Drukuj

Dobiega końca program Teatr Polska, w ramach którego można w Nowosolskim Domu Kultury oglądać sztuki znanych polskich teatrów. Jak wypadło "Zabijanie Gomułki" - spektakl mocny, ciekawy, tryskający inteligentnym humorem, w którym satyryczny obraz Polaków w latach 60. przeplata się z groteską - i co jeszcze w repertuarze? Pisze Elżbieta Bielska - Kajzer.


W wykonaniu Polskiego Teatru Tańca zobaczymy 27 października, o godz. 18.00 spektakl „Żniwa”, przeznaczony jest dla odbiorców w wieku powyżej 16 lat. Natomiast już poza programem Teatr Wierszalin 11 listopada, o godz. 18.pokaże „Dziady - Noc Pierwsza”, dla widzów w wieku powyżej 14 lat, następnego dnia, 12 listopada, o godz. 18.00 odbędą się „Dziady - Noc Druga”. Bilet na każdy ze spektakli kosztuje 10 zł.

A jak wypadło "Zabijanie Gomułki" - najlepsza sceniczna adaptacja prozy Jerzego Pilcha w polskim teatrze? Dlaczego od początku przedstawienia poczułam się jak u siebie? Czy sprawiło to wnętrze mieszkania naczelnika poczty: przytulne, z gazetami, widokówkami, konfiturami, szachami na stole i gościnną naleweczką? Zaglądają tu wszyscy, którym jest po drodze. Zajrzała też tutaj nowosolska publiczność i w ramach projektu Teatr Polska, mogła delektować się elementami starannej, realistycznej scenografii.

Nie nudziliśmy się, czekając na rozpoczęcie w NDK spektaklu zatytułowanego „Zabijanie Gomułki”, który właściwie już trwał, kiedy zajmowaliśmy miejsca. Naczelnik, czytający „Trybunę Ludu”( ale w dalszej części spektaklu, również „Tygodnik Powszechny”), jego żona, przeglądająca widokówki, przysyłane ze świata przez znajomego biskupa, syn Jerzyk siedzący z książką na stole i wreszcie, śpiący na ławie, pan Trąba. Wszystko już się dzieje, a widz ma szansę, żeby poczuć się, jak u siebie w domu. Ale… kilkadziesiąt lat wstecz.

W teatrze lubię tempo, energię, dynamikę akcji, lecz cenię też przerwy i ciszę, które pozwalają mi nacieszyć się do woli każdym szczegółem wyglądu sceny, tym bardziej, jeżeli jest to stylizacja na epokę minioną, lat 60., którą pamiętam z autopsji. Wzrusza mnie radio z zielonym okiem, siatka na zakupy z charakterystycznym kółkiem, szklanki w metalowych koszyczkach…

Mieszkanie rodziny naczelnika staje się miejscem spotkań co ważniejszych postaci z małego, górskiego miasteczka: milicjant, handlowiec-karierowicz, zawiadowczyni stacji kolejowej, pastor z żoną.

Pan Trąba, pijący ponad miarę i platonicznie zakochany w żonie naczelnika, pragnie gwałtownej zmiany, która nadałaby sens jego życiu. Wydaje mu się, że zabicie wodza partii, która stoi na czele totalitarnego systemu, przywróci nadzieję całemu społeczeństwu i będzie dobrym uzasadnieniem jego własnego istnienia. „Wspomaganie egzystencji” za pomocą alkoholu nie jest już dla niego wystarczające.

Rola Józefa Trąby, wspaniale zagrana przez Zbigniewa Walerysia, zachwyciła widownię. Z postaci pijaka wydobył on całe bogactwo osobowości filozofa, poety, marzyciela, który potrafi zarazić innych swoim entuzjazmem, pomimo absurdalności całego przedsięwzięcia.

Pamiętam z lat 60. tę skomplikowaną atmosferę, kiedy spośród nagromadzonych różnych masek i póz wyzierała od czasu do czasu prawdziwa ludzka twarz, bo nie da się udawać kogoś innego bez przerwy. Życie zwycięża i przedziera się przez wszystkie systemy polityczne. Naturalne istnienie z krwi i kości nie zostawia zbyt dużo miejsca na dogmaty społeczne czy religijne.

Ale bohaterowie spektaklu, poza Józefem Trąbą, rzadko mówią wprost. Wciąż dają sobie jakieś znaki, stosują przemilczenia, wiją się jak piskorze, nie wiedząc, komu można zaufać. Toczą soczyste spory ideologiczne o wyższości luteranizmu nad katolicyzmem, rozważając swój stosunek do antysemityzmu. Życie religijne pozostaje często na poziomie pustych deklaracji wobec siły namiętności. Wszystkich łączy wódka, która rozwiązuje języki. Wszyscy tęsknią za jakimś ładem, którego symbolem staje się wspólna kolacja wigilijna, zamykająca przedstawienie.

Reżyser Jacek Głomb pozostawia mnie jednak z przeczuciem, że ten spokój jest złudny. Niemniej, piękna, kolędowa nuta pozostaje na długo w głowie. Jak cały spektakl legnickiego Teatru Modrzejewskiej, mocny, ciekawy, tryskający inteligentnym humorem, w którym satyryczny obraz Polaków w latach 60. przeplata się z groteską. Wychodzimy rozbawieni. Naprawdę, tacy byliśmy? A może jesteśmy?

(Elżbieta Bielska - Kajzer, "Program Teatr Polska w Nowej Soli", http://www.gazetalubuska.pl, 18.10.2017)