Drukuj

- Mówienie o sprawach Rosji ze sceny w Legnicy znaczy o wiele więcej, niż w jakimkolwiek innym miejscu w Polsce – przekonuje 53.letni reżyser Jacek Głomb, od 23 lat dyrektor Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w tym stutysięcznym dolnośląskim mieście. Nie jest przypadkiem, że na jubileusz kierowanego przez siebie teatru, który w listopadzie świętować będzie 40.lecie polskiej sceny dramatycznej w Legnicy i 175.lecie istnienia budowli stanowiącej jego siedzibę, przygotowuje adaptację „Biesów” Fiodora Dostojewskiego.


Przez 48 lat od zakończenia II wojny światowej, aż do 16 września 1993 roku, za sprawą stacjonujących w mieście żołnierzy oraz zlokalizowanego w nim dowództwa Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej (po rozpadzie ZSRR armii Federacji Rosyjskiej), Legnicę nazywano Małą Moskwą. Radzieckie były: lotnisko, obiekty koszarowe przy wszystkich ulicach wylotowych, część dworca kolejowego, wydzielone sklepy, szpitale, przedszkola, szkoły, obiekty sportowe, kina i domy kultury, wojskowa prokuratura, sąd, a nawet więzienie. Poniemiecka, willowa część miasta wraz z ogromnym budynkiem sztabu tej armii była pilnie strzeżona i otoczona murem, którego fragmenty widoczne są do dzisiaj. W mieście mieszały się języki, a widok żołnierzy i pojazdów z czerwoną gwiazdą był codziennością. Nad głowami mieszkańców latały samoloty i śmigłowce tej armii, a z dworca kolejowego codziennie odjeżdżały pociągi relacji Legnica- Moskwa. Na miejscowym bazarze, w cieniu Zamku Piastowskiego pamiętającego księcia Henryka Pobożnego i bitwę z Mongołami z 1241 roku, kwitł czarnorynkowy handel, a złoto było najtańsze w Polsce. Tu także zapisywały się zimnowojenne karty europejskiej historii. W roku 1968 to właśnie w Legnicy radzieccy generałowie i ich polscy sojusznicy przygotowywali, a później kierowali inwazją wojsk Układu Warszawskiego na zbuntowaną Czechosłowację, zaś miejscowe lotnisko było pierwszym miejscem uwięzienia porwanych przywódców Praskiej Wiosny.

Gdy w roku 1994 Jacek Głomb obejmował dyrekcję legnickiego teatru rosyjskich żołnierzy od roku nie było już w mieście. Pozostały jednak wyraźne ślady tej obecności. Materialne i w ludzkiej pamięci. Także te symboliczne, jak wywołujący emocje i polityczne spory Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej (w swoim czasie i dla obniżenia temperatury konfliktu przechrzczony na Pomnik Braterstwa Broni), który nadal stoi (choć jego los wydaje się przesądzony) na centralnym placu Legnicy, tuż obok siedziby władz miasta. Pochodzący z małopolskiego Tarnowa reżyser trafił do miasta, w którym wszystko, od architektury po historię było zupełnie odmienne, niż w jego rodzinnych stronach. Objął teatr w budynku, który niemieccy mieszczanie wybudowali w sercu Liegnitz jeszcze w 1842 roku, a który działał i wystawiał sztuki przez ponad 100 lat, aż do klęski III Rzeszy. Rozpoczął kierowanie sceną, która polskim Teatrem Dramatycznym w Legnicy stała się ledwie 17 lat wcześniej, bo dopiero w 1977 roku. Trwające niemal pół wieku „małomoskiewskie”, na wpół okupacyjne, powojenne dzieje miasta sprawiły bowiem, że w latach 1946-1964 teatralny obiekt w legnickim Rynku był siedzibą Rosyjskiego Teatru Dramatycznego Północnej Grupy Wojsk. Z takiej burzliwej, skomplikowanej i mocno popękanej historii miasta Jacek Głomb postanowił uczynić siłę sztuki, którą zaproponował teatralnej publiczności.

