Podjąłem decyzję: zostaję w Legnicy – z okazji 30-lecia legnickiego teatru deklaruje jego dyrektor Jacek Głomb. - Przecież nie po to wymyśliłem festiwal teatralny, żeby go zostawić. Musiałbym być kretynem. Legnica jest świetnym miejscem do pracy. Poza tym mamy teraz świetny okres w dziejach teatru i kolejne wyzywające przedsięwzięcia – dodaje w rozmowie z Marleną Mokrzanowską.


Z Jackiem Głombem, dyrektorem Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy rozmawia Marlena Mokrzanowska

*Spektakl „Lustracja” to kolejny temat legnickiego teatru nie poruszany do tej pory na scenie. Trudny temat.
- Nie boimy się trudnych tematów. Uważam, że w teatrze jest na nie miejsce, jednak najlepiej wtedy, kiedy zejdą z pierwszych stron gazet. By opowiedzieć ważną historię potrzeba trochę spokoju i dystansu do wydarzeń. Gorączka polityczna temu nie sprzyja. Teraz to wiem, po doświadczeniach ze spektaklem „Obywatel M. historyja”. Zbyt mocno podkreślaliśmy, że będzie to historia na motywach życiorysu ówczesnego premiera Leszka Millera. To było niepotrzebne, bo przecież powstała uniwersalna opowieść o błyskotliwej karierze prowincjonalnego działacza partyjnego, od pucybuta do milionera. W „Lustracji” także najważniejsi są ludzie. Chcemy pokazać, co lustracja w wydaniu Macierewicza może zrobić z ludźmi, jak łatwo można złamać czyjeś życie.

*Zaglądał pan do własnej teczki?
- Nie. Pytałem swego czasu profesora Leona Kieresa (byłego szefa Instytutu Pamięci Narodowej – przyp. red.) jak to zrobić. Opowiedział mi o procedurach, wszystko to było bardzo powikłane. Zniechęciłem się. Uważam, że procedury powinny być uproszczone i powinna obowiązywać zasada równości. Dlaczego ktoś na wysokim stanowisku może mieć szybszy dostęp do swojej teczki, a zwykły obywatel nie?

*Pan przecież też jest ważną osobistością.
- No, nie aż tak bardzo.

*Sądzi pan, że istnieje w ogóle teczka SB z napisem „Jacek Głomb”.
- Przypuszczam, że tak. Byłem działaczem podziemnej „Solidarności” w Krakowie i jednoosobowo redagowałem pismo „Świat Pracy”. Rozprowadzano potem tę gazetkę w zakładach pracy. Sądzę, że tacy ludzie jak ja byli w kręgu zainteresowań Służby Bezpieczeństwa, choć nigdy mnie nie przesłuchiwano.

*W legnickim teatrze było i jest miejsce na aktualne i trudne tematy, całkiem nowe dla sceny. Poruszył pan między innymi niełatwy temat mniejszości łemkowskiej w spektaklu „Łemko”. Jaki będzie kolejny?
- Będzie na pewno. Coś się plącze w głowie, ale nie mam jeszcze sprecyzowanych planów. Teraz najważniejszy jest dla mnie film na podstawie scenariusza naszego spektaklu „Operacja Dunaj” (historia o polskiej inwazji na Czechosłowację w 1968 roku – przyp. red.). Będzie to polsko-czesko produkcja. Powstał scenariusz w konwencji komedii wojennej. Zanurzymy ten film w tradycję świetnej polskiej komedii wojennej. Będzie to uśmiech do historii na legnicki sposób: opowiemy historię nie poprzez systemy polityczne i reżimy, ale poprzez losy ludzi.

*Podobno od dawna chciał pan nakręcić film i to właśnie wojenny.

- Tak naprawdę zawsze marzyłem o tym, aby przejechać się czołgiem! Może wreszcie to marzenie się spełni… (śmiech)

*Reżyserował pan już spektakl telewizyjny. Tym razem chodzi jednak o pełnometrażowy film. Poradzi pan sobie?

- To wyzwanie dla mnie i aktorów. Faktycznie, zdobyłem telewizyjne doświadczenie, ale trzeba skoczyć wyżej. W teatrze nie wszystko można pokazać. Bo jak na przykład opowiedzieć sen żołnierza o państwie dobrych ludzi? Film daje więcej możliwości.

*Wróćmy do teatru. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Miasto” był okazją, by odkryć kolejne zapomniane miejsca w Legnicy, między innymi poradziecki bunkier. Jest możliwe, że były teatr varietes na Zakaczawiu, gdzie gracie „Łemka” ocaleje, zostanie zagospodarowany. A co z pozostałymi obiektami?

- Pamiętajmy, że działa „Scena na Piekarach”. Oprócz tego, razem ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Twórczych, zagospodarujemy na działania artystyczne halę przy ul. Jagiellońskiej (właściciel jest bardzo nam życzliwy). Po festiwalu pozostaje nam variete. To razem trzy ocalone miejsca, duże osiągnięcie – tak uważam. Nie możemy – jako teatr – ocalić wszystkiego, ale dobrze, że możemy przynajmniej wyszukiwać i podpowiadać władzom miejsca z duszą. Ważna jest przyszłość Teatru Letniego.

*Będzie pan szukał w Legnicy następnych przestrzeni? Są jeszcze takie, nie odkryte, zapomniane?

- Już znalazłem. Podczas festiwalu nie wykorzystaliśmy na przykład byłej fabryki fortepianów. Tak, będziemy szukać dalej. Muszę przyznać, że spotkałem się z ogromną życzliwością właścicieli wszystkich obiektów. Proszę sobie wyobrazić, że nikt nie chciał od nas pieniędzy za wynajem.

*Czy Legnica nie jest już dla pana za ciasna? Wrocław, Kraków, czy Warszawa dawałyby większe możliwości. Zresztą, co ciekawe, jak tylko jest wakat na stanowisku dyrektora teatru w większych miastach od razu pojawiają się plotki, że właśnie pan jest najpoważniejszym kandydatem.
- Chciałbym stanowczo zdementować wszystkie plotki o mojej przeprowadzce. Nie będę się zarzekać, że chciałbym mieszkać w Legnicy do końca życia, ale podjąłem decyzję: zostaję tu. Przecież nie po to wymyśliłem festiwal teatralny, żeby go zostawić. Musiałbym być kretynem. Legnica jest świetnym miejscem do pracy. Poza tym mamy teraz świetny okres w dziejach teatru i kolejne wyzywające przedsięwzięcia. Proszę powiedzieć, który teatr robił film?

*Udowodnił pan bez żadnych kompleksów tzw. prowincji, że dobry teatr można robić także w stutysięcznym mieście. Świadczą o tym, entuzjastyczne recenzje krytyków, nawet tych z warszawki i wrocka. Przyznają, że centrum teatralnych zdarzeń przesuwa się na tzw. prowincję.
- Mam jeszcze większe ambicje. Chciałbym nasz teatr unarodowić, przynajmniej w części. Nazywam to trójpolówką. Do grona współfinansujących teatr (prezydent Legnicy i marszałek województwa) dołączyłby minister kultury. Podejmujemy narodowe tematy, zatem dlaczego nie?

*Tym bardziej, że ministrem kultury został Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia, życzliwy teatrowi, a teatrom dolnośląskim w szczególności.

- Właśnie. Być może uda się zrealizować ten pomysł w 2009 roku.

*Dziękuję za rozmowę.


(Marlena Mokrzanowska, „Teatr mój widzę”, Konkrety.pl, 5.12.2007)