Dramat Julii Holewińskiej „Krzywicka/Krew” kończy się słowami: „Irena Krzywicka? Nie znam. Nie ma jej na facebooku”. Trudno nie zauważyć, że pierwsza skandalistka II Rzeczpospolita utraciła swoją popularność, stając się anonimową postacią. Spektakl pokazany w pierwszym dniu legnickiego Maratonu Modrzejewskiej recenzuje Wiktoria Formela.


Nieznajomość biografii Krzywickiej wybrzmiewa jeszcze mocniej, gdy punktami odniesienia do prezentowanej historii stają się losy innych kobiet ze świata kultury, sztuki i popkultury, które - mimo że podejmują nieporównywalnie mniej ważne działania - są powszechnie znane.

Nawet jeśli pomysły Krzywickiej pokrywają się z postulatami współczesnych feministek, żadna z nich nie wskazuje słynnej gorszycielki jako ideowej patronki. W dramacie Holewińskiej można jeszcze odnaleźć kwestie Krzywickiej, natomiast w spektaklu wyreżyserowanym przez Alinę Moś-Kerger są one ukryte w polifonicznym głosie sześciu kobiet tworzących chór. Tytuł wskazuje co prawda, że główną postacią jest kochanka Boya-Żeleńskiego, nie przypomina się jednak jej roli społecznej aktywistki: propagatorki antykoncepcji, edukacji seksualnej i świadomego macierzyństwa. Irena Krzywicka w tym spektaklu nie występuje jako symbol postulatów, pionierka ryzykownych działań czy obrończyni praw kobiet. Została sprowadzona do roli jednej z sześciu reprezentantek drugiej płci prezentujących intymne historie, dlatego też wszystkie postaci zostały zunifikowane - bose, z rozpuszczonymi włosami, w beżowych sukienkach - tworzą jedność. Wspólny element tożsamości podkreślono w sposób prześmiewczy, sprowadzając kobiecość do roli czerwonych majtek, którymi postaci wymachują jak sztandarem, czy do stereotypowego atrybutu - czerwonej szminki przyjmowanej jako symbol inicjacji wyrażający przejście poszczególnych etapów. Intymne życie kobiet jest ukształtowane przez ciało, a krew wyznacza horyzont doświadczeń: pierwsza miesiączka, pierwszy stosunek, miłość, poród, choroba i śmierć. Przy pomocy metafory krwi można przedstawić całe życie kobiety. Większości z tych wydarzeń towarzyszą prywatne dramaty, może dlatego reżyserka spektaklu zdecydowała się zakończyć go słowami: „Życie wydaje mi się czymś bardzo bolesnym”. Kontrapunkt stanowią fragmenty pieśni patriotycznych i wulgarnych rymowanek, które - dzięki parodystycznej formie - rozładowują dramatyczną perspektywę wieloaspektowego zniewolenia przez rodzinę, politykę i społeczeństwo.

Wszystkie uniwersalne etapy losu kobiety są uzupełniane indywidualnymi pobudkami: pierwszy okres może być źródłem wstydu i nieumiejętności odpowiedniego przygotowania się na to wydarzenie (stąd nawet biały miś zmienia kolor), ale też oczekiwania (bo jest się ostatnią dziewczynką w klasie). Utrata dziewictwa odbywa się w atmosferze rywalizacji, transakcji kupna-sprzedaży bądź na własną rękę - na strychu, wśród kurzu, na skutek poczucia nieatrakcyjności. Ciąża bywa upragniona, ale pojawia się też jako urojenie czy nieoczekiwany problem-symbol niedawno zakończonej relacji. Miłość niekoniecznie musi być skierowana do płci przeciwnej, ujawniając niespodziewany homoseksualizm. W ten sposób zaznaczono niezmienny schemat, nadając prezentowanym historiom rys jednostkowy. Przynależność do drugiej płci, ale i własną podmiotowość silnie zaakcentowały aktorki legnickiego spektaklu, nie siląc się na synchroniczną dokładność w odtworzeniu choreografii przygotowanej przez Katarzynę Kostrzewę - zarówno pod względem tempa jej wykonania, jak różnego stopnia dokładności odwzorowania układu.

Spektakl zaskakuje pod względem inscenizacji: przy pomocy niewielu prostych środków udało się wytworzyć atrakcyjną jakość. Rytm wyznaczyła gra na fortepianie (Andrzej Janiga) - często w mniej konwencjonalny sposób, wykraczający poza typowe wykorzystanie klawiatury - i bodaj na kilku mniejszych instrumentach. Uzupełniła ją warstwa wizualna w formie prostych projekcji utrzymywanych w skali szarości, które stanowiły kontrapunkt wobec opowiadanej historii - jak przesuwające się ziarna piasku na pustyni; a także wykorzystano dwa duże, biało-szare, styropianowe konstrukcje przygotowane przez Małgorzatę Bulandę. To one stanowią główny element scenograficzny, stając się murem-ścianą, który pragnie się przeskoczyć czy tworząc wieko trumny, w której oczekuje się na - spóźniającą się już pięć lat - śmierć. Nawet oświetlenie jest dyskretne - często ograniczone do ascetycznej, białej, rozproszonej formy. Do wyjątków należy scena, gdy betanka (Joanna Gonschorek) postanawia oddać się Bogu, jednocześnie sprowadzając na siebie ciążę urojoną. Jej skojarzenia z przyrównaniem własnego losu do życia Matki Boskiej, uzupełnione zostają poprzez intensywnie żółte światło wywołujące impresję z blikami z ikon.

Minimalistyczna forma i utrzymywanie szybkiego tempa pozwalają skoncentrować się na problemie doświadczania kobiecości wtłaczanego w kulturowe schematy. Spektakl niewiele ma w sobie ze stereotypowego, feministycznego manifestu - bliżej mu do intymnej historii zapisanej w ciele kobiety, przejmująco zaprezentowanej przez zespół aktorek Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy.

„Krzywicka/Krew” Julia Holewińska
reżyseria: Alina Moś-Kerger
scenografia: Małgorzata Bulanda
kostiumy: Magdalena Wasilkowska
muzyka: Marta Kleszcz
choreografia: Katarzyna Kostrzewa
premiera: 5 marca 2016
występują: Magda Biegańska, Katarzyna Dworak, Gabriela Fabian, Joanna Gonschorek, Zuza Motorniuk, Magda Skiba.


(Wiktoria Formela, „I’m every woman”, https://maratonmodrzejewskiej.weebly.com, 10.06.2018)