Drukuj

Legnicki teatr nie tylko zrozumiał przekaz Kaczmarskiego, lecz skusił się na całkiem nowe, oryginalne aranżacje jego twórczości, które w całości odbiegają od klasycznych wykonań. Spektakl potrafił zaskoczyć, choć nie zawsze pozytywnie, jednak całość wyszła bynajmniej ciekawie, a  poszczególne utwory nawet bardzo dobrze – ocenia w popremierowej recenzji kabaretowy „Portret Polaka po szkodzie” Dawid Stefanik.


Jacek Kaczmarski, Wielki Nieobecny polskiej sceny muzycznej, dzięki swojej twórczości postawił sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Rozmaitych aranżacji jego muzyki nieustannie podejmują się różni artyści, od niszowej poezji śpiewanej (m.in. Czerwony Tulipan) po popularne zespoły rockowe (np. Strachy Na Lachy), a nawet muzycy o światowej sławie (Jean Michel Jarre). Do tego grona dołączyła grupa aktorów z kabaretu Teatru Modrzejewskiej "Piękna Helena", która przygotowała satyryczny spektakl pt. "Portret Polaka po szkodzie" całkowicie oparty na tekstach Kaczmarskiego. Będzie można go zobaczyć 10 i 15 lutego w Caffe Modjeska.

Legnicki teatr, biorąc na artystyczny warsztat teksty Kaczmarskiego, od początku uciekał od popularnej w kulturze masowej, choć bardzo mylnej wizji kreującej usilnie poetę na współczesnego wieszcza narodowego. Twórcę pieśni wyniosłych, wręcz narodowych, rewolucyjnego barda "Solidarności". Takie stwierdzenie pasuje do postaci Jacka, jak czarne wełniane skarpetki do sandałów. Kaczmarski nie tolerował ani określenia "bard", ani nadanej łatki artystycznej wizytówki Solidarności.

Niestety teza ta trzyma się w świadomości społecznej niczym potężna zbroja wykuta z mitów przez pracowników domów kultury i wybitnych pedagogów, którzy przy wszelakich możliwych okazjach, tworząc sztampowe akademie szkole czy inne pompatyczne wydarzenia publiczne, używają bezrefleksyjnie pieśni "Mury" i "Obława" jak kowal młota i kowadła w swojej kuźni.

Ze sztuką nie ma to za wiele wspólnego, a przecież mowa tu o jednym z najlepszych i wszechstronnych poetów polskich XX i XXI wieku. Sarkastycznie odniósł się do tego sam Kaczmarski w swoim "Testamencie" pisząc: "Zostały jeszcze pieśni. One już, chcę czy nie chcę, nie są moje. Niech cierpią los swój – raz stworzone - na beznadziejny bój z ustrojem. Sczezł ustrój, a słowami pieśni, wciąż okładają się współcześni".   

Jak więc do tematu podszedł Kabaret Aktorów Teatru Modrzejewskiej "Piękna Helena"? Wielbiciele twórczości Kaczmarskiego z pewnością nie będą zawiedzeni przyjętą formułą, która z pewnością nie ma tendencyjnego charakteru. Ukazali poetę takim, jakim był - jako człowieka niezwykle inteligentnego, świetnie wykształconego, spostrzegawczego, analitycznego i niezwykle dowcipnego. Swobodnie poruszającego się w tematach społecznych, kulturowych i historycznych. Kaczmarski w młodych latach działalności artystycznej związał się ze sceną kabaretową, zapewne dzięki temu już na zawsze do swoich utworów wniósł wyśmienitą satyrę, uwielbiał posługiwać się ironią, sarkazmem, zaskakiwał błyskotliwością i oryginalną puentą.

Nabierał wyjątkowego dystansu do tematów  trudnych, potrafił je wyjątkowo trafnie zilustrować pieśniami, niekiedy wykpić, czasem oswoić, nie dawał rad i nie stawiał się w roli "sędziego sumień", lecz zawsze zmuszał do refleksji. Zachowane na starych płytach "live" komentarze Jacka do swojej twórczości i panujący na sali śmiech publiki - nawet dotyczące dramatycznych problemów - są tego najlepszym świadectwem. Podobny gwar publiki po latach uzyskali legniccy aktorzy, co jest należytą recenzją jakości sztuki.

