Drukuj

Fanatyczni kibice to nie widownia, ale aktorzy w tym sportowym teatrze. Na trybunach rozgrywa się osobne widowisko, czasem dużo ciekawsze od tego na murawie. To jak rozpędzić samochód bez hamulców - mówi twórczyni spektaklu o światku kibicowskim. Z autorką i reżyserką spektaklu „Dzielni chłopcy”, legnicką aktorką Magdą Drab rozmawia Magda Piekarska z Gazety Wyborczej Wrocław.


Magda Piekarska: W tytule pani spektaklu – „Dzielni chłopcy” – czytam ironię. Bo „dzielni chłopcy” to nie to samo co „dziarskie chłopy”. Sam przymiotnik „dzielni” brzmi nieco…

Magda Drab: – Infantylnie. Bohaterami „Dzielnych chłopców” są kibice, mocno zaangażowani, wręcz fanatyczni. Ten tytuł pojawił się zresztą jako pierwszy, jeszcze zanim powstał tekst. Uruchomił pracę nad nim.

Dlaczego kibice są dzielni?

– W moim odczuciu fanatyzm kibicowski to forma idealizmu z elementami zabawy. Doświadczenie kibicowania kojarzy mi się z taką ogólnodostępną rycerskością. Jest świeże, pierwsze, pozwala łatwo sklasyfikować świat, podzielić go na naszych i obcych, doświadczać silnych emocji.

Kim są bohaterowie „Dzielnych chłopców”?

– To czterech chłopaków, jedna dziewczyna, ich rodziny, prowadząca widowisko telewizyjna para oraz dwójka zamieszanych w handel narkotykami czarnych charakterów. Chodziło o stworzenie pewnej reprezentacji tego świata, dlatego mamy i bystrego organizatora, i chłopaka, który trafia na stadion po raz pierwszy, i prostego faceta, który podobno miał być piłkarzem, a teraz nie najlepiej sobie radzi z życiem, i kibica niewidomego, który jest gniazdowym, i nawet dziewczynę, delikatną, ale potrafiącą też głośno krzyczeć.

Widzów zaprasza pani na trybunę czy na murawę?

– Na trybunę. Za to większość przedstawienia będzie rozgrywała się na murawie.

Co tam robią kibice?

– To, co zwykle – rozgrywają igrzyska emocji. A my z ich przeżyć robimy widowisko dla tłumu.

A co panią pociągnęło na trybuny?

– Ciekawość, niezrozumienie, lęk. To trochę zamierzchła sprawa, bo pracę nad tym tekstem zaczęłam w 2015 roku. Najwięcej było w tym ciekawości, zawsze trudno mi było zrozumieć fanatyczne przywiązanie kibiców do klubów. Zastanawiałam się, jak to jest – przywiązać się do czegoś, co jest czystą ideą, ryzykować dla tego czegoś. To była ciekawa podróż. Emocje i zasady panujące wśród kibiców z początku wydawały mi się abstrakcyjne. Wchodziłam w świat, który znałam wcześniej głównie z przekazów medialnych, gdzie kibiców przedstawia się jako totalną patologię. Był z jednej strony fascynujący przez swoją rytualność i efektowność, z drugiej – estetycznie trudny do pogodzenia z teatrem. Potraktowałam to jako wyzwanie. Chciałam zrozumieć, co się kryje pod tą dość powierzchownie portretowaną przez media powierzchnią.

I co pani znalazła?

– Emocje wzbudzane przez potrzebę idei, utożsamienia, rywalizacji, patosu, I odczułam na własnej skórze, jak trudno na trybunie oprzeć się emocjom wywołanym przez sportową rywalizację. Przeżywane w tłumie działają z siłą nieporównywalnie większą od tych doświadczanych prywatnie.

Zaczynała pani pracę nad „Dzielnymi chłopcami” od dokumentacji. Miała pani kłopoty z wejściem w świat kibiców?

– Miałam. Po pierwsze: nie byłam kibicem. Po drugie: byłam dziewczyną. Po trzecie: nie znałam tam nikogo. Szukałam też informacji na innych polach, ale znalezienie ich rzetelnie podanych w książkach czy filmach okazało się bardzo trudne. Szczerze mówiąc, tu byłam zawiedziona, niewiele to wniosło do mojego tekstu. Dopiero rozmowy z kibicami, chodzenie na stadion okazały się przełomowe.

Jak do nich doszło?

