Drukuj

Spektakl Przemysława Wojcieszka po raz kolejny dotyczy tematu społeczno-politycznego. Pokazany w surowej wręcz przestrzeni Sceny Restauracja bezpardonowo wyrzuca władzy brak pomysłu na sytuację klasy robotniczej, której zamyka się usta pięćset plus. I temat mimo, że jest, nikt go nie podejmuje (Sabina Misakiewicz).  Kłopot w tym, że najsłuszniejsze choćby tezy to za mało jak na teatr, od którego oczekujemy wnikliwej diagnozy (Magda Piekarska).


Sabina Misakiewicz, Dzielnice Magazine: Spektakl Wojcieszka odziera ze złudzeń. Nie zostawia widzów z nadzieją. Raczej z wyrzutem sumienia i poczuciem bezradności, że tytułowa „Strefa” to nasz chleb powszedni. A jeśli ktokolwiek po opuszczeniu Sceny Restauracja Teatru Muzycznego Capitol pomyślał, że jego to nie dotyczy, to znaczy że nie zrozumiał przekazu.

Na scenie czwórka aktorów, w energetycznym tańcu dwoi się i troi by wprowadzić widzów do piekła. Dla Adriana Hyrsza, autora tekstu tym piekłem przez dziesięć lat była fabryka Toyoty w wałbrzyskiej strefie ekonomicznej. Nie zgadzał się na warunki panujące w firmie, ale nie umiał się odciąć od miejsca, które dawało jakąkolwiek możliwości zarobkowania. Wyzysk, mobbing i brak zrozumienia doprowadziły go do próby samobójczej. Rolę pracownika Toyoty u Wojcieszka gra Michał Surówka (na zmianę z Michałem Bajorem) – zresztą bardzo wiarygodnie. Łatwo można było tu przeszarżować i docisnąć widza do ściany, bo w „Strefie” nie owija się bawełną. Komunikat jest brutalny i prosty: stul pysk i rób, co mówi menadżer. Tak więc do ściany przyciskani są prawnicy koncernu: Marzenka (Aleksandra Pałka), Sandra (Adrianna Jendroszek) i oczywiście główny bohater, którego imię zdaję się w ogóle nie pada. O dziwo przyciskającym, wcieleniem zła, nie jest Japończyk, tylko Polak smagający przysłowiowym batem swoich podwładnych.  Pada znakomity tekst, w którym właściciel firmy mówi, że polscy współpracownicy nie rozumieją japońskich zasad pracy, dlatego w firmie panują tak złe warunki, że to jest wina nas samych, że mamy pańszczyznę we krwi. A odrobina władzy robi z ludzi potworów, gardzących życiem innych. A przecież Ci inni, też mają marzenia, plany, domy, pragnienie miłości. Co z tego, że ich wiedza nie wybiega zbyt daleko? Są ludźmi.

„Strefa” wzbudza emocje na wysokim diapazonie. Głośna punkowa muzyka pulsuje w głowie i nadaje jeszcze większej ostrości. Młodzi aktorzy, jeszcze studenci wrocławskiej PWST dali bardzo dobry spektakl. Grali równo z doświadczonym legnickim aktorem Pawłem Palcatem. I to, też jest jego wielka zasługa, bo nie odpuszczał im, bo trzymał poprzeczkę wysoko.

Całość jest TUTAJ! 


Magda Piekarska, Gazeta Wyborcza Wrocław: "Strefa" to społeczno-polityczny manifest ubrany w teatralny kostium. I ten kostium - szeroko rozumiany - wypada tu zdecydowanie najlepiej. Dzięki choreografii Małgorzaty Rostkowskiej widz odczuwa bezwzględny rygor pracy przy taśmie, a Paweł Palcat jako bezwzględny nadzorca z Toyoty dosłownie spływa potem. Spektakl Wojcieszka bije po oczach siłą przekazu tym mocniej, kiedy zdamy sobie sprawę, że ów koncern, przypominający na scenie obóz pracy, znajduje się kilkadziesiąt kilometrów stąd.

Gorzej rzecz ma się z samym manifestem, jakkolwiek słuszny i potrzebny jest gest Wojcieszka, który wciąga w orbitę teatru współczesnych skrzywdzonych i poniżonych. Tekst wypada tu zdecydowanie najsłabiej. Cóż z tego, że pod przekazem płynącym ze "Strefy" podpisałby się zapewne każdy widz spektaklu, skoro rażą w nim naiwności i powtarzane jak mantry pojęcia klucze (np. solidarność społeczna). Przede wszystkim jednak brak bohatera, który stałby się przekonującym przewodnikiem po tym świecie.

Całość jest TUTAJ! 

Fragmenty recenzji opublikowanych 23.05.2017 r. wybrał żuraw.