Drukuj

Ostatnia premiera Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy to kolejny strzał w dziesiątkę, wtrąca się i prowokuje do dyskusji. Widzom łatwo utożsamić się z bohaterami, tym bardziej, że aktorzy grają fenomenalnie, nawet w scenach wręcz kaskaderskich. Dramat Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk „Popiół i diament - zagadka nieśmiertelności" w reżyserii Marcina Libera recenzuje Karol Bijata.


Współpraca Marcina Libera i legnickiego teatru przy "III Furiach" niespełna siedem lat temu była ważnym osiągnięciem artystycznym zarówno dla zespołu, jak i reżysera. Dziś możemy obejrzeć nowy spektakl tej konstelacji i kolejny ważny tytuł. To inspirowany filmem Andrzeja Wajdy i powieścią Jerzego Andrzejewskiego dramat "Popiół i diament - zagadka nieśmiertelności" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Teatr im. Heleny Modrzejewskiej ponownie odważnie dotyka naszej tożsamości narodowej i prowokuje do namysłu. Gorzka rozmowa o współczesnej Polsce miała premierę 11 listopada, co jest idealną i zobowiązującą datą. Akcja oryginału - zakończenie drugiej wojny światowej - została uwspółcześniona w wielu wątkach. Spektakl płynie wśród różnych tekstów kultury, genialnie przeplata motywy z filmu, powieści, "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego, utworów Fryderyka Chopina, ale i dzieł współczesnej popkultury, które są istotnym i zaskakującym elementem scenariusza (choćby piosenka "Bela Lugosi's Dead" Bauhausu).

Jakież było zaskoczenie widzów, gdy po wejściu na Scenę Gadzickiego zastali rozmontowane fotele i przestrzeń sali balowej powieściowego hotelu Metropol. Scenografia Mirka Kaczmarka fenomenalnie oddaje klimat czasów powojennych. Gra swobodna muzyka, do widzów podchodzą panie, nalewają oranżadę do szklanek i kierują do stolików. Dyrektor hotelu (Paweł Wolak) wita gości z entuzjazmem. Wejście "do spektaklu" robi niesamowite wrażenie, panuje swobodna atmosfera, publiczność rozluźnia się, śmieje. Akcja dzieje się głównie między stolikami i na złotych schodach prowadzących do zasłoniętej kurtyną sceny, za którą zobaczymy biało-czerwone wysypisko śmieci (odniesienie do sceny finałowej filmu).

Grupa Mixer (Dorota Gaj-Woźniak, Robert Woźniak i Monika Ulańska), na stałe współpracująca z Marcinem Liberem, zaprojektowała kostiumy doskonale współgrające ze scenografią (nic dziwnego Kaczmarek to też "człowiek" Libera), ale czasem odbiegające od przebiegu zdarzeń, czego przykładem pełen ironii strój prowadzącego wieczór Stańczyka (Rafał Cieluch, który w "III Furiach" pełnił podobną funkcję, grając MC Apollo). Narrację prowadzą także kompozycje własne i aranżacje znanych utworów (choćby "Wiersze wojenne" Ewy Demarczyk, "To ostatnia niedziela" Mieczysława Fogga) wykonywane na żywo przez Filipa Kanieckiego i Olgę Mysłowską (wciela się w postać Hanki Lewickiej). Muzycy pojawiają się na proscenium, nadając przedstawieniu niesamowitą dynamikę, dzięki nim dramaturgia nabiera niezwykłej płynności.

Arogancka i bardzo prześmiewcza rola Stańczyka kradnie show Maćkowi Chełmickiemu. Gra go Albert Pyśk, dobrze balansuje między typem mordercy w "kurtce i oksach" a rozdartym, delikatnym chłopakiem tracącym pewność siebie. Krysią Rozbicką, w której kocha się Maciek, jest Marta Biegańska. Sceny ich romansu dzieje się wśród postaci o złotych trupich czaszkach, tańczących dance macabre między stolikami. Zwiastują one bliskie nadejście "bestii" zapowiedzianej przez Jurgieluszkę-Śmierć (Joanna Gonshorek) na początku spektaklu.

Dużą niespodzianką jest powrót na legnicką scenę Wiesława Cichego w roli Stefana Szczuki. W ujęciu Sikorskiej-Miszczak to postać, która często rozmawia ze zmarłą żoną, więźniarką Ravensbrück (Anita Poddębniak). Spektakl dryfuje między światem zmarłych a światem żywych, choć ten drugi wyraża się także poprzez odwołania do fantastyki i mitologii (wszak podtytuł brzmi "zagadka nieśmiertelności"). Tragizm miesza się z wątkami humorystycznymi na zasadzie czarnego humoru, śmiechu przez łzy. To na przykład sceny z Trupem Gawlika (Bartosz Bulanda ) i Trupem Smolarskiego (Mariusz Sikorski ), czy z zataczającym się między widzami pijanym Dziennikarzem Pieniążkiem (Paweł Palcat). Trzeba przyznać, że są to zabiegi typowe dla tego reżysera. Widzom łatwo utożsamić się z bohaterami, tym bardziej, że aktorzy grają fenomenalnie, nawet w scenach wręcz kaskaderskich.

Sceneria części drugiej przypomina pogrzeb i Halloween zarazem. Przywołane zostają postacie związane z cenzurą, która dotknęła "Popiół i diament" powieść (autocenzura), jak i film (system kinematografii). Zostało to znakomicie pomyślane - wisienka na torcie. Ostatnia premiera Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy to kolejny strzał w dziesiątkę, wtrąca się i prowokuje do dyskusji - także z samym sobą - o naszych "chorych ciałach", jak określił to Minister Prezydent Święcki (Bogdan Grzeszczak).

Po wyjściu na deptak trafiłem na grupę mężczyzn "obchodzących" Święto Niepodległości na ławce. Zaczepiają mnie: "Czy wiesz jak to się stało, że jesteśmy teraz niepodlegli? Wiesz, dlaczego jesteś teraz Polakiem? Widzisz, pytamy każdego, kto tędy idzie. Nikt nie wie. Czy wiesz, dlaczego jesteś kim jesteś i wiesz, że mogłeś być kimś innym?". "Wiem" - odpowiedziałem i poszedłem deptakiem otoczonym biało-czerwonymi dekoracjami.

(Karol Bijata, „Wizyta w znikającym hotelu”, http://dziennikteatralny.pl, 7.12.2018)