Drukuj

Kiedy mówi się o legnickiej scenie, równie często jak hasło "Teatr Modrzejewskiej" pada: "Teatr Jacka Głomba". Choć on sam woli mówić o teatrze, który powstaje w przymierzu z widzem. Od piątku do niedzieli (8-10 czerwca) w legnickim Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej potrwa teatralny maraton. Spektaklom będzie towarzyszyła dyskusja "Teatr 2018 - misja czy wizja?". W Co Jest Grane Gazety Wyborczej pisze Magda Piekarska.


"Będę mówił otwartym tekstem" - zagaja często Głomb. A potem wali prosto z mostu. Bez tego zdecydowania nie byłoby legnickiego teatru w obecnym kształcie. I nie byłoby skojarzenia, które automatycznie uruchamia się, kiedy słyszymy, o jakie miasto chodzi. Bo Legnica to teatr przede wszystkim. A legnicki teatr to Jacek Głomb.

A on sam? I tu zaczyna się kłopot. Powiedzieć: "dyrektor" to za mało. Bo przecież i reżyser. I Naprawiacz Świata, miejski aktywista walczący o zaniedbane przestrzenie. I bojownik, wiecznie na jakiejś barykadzie, a to w walce o lepszą Polskę, a to o lepsze miasto, a to o lepszy teatr. Głomb to też idealista, który mówi, że najgorsza rzecz to zabić w sobie marzenia. - Bo czy zwyciężać mają wyłącznie cyniczni technokraci? - pyta. - Nie wierzę w taki świat i dopóki starczy mi energii, będę się starał go zmienić. Kiedy obejmowałem teatr i mówiłem o nagrodach i wyjazdach, wszyscy pukali się w głowę. Gdzie byłbym teraz, gdyby nie te marzenia? - dodaje.

Bez wątpienia - facet z charakterem. I z misją, bo tak właśnie traktuje teatr. Traktuje ją arcypoważnie. I jest dla niej gotów na wszystko. Tak jak dwie dekady temu, kiedy Legnickie Centrum Sztuki - Teatr Dramatyczny (pod tą nazwą działał wówczas dzisiejszy Teatr Modrzejewskiej) zawiozło "Złego" wg Tyrmanda, w reżyserii Głomba, do Wrocławia. Spektakl miał się już rozpocząć, widownia była pełna, ale zespół wciąż czekał na Jacka Radzińskiego, odtwórcę roli Filipa Merynosa. Głomb podjął męską decyzję: - Sztukę znam na pamięć, mój bohater nosi jakieś teczki, nikt nie zwróci uwagi, że macham plikiem kartek. W razie czego zapalę papierosa - to będzie sygnał, że coś idzie nie tak.

Paczka fajek skończyła się po kwadransie. Ale zespół był zgodny, że dyrektor dał radę. No fakt, mylił się, trochę improwizował, czasem mówił za cicho. Wyszedł na scenę bez charakteryzacji, za którą musiał mu wystarczyć prochowiec. - Ale miał to, co najważniejsze - wspomina aktor Bogdan Grzeszczak. - Wystarczyło, że założył kapelusz, zapalił fajkę i pokazał władczy charakter - on był tym Merynosem, prezesem spółdzielni Woreczek, warszawskim mafiosem.

Jacek Głomb trafił do Legnicy na początku lat 90. ubiegłego wieku. Na miejscu zastał scenę w stanie ostrego kryzysu. Teatr, który właśnie został połączony z Wojewódzkim Domem Kultury, co zaowocowało nowym tworem o nazwie Centrum Sztuki - Teatr Dramatyczny, de facto scenę impresaryjną, na którą przenoszono gotowe spektakle. - Legniccy aktorzy właściwie w nich statystowali - wspomina Głomb. - Czuli się poniżani, odtrącani. Był kryzys, ale i potrzeba zmiany, nadzieja, że przyjdzie ktoś i teatr odbuduje. Ja tę sytuację wykorzystałem. Bo w innych warunkach kto by zaufał 30-letniemu gówniarzowi, który przychodzi z mianowania wojewody, z pewnej politycznej opcji?

