Drukuj

„J_d_ _ _ _e. Zapominanie” Artura Pałygi w reżyserii Pawła Passiniego to sztuka, po której trudno zasnąć. Jeszcze trudniej o niej spokojnie rozmawiać. Cisza, która towarzyszyła premierowemu przedstawieniu i zapadła po finałowym wygaszeniu świateł, była wymownym świadectwem wstrząsu ufundowanego publiczności. Owacja na stojąco, która rozległa się chwilę później, była nagrodą za odwagę i wysiłek włożony w artystyczną realizację na temat emocjonalnie ryzykowny, koszmarnie trudny do zagrania i uczciwego przedstawienia. Temat ponownie gorący. Dla zbyt wielu niewygodny.


10 lipca 1941 roku polscy mieszkańcy Jedwabnego, miasteczka pod Łomżą, wyposażeni w kije, orczyki i inne proste narzędzia, wygnali z domów swoich żydowskich sąsiadów, przyjaciół, szkolnych kolegów. Wszystkich wygnano na rynek. Kilkadziesiąt osób zatłuczono na śmierć. Kilkaset innych zapędzono do stodoły, którą zamknięto i podpalono. Po dokonaniu zbrodni rozpoczął się rabunek domów i dobytku pomordowanych. Większość sprawców zbrodni nigdy nie została ukarana. Tyle wiadomo z akt powojennych procesów z lat 1949-1950 oraz śledztwa IPN z lat 2000-2004.

Pogrom w Jedwabnem stał się znany w Polsce i na świecie za sprawą książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi” (2000), któremu przedstawiciele nacjonalistycznej polskiej prawicy i środowisk narodowych zarzucili kłamstwo, manipulacje i antypolonizm. W lipcu 2001 roku, w 60.rocznicę pogromu, rodziny pomordowanych Żydów przeprosił  „w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią" prezydent Aleksander Kwaśniewski. Od tego momentu Jedwabne stało się symbolem polskiej zbrodni na Żydach w okresie okupacji niemieckiej, choć w lipcu 1941 roku pogromów dokonano także w innych miejscowościach Podlasia (m.in. w Radziłowie, Wąsoszu, Jasionówce, Goniądzu, Wiznej).

Wszystko razem sprawiło, że to właśnie nagłośniona zbrodnia na żydowskich współmieszkańcach Jedwabnego stała się motywem sztuki Tadeusza Słobodzianka „Nasza klasa” (2009), później także filmu Władysława Pasikowskiego „Pokłosie” (2012), ale przede wszystkim - i znacznie wcześniej - reporterskiej książki Anny Bikont „My z Jedwabnego” (2004). Właśnie ta książka, napisana w formie dziennika przeplatanego wspomnieniami i rozmowami z niedoszłymi ofiarami, mordercami, świadkami zbrodni, nielicznymi Sprawiedliwymi oraz ich rodzinami, jak również z innymi osobami zainteresowanymi wyjaśnieniem, ale też zakłamaniem, zatuszowaniem i wyparciem z pamięci serii pogromów z 1941 roku, stała się inspiracją dla spektaklu Artura Pałygi i Pawła Passiniego, który premierowo wystawiono w sobotę 25 maja na Scenie na Nowym Świecie legnickiego Teatru Modrzejewskiej.

„Skoro poczuwamy się do zbiorowej dumy, musimy się też poczuwać do zbiorowego wstydu. Wstydu za wymordowanie polskimi rękoma w sposób bestialski kobiet i mężczyzn, dzieci i starców w Jedwabnem. Jeśli będziemy zbrodnię usprawiedliwiać, umniejszać, przerzucać odpowiedzialność, wtedy cały naród może się stać w oczach świata wspólnikiem zbrodni” – tę opinię Jana Nowaka-Jeziorańskiego, słynnego Kuriera z Warszawy, wieloletniego dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa i Kawalera Orderu Orła Białego, cytuje w swojej książce Anna Bikont.