Na przypadający pod koniec listopada 2017 r. jubileusz 40.lecia polskiej sceny dramatycznej w Legnicy Teatr im Heleny Modrzejewskiej przygotowuje „Biesy”, sceniczną adaptację powieści psychologicznej Fiodora Dostojewskiego osadzonej w realiach prowincjonalnego miasta, która prezentuje dziewiętnastowieczne postawy i poglądy rosyjskich rewolucjonistów. Legnickich twórców inspiruje jednak nie tyle brutalnie szczera opowieść o politykach i myśli społecznej ówczesnej Rosji, co przede wszystkim ponadczasowe ostrzeżenie przed złem zaklętym w manipulujących jednostkami awanturniczych i bezwzględnych nosicielach idei powszechnego szczęścia dla wszystkich, a także niemal prorocza zapowiedź totalitarnych koszmarów XX wieku.

- Z polifonicznej powieści Dostojewskiego wybraliśmy wątek spisku zawiązywanego przez Piotra Wierchowieńskiego (pierwowzorem literackiego bohatera była historyczna postać Siergieja Nieczajewa, założyciela terrorystycznej organizacji “Zemsta Ludu”) który świadomie doprowadza do śmierci jednego z członków organizacji tylko po to, by przelana krew ją umocniła. Jak zwykle interesuje nas prowincja i jej relacje z centrum. Oto bowiem przyjeżdża z metropolii człowiek i wciąga naiwnych prowincjuszy w spisek, którego konsekwencje spadną właśnie na nich. Drugi motyw, który nas pociąga w tej opowieści, to mechanizm plotki, która zabija świat. A także rzeczywistość, w której wszyscy wzajemnie się podsłuchują. Akcję naszych „Biesów” zawiesimy jednak poza czasem. Nie chcemy robić spektaklu w kostiumie, rekwizytach i obyczajach dziewiętnastowiecznej Rosji – objaśnia założenia tej realizacji reżyser Jacek Głomb.

Chociaż „Biesy” to pierwsza adaptacja Dostojewskiego w legnickim teatrze, to jednak już kolejna z wielu sztuk, w których miejscowi twórcy sięgają po rosyjskie motywy, inspiracje i twórców. Ten wschodni kierunek zapoczątkowała realizacja w roku 2002 spektaklu „Mersi, czyli przypadki Szypowa” wg Bułata Okudżawy. Pod XIX-wiecznym kostiumem sztuka mówiła o państwie policyjnym, w którym ludzi niezależnie myślących śledzi się i fabrykuje przeciwko nim dowody. Efektem była groteskowo śmieszna, ale i straszna analiza systemu opartego na donosicielstwie i korupcji, choć i tu – jak to często bywa w legnickich spektaklach – w pierwszym planie znalazł się los szarego człowieka - szpicla, który szpieguje nie z przekonania, ale żeby przeżyć. Ten niezwykły spektakl miał aż trzy premiery: w Legnicy, Warszawie i w Moskwie.

Inny charakter, ale też wielki rozmach, miał zrealizowany w roku 2009 dramat Krzysztofa Kopki „Palę Rosję – opowieść syberyjska” w reżyserii Jacka Głomba. Ta antymartyrologiczna komedia podjęła mało znany epizod nieudanego, dziewiętnastowiecznego powstania polskich zesłańców na Syberię, konfrontując to z wątkiem współczesnym, jakim była wyprawa w poszukiwaniu prawdy dla rekonstrukcji przeszłości. Spektakl podjął próbę demaskacji stereotypów w relacjach polsko-rosyjskich potęgowanych historycznie uwarunkowanymi ranami, nieufnością, a nawet wrogością. Przy okazji poprzez różne modele polityki historycznej stawiał problem możliwości dotarcia do prawdy. Spektakl pokazywany był nie tylko w Polsce. Odbył też długą podróż po Rosji. Grano go w Tjumeni, Tobolsku, Szadryńsku, Irbicie, Iszymie, Tomsku, Nowosybirsku  czyli w miejscach, gdzie byli zsyłani Polacy, ale także w Moskwie i Włodzimierzu, a później także w Archangielsku.