Kaczmarski często sięgał do tematów związanych z człowiekiem, jego słabostkami, życiem codziennym, dylematami, żądzami, pragnieniami, rozterkami, zawiłymi losami, czy jakby określił to Gombrowicz  "gębami".  Dzięki trafnej analizie istotowy człowieka, świetnej formie artystycznej, pozwał nam zrozumieć i zaakceptować nie tylko otaczającą nas rzeczywistość, ale i samego siebie. O tym właśnie jest satyryczny spektakl muzyczny "Portret Polaka po szkodzie" oparty na twórczości Jacka Kaczmarskiego.

Legnicki teatr nie tylko zrozumiał przekaz Kaczmarskiego, lecz skusił się na całkiem nowe, oryginalne aranżacje jego twórczości, które w całości odbiegają od klasycznych wykonań. W swoim  autorskim repertuarze zaprezentowali aktorskie interpretacje takich utworów, jak: "Ballada o ubocznych skutkach alkoholizmu", "Przedszkole", "Głupi Jasiu", Dobre rady pana ojca"', „Twój system wartości”, "Szkoła", "Korespondencja Klasowa", "Poczekalnia", "Karnawał w „Victorii”, " Pochwała łotrostwa", "Spotkanie w porcie", „Ballada pozytywna", „Pochwała łotrostwa", „Kosmonauci" i „Sen Katarzyny II".

Spektakl potrafił zaskoczyć, choć nie zawsze pozytywnie, jednak całość wyszła bynajmniej ciekawie, a  poszczególne utwory nawet bardzo dobrze. Piosenkom Wielkiego Tria odebrane zostały charakterystyczne gitary Kaczmarskiego i Gintrowskiego, które zamieniono na akordeon (Andrzej Janiga) i puzon (Maciej Błach), pozostawiono natomiast klawisze Łapińskiego, które spod palców Janigi wydobywały zupełnie nowe dźwięki, w myśl zasady autorskiej aranżacji. Sztuka została osadzona w konwencji barowej, miała miejsce w klimatycznej teatralnej kawiarni Caffe Modjeska, gdzie swobodnie przy stoliku można było delektować się nie tylko emocjami ze sceny.

Widowisko otworzył Paweł Wolak, który "wytaczając się" na scenę zaczął od wyreżyserowanej opowieści skierowanej bezpośrednio do widza w stylu knajpowych pijanych rozmów, zahaczając naturalnie w tym przypadku o politykę (m.in. dowcipem "Brzydkie słowo na 'K" - dłuższa pauza - Konstytucja") nagle, niepostrzeżenie przeszedł do tekstu Kaczmarskiego wygłaszając zdanie "Siedziałem w barze jakiejś git organizacji", gdzie zaznał kompana, z którym "zdążył zaprzyjaźnić się". Moment zmiany tekstu reżyserskiego na piosenkę Kaczmarskiego, był dla widza, który nie zna twórczości poety, praktycznie nie do zauważenia.

Dalej opowieść toczyła się przewidywalnie: "Rozmowa z wódek zeszła wnet na politykę. Przy czystej – czystąśmy krytykę prowadzili [...] i schlałem się jak świnia." Po chwili Wolak wprowadził dramaturgię dnia następnego: "Kiedym się ocknął to siedziałem w ciemnej celi, Nade mną schylał się przyjaciel od kieliszka, O mej krytyce ci co chcieli to wiedzieli. Za słowa me skazali mnie na dożywocie ... i po kłopocie."

