Drukuj

“Piękna Helena” to – powtarzam za Piotrem Rachwalskim, byłym prezesem Kolei Dolnośląskich – przedwojenny parowóz. Ale też uaktywniający się od czasu do czasu Kabaret Aktorów Teatru Modrzejewskiej. Lokomotywa stoi w parowozowni w Wolsztynie, tymczasem legnicki kabaret sięgnął po ciężki zestaw piosenek zmarłego 15 lat temu Jacka Kaczmarskiego. I pociągnął ten ładunek z dużą nonszalancją. Pisze Piotr Kanikowski.


Pierwotnie użyłem w tym miejscu słowa “gracja”, ale skreśliłem je, bo niespecjalnie pasowało do tego, co wydarzyło się w Caffe Modjeska podczas premiery “Portretu Polaka po szkodzie”.

Ponieważ program zapowiada „niewesoły kabaret”, jako recenzent muszę na wstępie odnotować irracjonalne zachowanie publiki, która przez ponad godzinę śmiała się i klaskała radośnie. Być może Robert Urbański powciskał między piosenki swoje niezrównane (wierzę Pawłowi Wolakowi) dowcipy bez słów i podprogowo, nie wiedząc o tym, chłonęliśmy żart za żartem. Ja jednak skłaniałbym się ku tezie, że zespół „Pięknej Heleny” za jeden z celów postawił sobie eksploracją pokładów humoru zawartego w piosenkach Jacka Kaczmarskiego.

W oryginalnych wykonaniach na pierwszy plan wybijał się nieznośny patos tych tekstów. Podkreślały go dramatyczne uderzenia w struny gitar i rozdzierające staccato wygrywane na fortepianie przez Zbigniewa Łapińskiego. Myślałem zawsze, że to twórczość w sam raz na podniosłe szkolne akademie z okazji rocznic narodowych klęsk, ale nie na rozrywkowy wieczór w kawiarni. Myliłem się. Dzięki aktorskiej interpretacji i dowcipnym, zaskakującym aranżom Łukasza Matuszyka (na pianino, akordeon, puzon) utwory Kaczmarskiego nabrały kabaretowej lekkości.

Najlepszym przykładem jest gorzka „Ballada pozytywna” o zniewoleniu, upodleniu, odczłowieczeniu jako jednej z cech społeczeństw totalitarnych. W brawurowym wykonaniu Katarzyny Dworak „Ballada” zamieniła się w porywający feministyczny protest song. Śpiewany z zaciśniętymi zębami refren „Buda moja! Buda moja! Buda moja! Buda ma!” nie wiedzieć kiedy przeszedł w skandowany przez całą salę wyzwalający, optymistyczny okrzyk „Freedeom!” z hitu George`a Michaela.

W inny sposób odczarowano nieznośnie pompatyczny „Sen Katarzyny II”. W tej piosence stojącej przy mikrofonie Gabrieli Fabian towarzyszy Rafał Cieluch z gitarą akustyczną. Jest wystylizowany na opozycyjnego pieśniarza (lub – to komiczne – fana Axla Rose’a z Guns`n`Roses). Przyjmując napuszone pozy, demonstruje rownocześnie nonkomformizm i słabe opanowanie instrumentu. To już jawna kpina z barda Solidarności oraz jego publiki.

„Piękna Helena” mogła zrobić Kaczmarskiego „po bożemu”. Wolała go jednak ściągnąć z piedestału, odbrązowić, zaryzykować nawet profanację po to, by ludzie znów zaczęli uważnie słuchać, co martwy bard ma im do przekazania. Wartością tych tekstów jest wnikliwa analiza wad komunistycznego i postkomunistycznego społeczeństwa. Wybrane do spektaklu piosenki mają niekiedy po 30-40 lat, ale zamiast z upływem czasu tracić na aktualności, nabrały kasandrycznej głębi. Niemal w każdej pobrzmiewa ostrzeżenie przed powrotem w koleiny, które – jak uczy historia – w XVIII wieku doprowadziły Polskę do rozbiorów, a dwa stulecia później ułatwiły podporządkowanie jej Moskwie. “Dobre rady pan ojca” warto potraktować jak odtrutkę na antyunijne fobie podsycane w ostatnich latach przez narodowców. W “Korespondencji klasowej” nietrudno dopatrzyć się krytyki całej klasy politycznej III RP, tym bardziej że taki klucz sugeruje towarzyszący piosence film (autor najwyrażniej pisze o "Karnawale w Victorii" w wykonaniu duetu Robert Gulaczyk i Bartosz Bulanda - @KT). Nowe interpretacje wydobywają na pierwszy plan humor tekstów Kaczmarskiego. Także charakterystyczną dla niego ironię, przechodzącą niekiedy w sarkazm. W tym zestawie poważniejszą, bardziej liryczną tonacją wyróżniała się “Odpowiedź na ankietę Twój system wartości” zaśpiewana przejmująco przez Pawła Palcata, z fragmentem tekstu dopisanym do liczącego sobie 23 lata oryginału.

Od dawna wiadomo, że w Teatrze Modrzejewskiej nie brak wokalnych talentów. Przy mikrofonie rozkwitają Zuza Motorniuk, Ewa Galusińska, Katarzyna Dworak, Mateusz Krzyk. Paweł Wolak śpiewać nie potrafi, ale w stu procentach rekompensuje to szelmowskim wdziękiem. To on rozkręca publiczność na początku spektaklu dowcipnym monologiem, żartem bez słów, po trosze nuconą, po trosze recytowaną (bełkotliwie) wersją “Ballady o ubocznych skutkach alkoholizmu”. Świetnie mu to wychodzi, a wszak dobry początek to  połowa sukcesu. Wszyscy, którzy po Wolaku wychodzili na niewielką scenę w Caffe Modjeska, mieli łatwiej. Urocze etiudy stworzyli Małgorzata Urbańska jako nauczycielka, Albert Pyśk w duetach z Bogdanem Grzeszczakiem i Mateuszem Krzykiem, maleńka Małgorzata Patryn z pociągającą z gwinta przedszkolanką Zuzą Motorniuk…

Ogląda się i słucha “Pięknej Heleny” z przyjemnością, co jest zasługą aktorów, ale też bawiących się dźwiękami muzyków (Andrzej Janiga, Maciej Blach), odpowiadającego za pokręcone aranże Łukasza Matuszyka i sprawującego opiekę reżyserską nad całością Marcina Kęszyckiego. Kaczmarski za życia mnie drażnił. Po śmierci wymiata.

(Piotr Kanikowski, „Nonszalancki “Portret Polaka po szkodzie” w Modjeskiej”, http://24legnica.pl, 23.01.2019)