"30-letni gówniarz" wziął się ostro do roboty. Zaczął od szukania odpowiedzi na pytanie, w jakim świecie ma działać legnicki teatr. Jakie historie opowiadać, żeby wejść w dialog z mieszkańcami. Bo dla Jacka Głomba ten dialog - z miastem, z regionem, z widzem przede wszystkim - był od początku najistotniejszy. Spektakle, które powstawały w Legnicy, te w reżyserii Głomba, ale też związanych ze sceną twórców - Krzysztofa Kopki, Przemysława Wojcieszka, Piotra Cieplaka, Pawła Kamzy - zawsze powstawały w przymierzu z widownią, co wcale nie oznaczało schlebiania jej.

Stąd m.in. głośne przedstawienia w repertuarze Modrzejewskiej, poprzez które opowiadał historię Legnicy, takie jak "Wschody i Zachody miasta", "Ballada o Zakaczawiu", czy podejmujące wątek wielokulturowości Dolnego Śląska "Łemko", "Moja Bośnia" i "Przerwana Odyseja". Głomb wychodził z teatrem w miasto, realizując spektakle w pawilonach sklepowych, zrujnowanych przestrzeniach, koszarach i kościołach, na długo zanim stało się to modne. I tłumaczył, że robi to, żeby przyciągnąć do teatru także tych, którzy sami z siebie nie wybiorą się do świątyni, do centrum, do tiulów i stiuków. - Nasza publiczność jest ludowa, pozbawiona tego inteligenckiego albo nowomodnego piętna, które jest mocno widoczne w innych teatrach - podkreśla Głomb. I wspomina, jak doświadczył tego Janusz Chabior, który w "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka, spektaklu wystawianym na Piekarach, grał alkoholika, polonistę. Poszedł do Żabki, stanął przed kasą, a tu sklepowa zaczyna płakać: "Panie Januszu, pan to tak jakby o moim Tadku opowiadał".

Głombowi udało się odzyskać teatr dla Legnicy - scena jest samodzielną instytucją, z Heleną Modrzejewską jako patronką, którą sobie wymyślił: - Nie chciałem wracać do poprzedniej nazwy Teatr Dramatyczny - opowiada. - Jak pod takim szyldem grać komedie? Starałem się wymyślić coś nowego i kiedy Modrzejewska nawiedziła mnie we śnie, uczepiłem się tej wizji. Znalazłem w tej postaci ideę naszego teatru. Przecież Modrzejewska podbijała świat, nie bała się wyzwań, działała społecznie, kochała Szekspira. Próbujemy dorównać jej w tych działaniach. I mam wrażenie, że patrząc na nas, nie przewraca się w grobie.

Jacek Głomb ma na koncie wiele nagród. Jedną z ważniejszych jest przyznana mu w tym roku Nagroda im. Zygmunta Hübnera "Człowiek Teatru". Jest jej piątym laureatem - po Annie Augustynowicz, Piotrze Cieplaku, Janie Englercie i Jerzym Treli. Tytuł Człowieka Teatru trafia w ręce tych artystów, którzy swoją drogę traktują jako misję społeczną "kształtującą wrażliwość widzów, tworząca świadomość i tożsamość społeczną"; wizjonerów, dla których teatr jest sensem życia.

MARATON W MODRZEJEWSKIEJ (8-10 CZERWCA)

Od piątku do niedzieli (8-10 czerwca) w legnickim Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej potrwa teatralny maraton.

Zobaczymy sześć spektakli: "Krzywicką/Krew" Julii Holewińskiej w reżyserii Aliny Moś-Kerger, "Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Jacka Głomba, "Wierną watahę" duetu PiK, czyli Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak, "Hamleta, Księcia Danii" Williama Szekspira w reżyserii Krzysztofa Kopki, "Iliadę. Wojnę" wg Alessandra Baricco w reżyserii Łukasza Kosa oraz "Maraton/Tren" w reżyserii i z tekstem Pawła Palcata.

Będzie im towarzyszyła dyskusja panelowa "Teatr 2018 - misja czy wizja?", w której wezmą udział Agata Duda-Gracz, Paweł Łysak i Jacek Głomb i którą poprowadzi prof. Dariusz Kosiński.

Bilet na jeden spektakl kosztuje 30 zł (ulgowy 25), na dwa - 50 zł, na trzy - 60 zł, na cztery - 70 zł, na pięć - 80 zł, a na sześć - 90 zł. WSTĘP NA DEBATĘ JEST WOLNY. Szczegóły na stronie www.teatr.legnica.pl.

(Magda Piekarska, "Maraton w Teatrze Modrzejewskiej. Jacek Głomb mówi otwartym tekstem", http://cojestgrane24.wyborcza.pl, 8.06.2018)