Drukuj

Paweł Palcat, laureat Nagrody WARTO wrocławskiej “Gazety Wyborczej”, potwierdza wysoką formę. W pełni dojrzały, choć wciąż młody, Palcat kwitnie i rozwija się ze spektaklu na spektakl. Ma pełną kontrolę nad własnym ciałem. Rewelacyjnie radzi sobie z wszelkimi zadaniami fizycznymi. Odwagą nie ustępuje Wojcieszkowi. Recenzja Mirosława Kocura ze spektaklu „Strefa”, który Przemysław Wojcieszek wyreżyserował we wrocławskim Capitolu.


Urodziłem się w Wałbrzychu. W poprzednim tysiącleciu. Mój ojciec pracował w kopalni Victoria, matka była księgową w bazie transportowej. Miasto leży w kotlinie. Pomiędzy wzgórzami naturalnymi i sztucznymi. Po zajęciach w podstawówce przy ulicy bułgarskiego komunisty Dymitrowa włóczyłem się z kolegami na hałdach. Mieszkałem przy ulicy innego komunisty, Greka Belojanisa, tuż przy Rynku. Górnicy rządzili miastem. Mieli nawet własne sklepy. Wszystko mogli załatwić. Kiedy nasza wychowawczyni potrzebowała autobusu, żeby nas zabrać na wycieczkę, telefonowała do rodziców. Ojczym jednej z moich koleżanek w klasie był dyrektorem kopalni Victoria, ojciec innej był szefem całego Zagłębia Wałbrzyskiego.

Po upadku komuny nazwy ulic zmieniono. Na początku roku 1994 w kopalni Victoria wstrzymano wydobycie węgla. Inne wyrobiska podziemne wkrótce również zlikwidowano. Ostatnia czynna kopalnia, o symbolicznej nazwie Wałbrzych, zakończyła eksploatację złóż w czerwcu 1998 roku. Miasto popadło w ruinę. Zakwitły biedaszyby. Bezrobotni kopacze z narażeniem życia sami próbowali drążyć tunele. Pod koniec tysiąclecia pojawiła się nadzieja. Toyota rozpoczęła w Wałbrzychu budowę fabryki silników i skrzyń biegów. Produkcję uruchomiono już 10 kwietnia 2002 roku. Zatrudnienie znalazło półtora tysiąca osób.

Każdy chciał pracować w sławnej Toyocie pod okiem japońskich ekspertów. Szybko jednak rodzimi menadżerowie przejęli zarządzanie w fabryce i zaczęły się kłopoty. W 2016 roku Grzegorz Szymanik, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, opublikował w „Dużym formacie” artykuł „Piekło w gembie” z szokującym przesłaniem: wałbrzyska fabryka Toyoty to obóz niewolniczej pracy, istny łagier łamiący charaktery i niszczący ludzi. Polscy brygadziści znęcali się na polskimi robotnikami z okrucieństwem uczestników głośnego eksperymentu więziennego Philipa Zimbardo. Trudno się jednak w tym przypadku doszukiwać działania mechanizmu uniwersalnego. Japoński etos pracy tylko w Polsce został zamieniony w średniowieczny wyzysk folwarczny. Podobno gdy centrala w Japonii zasugerowała fabrykom Toyoty, rozsianym po całym świecie, zwiększenie wydajności o 20%, jedynie u nas natychmiast i bez zbędnych pytań przystąpiono do realizacji tego zalecenia. Kosztem sił i zdrowia robotników.

Głównym informatorem dziennikarza był Adrian Hyrsz, straumatyzowany robotnik Toyoty. Hyrsz bezskutecznie próbował założyć w fabryce związki zawodowe. Po artykule robotnik zwrócił się do telewizji z propozycją nakręcenia filmu. Dokument powstał, ale nigdy go nie wyemitowano. Sam Hyrsz został zmuszony do opuszczenia Toyoty, co mu tylko na dobre wyszło, bo okazał się zdolnym pisarzem. Dziś bywa nazywany wałbrzyskim Bukowskim. Napisał też sztukę o swoich doświadczeniach w wałbrzyskiej Toyocie. Tekstem zachwycił się Przemysław Wojcieszek, niezależny reżyser filmowy i teatralny, a także świetny scenarzysta. Autor kultowego przedstawienia i filmu „Made in Poland”.

Wojcieszek, artysta nadwrażliwy, znakomicie wychwytuje paradoksy polskiej rzeczywistości. Nie tworzy sztuki obojętnej. Jego filmy i spektakle często prowokują gorące debaty. Pisał Mickiewicz: “Naród nasz jak lawa / Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa”. Wierny Mickiewiczowskiemu wezwaniu Wojcieszek “plwa na tę skorupę i zstępuje do głębi”. A to wymaga wielkiej odwagi i sporego talentu, żeby samemu nie spłonąć w “wewnętrznym ogniu”.