Najświeższym zrealizowanym dotąd przedstawieniem w tym nurcie jest „Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody” wg Adolfa Nowaczyńskiego w adaptacji Roberta Urbańskiego i reżyserii Jacka Głomba z roku 2015. To opowieść o pierwszej dymitriadzie, gdy w początku XVII wieku polska magnateria wykorzystała polityczny zamęt i słabość Rosji do zbrojnej interwencji i obalenia cara Borysa Godunowa, by osadzić na moskiewskim tronie wychowanego na polskim dworze młodzieńca podającego się za syna Iwana Groźnego. I tę opowieść legniccy twórcy odarli z historycznego kostiumu dowodząc na scenie, że polityka to także rzeźnia, w której wszystkie chwyty są dozwolone, utrata szans ma fatalne skutki, a doznane rany krwawią przez stulecia. Wszyscy w tej teatralnej opowieści solidnie i równo dostają po łbie – zarówno napędzani żądzą wojennych łupów polscy okupanci Kremla, którzy z poczuciem wyższości pogardzają jego gospodarzami, jak i odrzucający modernizacyjną szansę, wiernopoddańczy i nawykli do absolutyzmu spod buta i knuta oraz pogrążeni w morderczych spiskach rosyjscy magnaci. Spektakl zdobył II nagrodę ministerialnego Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa" będącą jednocześnie Nagrodą Specjalną im. Stanisława Hebanowskiego za najciekawsze odkrycie repertuarowe konkursu, a także kilka nagród indywidualnych dla twórców przedstawienia..

To przykłady, bo sztuk inspirowanych legnickim spojrzeniem na Rosję i Rosjan było więcej. Takich chociażby jak „Iwanow” Antoniego Czechowa, którego na legnickiej scenie wyreżyserował gościnnie w roku 2012 Linas M. Zaikauskas. Polsko-sowieckie doświadczenia miasta i związane z nimi dramaturgiczne wątki odnajdziemy także w „Balladzie o Zakaczawiu” (2000) oraz „Wschodach i Zachodach Miasta” (2003). Obie te legnickie sztuki reżyserowane przez Jacka Głomba, zostały później sfilmowane i trafiły do repertuaru Teatru Telewizji TVP.

Unikatowym przedsięwzięciem w tym zakresie było trzydniowe społeczno-artystyczne wydarzenie zorganizowane przez teatr we wrześniu 2013 w 20. rocznicę wycofania z Polski i Legnicy wojsk rosyjskich. Na program „Dwadzieścia lat po” składały zarówno propozycje teatralne (m.in. Teatr.doc. z Moskwy), filmowe, sesje i spotkania popularno-naukowe, plenerowe koncerty (rosyjski zespół rockowy „Leningrad”) i pokazy grup rekonstrukcyjnych, a w wszystko z udziałem m.in. przybyłych ze Wschodu byłych mieszkańców Legnicy odbywających w tym mieście służbę w armii b. ZSRR lub ich rodzin. W wakacje poprzedzające to wydarzenie, pod patronatem Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz, odbyła się w Legnicy pierwsza (i ostatnia) Polsko-Rosyjska Szkoła Teatralna dla młodych aktorów i reżyserów obu krajów.

Grzegorz Żurawiński

 

Od autora: to oryginalna wersja tekstu (bez redakcyjnych poprawek i skrótów), który w języku angielskim pt. „Legnica with a view to Russia” ukazał się w listopadowo-grudniowym numerze dwumiesięcznika New Eastern Europe wydawanego przez miasto Gdańsk, Europejskie Centrum Solidarności oraz Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu. Pismo kolportowane jest w Polsce, Europie, Ameryce Północnej i Australii.