Drukuj

Gdyby Ludwik Gadzicki – patron legnickiej sceny – żył, przez całą “Lekcję tańca w Zakładzie Weselno-Pogrzebowym Pana Bamby” rechotałby na głos ze swego krzesełka na widowni. Nie żyje. Jednak podczas premiery ktoś za moimi plecami śmiał się takim samym tubalnym głosem. Nie wiem, czy w tę sobotę (16 września - @KT) w teatrze był duch Gadzickiego, ale duchy Hrabala i Haška na bank. Pisze Piotr Kanikowski.


Wydawałoby się, że dla Pana Bamby ludzkie życie ma praktyczny, przeliczalny na pieniądze sens. Że podchodzi do niego pragmatycznie, na chłodno, z jednakowym zaangażowaniem organizując w swym groteskowym Zakładzie Weselno-Pogrzebowym wesela i stypy. Zwłaszcza Polacy mogą w działalności przybytku Bamby dostrzec coś obrazoburczego, pogańskiego, bo – na przekór życiu, w którym radość przeplata się ze smutkiem – przez wieki chrześcijaństwa nauczyliśmy się bardzo wyraźnie oddzielać porządek żałoby od porządku wesela, post od karnawału. Trzeba bez uprzedzeń dać się wciągnąć w tę rozhermetyzowaną czeską przestrzeń, gdzie homogeniczne stany emocjonalne nie istnieją: radość weselników jest skażona perspektywą nieuchronnej śmierci a żałobnicy znajdują pocieszenie w zmysłowej urodzie świata. Przedstawienie wyreżyserowane przez Łukasza Czuja jest bowiem szczerą opowieścią o przemijaniu albo raczej o zgodzie na przemijanie, pogodzeniu się ze śmiercią.

Aż do finału, w którym następuje drastyczna zmiana tonacji, można brać je za coś innego. Ze mną tak było. Choć w zasadzie powinienem być na taki obrót rzeczy przygotowany, skoro spektakl otwiera ballada Jaromira Nohawicy “Az to se mnu sekne”. Pieśń opowiada o śmierci z perspektywy człowieka, który założywszy trumienne buty z tektury zostaje zwolniony z wszelkich wyborów, z codziennych obowiązków, trudów, zmartwień.

Na “Lekcję tańca” składa się zgrabnie połączony w całość miks groteskowych anegdotek oraz dialogów zaczerpniętych z dzieł Bohumila Hrabala i Jaroslava Haška. Dopełniają go zainspirowane czeską literaturą songi autorstwa Łukasza Matuszyka i Michała Chudzińskiego. Od pierwszych minut widza porywa wartki (wyraźnie, niestety, słabnący w drugiej godzinie spektaklu) nurt opowieści. Intryga nie jest skomplikowana: oto w Zakładzie Weselno-Pogrzebowym  trwa oczekiwanie na działaczy Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa, którzy urządzają u Pana Bamby swój wieczór wyborczy. Goście okazują się politykami i zarazem agentami ubezpieczeniowymi – kolejnym wcieleniem cwanych krawców z baśni Andersena o nowych szatach cesarza. Płacąc tanią monetą pochlebstw i obietnic bez pokrycia wychylają kolejne kufle piwa, obżerają się parówkami serwowanymi przez Madame, flirtują i robią biznesy.

Ten sam groteskowy rys noszą w zasadzie wszyscy bohaterowie “Lekcji tańca”: drobiąca na wysokich obcasach lokalna seksbomba Urszula Piękniejska (Małgorzata Pauka), porywczy fryzjer Gaston Koszulka (Michał Wolny), niewyżyta zawodowo i seksualnie akwizytorka środka na wybielanie  Nadia Grudówna (Katarzyna Dworak), bufetowa Olga Piwonka nosząca pod służbowym fartuchem czarną erotyczną bieliznę (Zuza Motorniuk) i jej mąż Walter – entuzjasta chemii gospodarczej z narażeniem życia eksperymentujący na zapleczu z gazem do deratyzacji (Maciej Piasny)…

“Dom wariatów” – mówi o nich dozorca Wiktor Bloudek, choć jako były przedstawiciel handlowy firmy Dewocjonalia Kościelne wyrzucony z roboty przez świętą Tereskę idealnie pasuje do tego zestawu. Mateusz Krzyk, który go gra, daje po raz kolejny dowód nie tylko wybitnego komediowego talentu, ale też ogromnej muzykalności. Gdybym miał wymienić najjaśniejsze momenty tego znakomitego spektaklu, bez dwóch zdań byłaby wśród nich scena, gdy wdrapawszy się na stół z kamienną twarzą śpiewa, niczym Kiepura, arię o kozach płonących na gór szczytach.

Drugim objawieniem wieczoru w Teatrze Modrzejewskiej był Michał Chudziński, autor tekstów do dwunastu piosenek z “Lekcji tańca”, godnych Hrabala – błyskotliwych, lekkich jak mimoza, dowcipnych ale też niekiedy podszytych uroczą czeską melancholią. Trzecie objawienie to Łukasz Matuszyk, który skomponował do tych wariackich tekstów równie wariacką muzykę, brawurowo wykonaną na żywo przez trio Łukasz Matuszyk – Robert Kamalski – Piotr Hałaj (ze wsparciem aktorów, którzy kilka razy sami chwytają za instrumenty). Muzyka niesie ten spektakl.

Cudny spektakl. Przewrotny. Bardzo zabawny i zarazem śmiertelnie poważny. Łukasz Czuj posługuje się groteską, przerysowaniem, a na koniec – kiedy widzowi świat jawi się już jako dom wariatów – porzuca tę konwencję, by zanim zgasną światła ustami Pana Bamby (Joanna Gonschorek) powiedzieć coś bardzo serio. Bez udawania. Bez pudrów, masek, peruk i sztucznych wąsów – jakby nie w teatrze. Co to takiego? Jakiej lekcji udzielają Hrabal z Haškiem? Może takiej, że życie – jakkolwiek wydawałoby się niepoważne- ze względu na swą ulotność, na śmierć, jest zarazem najpoważniejszym wyzwaniem stojącym przed człowiekiem. A skoro wszyscy już mamy na nogach trumienne buty, pozostaje nam tylko to jedno: beztrosko cieszyć się życiem.

(Piotr Kanikowski,  "Owacje dla czeskiej lekcji tańca w trumiennych butach", http://24legnica.pl, 20.09.2017)