ekstremalna peregrynacja?

Całość przeczytasz TUTAJ!

(Jacek Sieradzki, „Subiektywny spis aktorów teatralnych”, http://www.e-teatr.pl, 4.09.2019)