Reżyser najpierw próbował wystawić dramat o Toyocie w Wałbrzychu. Sztuka znalazła się nawet w repertuarze Teatru im. Jerzego Szaniawskiego, ale szybko została wykreślona. Ktoś tam się wystraszył. Wojcieszek postanowił więc wystawić „Strefę” jako produkcję niezależną. Żeby zredukować koszty, musiał jednak sztukę nieco przerobić. Przede wszystkim zdublował postaci i zredukował kilkunastoosobową obsadę. Do pracy nad inscenizacją zaprosił czwórkę aktorów: Pawła Palcata z legnickiego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej oraz trójkę studentów z wrocławskiej PWST: Adriannę Jendroszek, Aleksandrę Pałkę i Michała Surówkę. Projekt ostatecznie przygarnął Konrad Imiela, dyrektor wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol. Otwierał właśnie nową scenę offową w podziemiach Capitolu i kameralna „Strefa” w reżyserii głośnego i kontrowersyjnego reżysera świetnie się nadawała na inaugurację.

Wojcieszek znakomicie pracuje z aktorami. Zdołał zainspirować czwórkę utalentowanych performerów do zamiany paradokumentalnego tekstu w porywający, żywy teatr. Młodzi artyści zachwycają pomysłami i talentami. Paweł Palcat, laureat Nagrody WARTO wrocławskiej “Gazety Wyborczej”, potwierdza wysoką formę. W pełni dojrzały, choć wciąż młody, Palcat kwitnie i rozwija się ze spektaklu na spektakl. Ma pełną kontrolę nad własnym ciałem. Rewelacyjnie radzi sobie z wszelkimi zadaniami fizycznymi. Odwagą nie ustępuje Wojcieszkowi. Potrafi błyskawicznie nawiązać kontakt z publicznością. Nie boi się odsłaniać własnych słabości. Eksperymentuje z performatywnością własnej płci. Jest nie tylko wszechstronnie uzdolniony, ale też emanuje humorem i inteligencją. Równie znakomicie wcielił się w polskiego brygadiera i członka zarządu, co japońskiego menadżera.

Obie studentki, Jendroszek i Pałka, zapowiadają się na ciekawe artystki. Sprawnie zmieniały na scenie tożsamości i w swych dynamicznych etiudach były równie przekonujące, co Palcat. Michał Surówka, grający alter ego autora sztuki, molestowanego i poniżanego pracownika produkcji na granicy samobójstwa, prosto i przejmująco informował o szokujących wydarzeniach w fabryce.

Młodzi artyści we współpracy z reżyserem zdołali stworzyć oryginalne i nośne wydarzenie performatywne, wykraczające daleko poza konwencjonalny teatr rozrywki. Wojcieszek słynie z prowokacji. Opowieść o niewolniczej pracy w Toyocie przemienił w moralitet o współczesnej Polsce. Świat dał nam wysokiej klasy narzędzia i technologie, a my używamy ich nie do wspólnego rozwoju i życia w szczęściu, ale do wzajemnego gnębienia i upokarzania. Jeśli nikt nas znowu nie skolonizuje, wyniszczymy się i zamęczymy. Z zemsty za wyimaginowane winy, szczuci przez fałszywych kapłanów i proroków.

Ten gorzki i świetny spektakl pomaga zrozumieć źródła resentymentu, zatruwającego wielu współczesnych Polaków. Jak pisał Nietzsche, resentyment to żądza zemsty tchórzy i niewolników. Brygadier w Toyocie glanuje podwładnych, bo wcześniej sam był glanowany i musiał się oprawcom podlizywać, żeby dostać awans. Kobiety z zarządu Toyoty poniżają i molestują robotników, bo same tylko przez seks mogły awansować. Cykl się powtarza. Dawne ofiary produkują przyszłych oprawców. Co z nami? Jak przerwać to błędne koło?

Spektakl te pytania stawia. Dojmująco. Nie proponuje jednak żadnych odpowiedzi. Nie służy naszemu pocieszeniu. Już raczej ma nas wytrącić z samozadowolenia. Gdzieś przeczytałem, że należę do ostatniego w Polsce pokolenia względnego dobrobytu. Na spektaklu Adriana Hyrsza i Przemysława Wojcieszka poczułem się zawstydzony.


Mirosław Kocur, reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.

(Mirosław Kocur, „A to Polska właśnie”,  http://teatralny.pl, 24.05.2017)