Drukuj

„Maraton/Tren” to wyjątkowe wydarzenie teatralne, które trudno jednoznacznie zakwalifikować jako spektakl. W swoim autorskim monodramie Paweł Palcat (konsultacja reżyserska: Lech Raczak) wykorzystuje elementy spektaklu, performansu i koncertu. Palcat bierze na warsztat proces żałoby po śmierci bliskiej osoby i próbuje rozprawić się z nim poprzez porównanie z procesem przygotowań biegacza do maratonu. Spektakl wystawiony podczas legnickiego Maratonu Modrzejewskiej recenzuje  Agata Łukaszuk.


Na mieszczącą się w budynku legnickiego ratusza Scenę na Strychu prowadzą zawiłe, ciągnące się przez kilka korytarzy schody. W momencie wejścia widzów na widownię aktor/performer znajduje się już na kwadratowej scenie, którą umownie wyznaczają jarzeniowe lampy. Na scenie widzimy kilka przedmiotów: masażer do stóp, rzucony niedbale na podłogę szlafrok, peruka, trzy ustawione na statywach mikrofony, dwa magnetofony i kilka kaset magnetofonowych, z których nagrania czasami dopełniać będą słowa wypowiadane przez Palcata, a w innym razie, odtwarzane naprzemiennie z dwóch magnetofonów, będą dialogować ze sobą nawzajem. Z trzech stron ustawione są krzesła dla publiczności, a w górnej części ściany za sceną zamontowano duży, podzielony na dwie części ekran.

Tak zaadaptowana przestrzeń daje wrażenie kameralności i buduje poczucie intymności między widzami a artystą. Pod każdym z krzeseł umieszczono długopis i plik karteczek, co podpowiada nam, że jako widzowie będziemy czynnie uczestniczyć w wydarzeniu. Aktor/performer ma na sobie krótkie spodenki i granatową koszulkę Supermana. Siedzi na metalowym obrotowym krzesełku bez oparcia, kojarzącym się ze szpitalem i obserwuje zajmujących swoje miejsca widzów. W końcu zadaje pytanie: „Czy wiecie, co to jest resuscytacja?”. Widzowie podejmują się próby zdefiniowania resuscytacji krążeniowo-oddechowej, a następnie ustalają, jak ona przebiega. Ze sceny pada kolejne pytanie: „Jest dziesięć kroków wzorowej resuscytacji - czy wiecie, od czego zacząć?”, a padające z widowni odpowiedzi nierzadko wzbudzają śmiech i obnażają brak teoretycznej wiedzy na temat pierwszej pomocy. Kiedy zadzwonić na pogotowie? Ile ucisków wykonać? Kiedy powiadomić bliskich? I wreszcie ostatnie pytanie: a co jeśli cała ta resuscytacja nie pomoże? Tak oto kończy się swobodna atmosfera i dobre samopoczucie zgromadzonych na widowni widzów, którzy orientują się, że podczas monodramu Palcata nie będzie już więcej miejsca na luz i żart.

Mowa będzie o rzeczach ostatecznych, a przez to szczególnie ważnych. Takich, których bezpieczniej jest sobie nie wyobrażać, z którymi nie chcemy się konfrontować we własnych myślach. No bo jak przygotować się na śmierć najbliższych osób i na żałobę po nich? Może w ramach oswajania tematu śmierci bliskich należałoby oswoić najpierw swoją własną? Palcat prowokuje, pytając ze sceny, czy kiedykolwiek wyobrażaliśmy sobie własny pogrzeb. Czy zaplanowaliśmy własny pochówek, czy ustaliliśmy, jak wyglądać ma sama ceremonia  pogrzebowa i trumna?

W książce pod tytułem „Rozmowy o śmierci i umieraniu” amerykańska lekarka Elisabeth Kübler-Ross przedstawiła swoją teorię psychologiczną, według której istnieje pięć etapów godzenia się ze śmiercią. Są to kolejno: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja i - wreszcie - akceptacja rzeczywistości. Świetnie ukazane jest to w monodramie Palcata, który przerabia kolejne etapy żałoby na scenie, zmaga się z nimi poprzez sztukę. Gdy z magnetofonu słyszymy wielokrotnie zapętlony, wypowiadany bez emocji komunikat: „mama nie żyje”, aktor/performer wielokrotnie neguje te słowa, tak jakby wielokrotne wypowiadanie partykuły „nie” mogło tutaj jeszcze coś zmienić, cofnąć czas. Wtedy przychodzi zderzenie z rzeczywistością - trzeba porozmawiać z lekarzami, załatwić sprawy organizacyjne związane z pogrzebem, dopilnować licznych spraw urzędowych, zlikwidować najróżniejsze konta zmarłego (bankowe, mailowe, itp.), zmierzyć się z komentarzami na cmentarzu, gdzie nagle najważniejszą sprawą dla osób postronnych zdaje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy rodzina zdążyła przed karawanem czy nie…

Nikt z nas nie jest przygotowany na mierzenie się ze stratą najbliższych, w szczególności matki, której odejście wydaje się zawsze za wczesne. W takich sytuacjach postępujemy instynktownie, działamy jak w transie, bez wcześniej przygotowanego scenariusza, po omacku błądząc w ciemnościach konsternacji, rozpaczy, bólu i pustki. Nieustanna rekonstrukcja i analiza zdarzeń, odtwarzanie wspomnień o zmarłym, obwinianie się i zadawanie sobie pytania, jak można było zapobiec śmierci… To wszystko jest potrzebne, stanowi etap na drodze do ostatniej fazy w procesie żałoby, momentu, gdy człowiek przyjmuje do wiadomości informację o śmierci, godzi się z utratą i powraca do normalnego życia.

Jest taka scena podczas monodramu, gdy aktor/performer prosi widzów o wzięcie do rąk długopisu i pliku dwunastu karteczek znajdujących się pod siedzeniem. Nie wiemy, jakie zadanie nas czeka. Palcat instruuje: wybierz trzy najważniejsze dla ciebie przedmioty i wypisz każdy z nich na osobnej karteczce, na kolejnych trzech wymień po jednej czynności, które najbardziej lubisz robić, następnie trzy miejsca o szczególnej wartości dla ciebie i wreszcie trzy osoby, które najbardziej kochasz… Jeśli tylko widz zechce zaangażować się w proponowane zadanie (a podczas sobotniego spektaklu przeważająca część widowni chętnie się w nie włączyła), finał tej psychologicznej zabawy stanowić może przyczynek do głębszej refleksji, wręcz swoistą autoterapię dla widza. Jedni będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o tym, w czym właśnie uczestniczyli, bo było to zbyt silne przeżycie. Inni, z tego samego powodu, jeszcze długo po spektaklu będą wracać do niego myślami. Jedno jest pewne: monodram Pawła Palcata jest osobistym zwierzeniem, intymną opowieścią, której szczerość ma piorunującą siłę rażenia i nikogo nie pozostawi obojętnym.

(Agata Łukaszuk, „Zdążyć przed śmiercią”, https://maratonmodrzejewskiej.weebly.com, 11.06.2018)