– Do kolejnych rozmówców udało mi się dotrzeć przez prywatne znajomości. Kibice są zrażeni do wszelkich rozmów, wywiadów, twierdzą, że ich medialny obraz jest przekłamany, obawiają się kolejnych przeinaczeń. Ale kiedy przychodziłam z polecenia, było inaczej. Na dzień dobry oczywiście chcieli wiedzieć, dlaczego mnie interesują. A kiedy już usłyszeli, kim jestem i co zamierzam zrobić, otwierali się na rozmowę. To olbrzymi, różnorodny, hermetyczny i wzajemnie wspierający się świat, ale na szczęście udało mi się choć częściowo do niego przeniknąć.

To byli kibice konkretnego klubu?

– Rozmawiałam z kibicami Miedzi Legnica, GKS-u Katowice, Widzewa Łódź, Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów. Dużo pomógł mi też Radosław Kossakowski, socjolog sportu z Uniwersytetu Gdańskiego.

Wśród bohaterów „Dzielnych chłopców” jest dziewczyna. Kobiety są na trybunach?

– Są w mniejszości. Ale mogą się czuć bezpiecznie. Chroni je kodeks kibicowski, który zapewnia im nietykalność. Nie dotyczą ich ustawki, a szalik kibicce może zabrać tylko inna kibicka. Z czasem zamieniają trybunę fanatyków na sektor rodzinny. Tak jak członkinie Female Elite’64 z GKS-u Katowice, które dziś organizują dziecięcy doping. I, choć przyznają, że tęsknią za dawnym kibicowaniem, to tłumaczą, że kiedyś przecież trzeba dorosnąć.

Dobry temat na teatralny reportaż.

– Pewnie tak, ale mnie niespecjalnie interesowało wyłącznie dokumentalne odwzorowanie świata kibiców, choć było ważnym etapem mojej pracy. Prawdziwie frapujące okazało się zderzenie świata medialnego, konsumpcyjnego obecnego na stadionach i kibicowskiego. To była dla mnie wojna na emocje i formy zachowania: te konwencjonalne i te niepożądane, brzydkie, niemedialne. Tego, jak w ramach tej konwencji mieszczą się – albo nie – zwykli ludzie.

Teatr też stara się budzić emocje. Na widowni można doświadczyć ich temperatury porównywalnej ze stadionową?

– Byłoby trudno. Ale pewnie w jakiejś mierze idziemy do teatru i idziemy na mecz, żeby rzucić się na żer emocji, które są jednak zupełnie inne w obu tych przestrzeniach. W każdym razie dla mnie obecność na stadionie była całkowicie innym doświadczeniem. Fanatyczni kibice to nie widownia, ale aktorzy w tym teatrze. Na trybunach rozgrywa się osobne widowisko, czasem dużo ciekawsze od tego na murawie. To jak rozpędzić samochód bez hamulców. Bo to jest zupełnie coś innego, kiedy idziemy przeżywać emocje w dozwolonych umową społeczną ramach i kiedy przekraczamy te ramy. Trybuna jest dla mnie egzotycznym obszarem, bo ramy tej umowy są tam rozszerzone. I jest chociażby dozwolone, żebym darła się do utraty tchu, w dodatku z poczuciem, że robię w ten sposób coś ważnego dla mojej idei, dla sprawy. Do tego dochodzi cała otoczka rytuałów, jakimi jest nasycony ten świat. Nic dziwnego, że stadion wielu uzależnia.

Uzależnia przez adrenalinę czy przez patos?

– Przez jedno i drugie. Bo to jest taka mieszanka – potrzeba adrenaliny, wyładowania się, podbijana poczuciem utożsamienia się z klubem. Kibicowanie to rycerska sprawa. To zresztą jedno z większych zaskoczeń – że mimo upływu setek lat ideał rycerza wciąż tak dobrze się trzyma. No i jeszcze patos, ta forma idealizmu pomieszana z egzaltacją. Wciąż szukamy silnych emocji, a świat sportu odpowiada na to zapotrzebowanie – patetyczne teksty komentatorów, ujęcia pięknych płaczących pań, dzieci z otwartymi buźkami na trybunach to stałe elementy każdego meczu. Cóż, często chcemy, żeby nasze życie było fabularnie i emocjonalnie ciekawsze niż w rzeczywistości. Stąd potrzeba intensyfikacji doznań.

Pokaże pani w „Dzielnych chłopcach” ustawki?

– Rozmawiałam o nich z kibicami. Uznałam jednak, że pokazywanie ich w teatrze bez setki statystów byłyby mało ciekawe.

Bywa pani na meczach?

– Bywałam w związku ze spektaklem. Prywatnie rzadko.

A prawdziwi kibice pojawią się na spektaklu?

– Poinformowaliśmy ich o premierze, liczymy, że się pojawią.

 


(Magda Piekarska, „Spektakl na trybunach stadionu dużo ciekawszy od tego na murawie”, http://wroclaw.wyborcza.pl, 13.09.2018)