Czy jednak ta historia ma jeszcze dla nas znaczenie? Czy warto o tym rozmawiać, a tym bardziej robić o tym teatr? A może lepiej to wszystko zapomnieć? O tym, niemal półprywatnie i jeszcze bez kostiumów, mówią aktorzy biorący udział w prologu do ponad dwugodzinnego przedstawienia. W tle jednak żarzy się pogorzelisko po płonącej stodole, słyszymy trzaski i szum pożaru, leżą osmalone manekiny przypominające o spalonych ofiarach, a wśród nich Płonąca Dziewczyna wijąca się z bólu, która później stanie się ofiarą brutalnego gwałtu. Komu to jednak służy i po co grzebać w tak bolesnej przeszłości? Przecież, gdy jedni nie chcą rozdrapywać ran, inni nie chcą ekshumować. Tak czy inaczej publiczność zajmująca miejsca na widowni witana jest wyświetlonym, świadomie prowokacyjnym, napisem „Jews not allowed” (w wolnym przekładzie „Żydom wstęp wzbroniony").


Bohaterką przedstawienia jest Anna (Zuza Motorniuk), która podobnie jak autorka reporterskiej książki, nagle dowiaduje się, że jest Żydówką. Powiadamia o tym bliskich i znajomych i słyszy: „a czym tu się chwalić”, „a jakie to ma znaczenie?”, „a pomyślałaś o dzieciach?”, „pielęgnuj swój filosemityzm w ukryciu, bo to żydostwo się do mnie przyklei”. Ma problem, bo słowo Żyd dla wielu znaczy tyle, co obcy, podejrzany, niechciany. Brzmi jak obelga lub kłopotliwy wyrzut sumienia, bo „Żyda już nie ma, a wstyd pozostał”. Dla niektórych, a jest ich coraz więcej, to przydatna rasistowska i ksenofobiczna pałka, ale też polityczne paliwo w polsko-polskich potyczkach, „bo bez wroga ani rusz”.

Wbrew otoczeniu Anna postanawia dociec powodów, dla których doszło na Podlasiu do antyżydowskiego pogromu w kraju, w którym pokolenia dzieci wychowywały się na wierszach Brzechwy i Tuwima. Zetknie się z niechęcią, podejrzliwością, wrogością, wyparciem winy, bo przecież „aj, waj, tu był żydowski raj, aż przyszedł Niemiec i wszystko wywrócił” – usłyszymy w jednej z piosenek. Przecież istnieje wygodne wyjaśnienie:  „wszystko, co złe, to nie my. To ONI”. Tymczasem przez cały spektakl z projektora wyświetlane są kolejne fotograficzne dowody polskiego antysemityzmu: przedwojenne karykatury mające zohydzać i odczłowieczać Żydów, koszmarne zdjęcia z morderczych pogromów, reprodukcje stron z gazet ówczesnego ONR w stylu „Polskę bez Żydów racz nam wrócić Panie” (tę wersję modlitwy słyszymy w przedstawieniu).Są też współczesne dowody tego obrzydliwego zjawiska: swastyki malowane na macewach, zdjęcia z antysemickiej nagonki 1968 roku, palenie kukły Żyda na wrocławskim Rynku, czy „zabawa” w bicie i palenie Judasza - kukły z nieprzypadkowym napisem Jude, długim i krzywym nosem oraz zwisającymi pejsami.

Pogrom w Jedwabnem nie był incydentem, a antysemityzm w Polsce nie jest przeszłością. Także dlatego, że najbardziej nienawidzi się tych, których się skrzywdziło. Wrogość tłumi bowiem poczucie winy, a nawet pozwala przerzucić winę ze sprawców na zohydzane ofiary –  przekonują twórcy spektaklu. I właśnie o tym jest to emocjonalnie i aktorsko trudne legnickie przedstawienie dla dojrzałych widzów. Gorzkie jak pigułki na przeczyszczenie. Nieco przydługie i przegadane, ale ważne. Przewiduję, że wkrótce wywoła falę krytyki ze strony polskiej prawicy, narodowców z falangą na sztandarach, a także innych „prawdziwych Polaków”, takich np. jak członkowie i sympatycy Reduty Dobrego Imienia - Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom (m.in. Jan Pietrzak i Marcin Wolski). Pierwsze pismo „z najwyższym oburzeniem” zarzucające teatrowi kłamstwo w sprawie Jedwabnego już nadeszło. Jeszcze przed premierą.

Powiedzieli po premierze:


Grzegorz Żurawiński