Drukuj

W niedzielę 11 listopada na legnickiej Scenie Gadzickiego premiera. „Popiół i diament – zagadka nieśmiertelności” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk czerpie inspiracje z powieści Andrzejewskiego, ale przede wszystkim z kultowego filmu Wajdy. Choiciaż nie tylko. Nawet data premiery ma swoje znaczenie. W rozmowie z Magdą Piekarską i Grzegorzem Chojnowskim opowiadał o tym we wtorek 6 listopada w Radiu Wrocław Kultura reżyser spektaklu Marcin Liber.


- Pomysł, by „Popiół i diament” przenieść na scenę chodził za mną od dłuższego czasu. Przymierzałem się do wystawienia sztuki w Teatrze Starym w Krakowie. Personalno-polityczne zawirowania, które dotknęły tę scenę, uniemożliwiły realizację tego pomysłu. Wystawię zatem dramat w Legnicy, do której wracam w siedem lat po realizacji „III Furii”. W tytule sztuki pojawił się człon „zagadka nieśmiertelności”. Polubiłem go, bo jest w nim niejednoznaczność, ale dobrze oddaje także zamysł realizacyjny przedstawienia, którego premiera odbędzie się nie tylko w 100. rocznicę odzyskania niepodległości, ale także kilka dni po Halloween i Zaduszkach. Nieśmiertelność dotyczy także filmu Wajdy, ale i jego bohaterów, takich jak grany przez Zbigniewa Cybulskiego Maciek Chełmicki. Mierzymy się zatem z filmowym arcydziełem Polskiej Szkoły Filmowej. Warto obejrzeć „Popiół i diament” przed premierą, by zrozumieć grę, jaką z tym filmem prowadzimy. Także poprzez przywołanie kilku kultowych scen, ale już w naszej interpretacji i realizacji – mówił Marcin Liber.

Jest i inny trop do tytułowego dopełnienia. „Zagadka nieśmiertelności” to także polski tytuł wampirycznego erotyku, jakim był film Tony’ego Scota z 1983 roku z Catherine Deneuve, Dawidem Bowie i Susan Sarandon. A przecież „Popiół i diament” to także film o miłości i śmierci. Nie będzie zatem przypadkiem, że spektakl otworzy piosenka zespołu Bauhaus z tego filmu, którą w przedstawieniu zaśpiewa Olga Mysłowska grająca filmową Hankę Lewicką, hotelową piosenkarkę. Bo akcja sztuki toczyć się będzie jednej nocy we wnętrzu hotelowej restauracji, w której utknęli - między rokiem 1945, a współczesnością - bohaterowie „Popiołu i diamentu”.

- Polska historia i traumy z nią związane to temat, który najwyraźniej mnie sobie wybrał. Duchy i wampiry naszej historii nadal nas wysysają, a ktoś, kto widział „III Furie” zauważy nawet pewne podobieństwa i inspiracje. Wybrzmią też echa „Wesela” Wyspiańskiego, ale przecież i Wajdy. Choćby w postaciach Dziennikarza Pieniążka (Paweł Palcat), Dyrektora Słomki (Paweł Wolak), czy Stańczyka (Rafał Cieluch). Chciałem, by Maćka Chełmickiego (Albert Pyśk) zagrał najmłodszy z legnickich aktorów. Bardzo mi zależało, by z tą tragiczną postacią młodzieńca, który musi dokonać wyboru, na który nie ma wpływu, mogli utożsamić się młodzi widzowie naszego spektaklu. Tym bardziej, że po spotkaniu w legnickim liceum z młodzieżą, z którą oglądałem wspólnie „Popiół i diament”, zorientowałem się, że opowiedziana w filmie historia jest dla nich archaiczna. Ponadto Andrzej Wajda nie jest dla nich idolem polskiego kina. Mają innych – zauważył reżyser.

Legnicka premiera przypada w więcej, niż jedną - choć ważną, bo związaną ze 100-leciem Niepodległej - rocznicę. Rok 2018 to także 70. rocznica wydania powieści Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament”, 35. rocznica śmierci pisarza oraz 60. rocznica premiery filmu Andrzeja Wajdy.

- W naszym spektaklu zrekonstruujemy rozmowę m.in. z cenzorem scenariusza filmu, który miał poważne zastrzeżenia, co do jego wymowy. Chodziło głównie o pesymistyczny i mroczny finał, gdyż akcja kończy się podwójną śmiercią głównych i budzących sympatię bohaterów, podczas gdy przy życiu pozostają pijane kanalie tańczące poloneza – dodał Marcin Liber uchylając rąbka kolejnej z tajemnic związanych z legnicką realizacją.

Grzegorz Żurawiński