Wolak opowiadając o dramatycznych losach, w sposób żartobliwy, swoim kunsztem aktorskim nie tylko zaskoczył widzów, lecz także, jak na kabaret przystało, wydobył uśmiech na twarzach odbiorców. Finał był prześmiewczy i refleksyjny zarazem. Nasz barowy gawędziarz doczekał się zmiany władzy i stał się bohaterem: Mówił: "Za wielkie słowa w obronie mych idei, którem wygłosił gdym w pestkę był zalany." Dzięki fenomenalnej grze aktorskiej, utwór Kaczmarskiego doczekał się naprawdę godnej inscenizacji, która wydobyła cały drzemiący w nim potencjał i stworzyła odpowiedni klimat.

Jak ktoś ma obawy przed upolitycznianiem sztuki poprzez otwierający spektakl dowcip z konstytucją, to pragnę rozwijać te wątpliwości. Satyra polityczna zahaczyła o wszystkich polityków, od lewej do prawej strony sceny, czego przykładem może być inscenizacja "Karnawału w „Victorii”. Bartek Bulanda i Robert Gulaczyk wcielając się w telewizyjnych  dziennikarzy zadbali o to, aby  w projekcji przygotowanego filmu znaleźli się wszyscy przedstawiciele polskiej sceny politycznej.

Na uznanie zasługuje także wyśmienita gra aktora i muzyka Alberta Pyśka. - Brawurowo [było] w „Spotkaniu w porcie” (brawa dla duetu Albert Pyśk – Mateusz Krzyk bito już w trakcie wykonywania piosenki) - celnie zauważył w swojej recenzji Grzegorz Żurawiński.

Podobnie było w przypadku piosenki "Korespondencja klasowa", w której nie było zaskakującej scenografii. I dobrze. Duet perfekcyjnie odegrał scenę, udowadniając swoje aktorskie i wokalne zdolności. Cała sceniczna konwencja utrzymana była wokół rozmów ojca z synem - rolnego poczciwego gospodarza udzielającego troskliwych rad synowi, który wyjechał na studia i zachłysnął się możliwościami, jakie oferował nowy, odkrywany "wielki świat".

Pyśk (grający studenta) fenomenalnie odegrał wszystkie etapy życia młodego człowieka, jakie opisał Kaczmarski. Od pokornego i wystraszonego żaka, przez "króla nocnego życia" w akademickich warunkach, po wciągniętego w świat polityki pewnego siebie młodzieńca wierzącego w zmianę świata. Skończył jako poturbowany przez życie młody mężczyzna, który szlachetnie wałcząc o piękne idee naraził życie nie tylko swoje, ale i najbliższych. Od śmiesznych perypetii, nastrój ewaluował  do głębokiej refleksji.

Krytyce nie może się oprzeć także występ Magdaleny Skiby w utworze "Głupi Jasio". Wariująca na scenie ciężarna kobieta, która wymachiwała trzymanym w ręku dzieckiem stanowi symbolikę zupełnie niezrozumiałą. Odnosiło się wrażenie, jakby aktorka zupełnie nie wiedziała o czym śpiewa, i co ma ze sobą zrobić skoro już na scenie się znalazła. Utwór stracił swój sens. Miało być zaskakująco, lecz ciekawie i kabaretowo, a wyszedł z tego dramat dla widza.

"Lepiej za prosto, niż zbyt chaotycznie" - pisał słusznie Jacek Kaczmarski. Dowodem tego jest choćby występ Katarzyny Dworak w utworze "Poczekalnia", która zaprezentowała się w płaszczu, a jej jedynym rekwizytem była parasolka. Aktorka subtelnie obnażając przed wsłuchaną publiką swój wokalny talent, sprawiła, że "uwierzyliśmy megafonom".

Na tym zakończę, zostawiając możliwość odkrywania Jacka Kaczmarskiego na nowo osobom, które dopiero się wybierają do teatru - do czego zachęcam. Najbliższe spektakle: 10 i 15 lutego, godz. 19.00 w Caffe Modjeska (gmach teatru). Bilety w cenie 35 zł (ulgowy 30 zł) do nabycia w kasie teatru.

(Dawid Stefanik, „Jacek Kaczmarski w wykonaniu aktorów Teatru Modrzejewskiej”, https://tulegnica.pl, 6.02.2019)