Tomasz Sobczak przez dziesięć lat związany był zawodowo z Legnicą, z kultowym - jak piszą czasem - teatrem Jacka Głomba. Nie kryje, że to z tego „energetycznego miejsca” wyniósł zapał, który natchnął go, żeby w Kołobrzegu zrobić teatr. Właśnie taki - trochę szalony, ale i racjonalnie zaplanowany - pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim (5.09). - A będziecie tu robić filię Legnicy, czy teatr tutejszy? - pytał Sobczaka jeden z kołobrzeżan, wspierających ideę sceny: - Jasne, że tutejszy – usłyszał od animatora pomysłu.

Z ulicy Niebiańskiej widać molo i plażę. Zieleń lasu, tłum wczasowiczów i kuracjuszy, dachy hoteli, no i morze, oczywiście. A to dlatego, że Niebiańska jest na siódmym piętrze. Wszystko stad dobrze widać. Są perspektywy. Ale mocno wieje.
Tabliczka „ul. Niebiańska” przybita jest do betonowej ściany na tarasowym dachu „Bałtyku”: największego w mieście sanatorium epoki Gierkowskiej, w którym dziś słychać głównie niemiecki. To tu jest Scena na Niebiańskiej, zalążek teatru, który w Kołobrzegu budzi nadzieje, ale i wątpliwości. Dziś na scenie: „Proszę, zrób mi dziecko”, gorzka komedia o życiu dla dwojga aktorów. Bilety - m.in. koło Latarni Morskiej, w Arenie Rewińskiego. Dziś - pogoda, wczoraj lunął deszcz i „trochę nas zmyło” - mówi Tomasz Sobczak, aktor, reżyser i główny animator całości.

Tomasz Sobczak (na internetowej stronie aktorskiej agencji Gudejko - podstawowe informacje - po angielsku - urodzony: 1973 r., wzrost: 182 cm, oczy: orzechowe, umiejętności: jazda konno i szermierka) przez dziesięć lat związany był zawodowo z Legnicą, z kultowym -jak piszą czasem - teatrem Jacka Głomba. Nie kryje, że to z tego „energetycznego miejsca” wyniósł zapał, który natchnął go, żeby w Kołobrzegu zrobić teatr. Właśnie taki - trochę szalony, ale i racjonalnie zaplanowany.
Dlatego pisze projekty, które przedstawia miastu. W roku ubiegłym projekt się spodobał. Zakładał trzy etapy: najpierw stworzenie grupy, ludzi połączonych wspólną ideą, aktorów i pracowników technicznych, gotowych działać bez umów, etatów; potem stworzenie trzech przedstawień, które grałoby się przez całe wakacje, a poza sezonem - choćby raz w tygodniu (dopłata miasta do jednego spektaklu 1 tys. zł) Miasto nie miało jednak środków. Teraz Tomek - jak tu na niego mówią - pisze nowy projekt. Może uda się uzyskać poparcie, bo są dobre doświadczenia, na które się można powołać. I grupa entuzjastów - aktorów z Legnicy, Warszawy, Poznania.
Niektórzy mówią, że mu się z miastem uda, bo jego brat jest w Kołobrzegu... wiceprezydentem. Ale Marek Sobczak (Samoobrona) - absolwent AR, technolog żywności, na swej stronie internetowej wymienia inne priorytety dla miasta, m.in. plażę - bo „Kołobrzegu bez plaży nie ma” -jako hobby podaje rysunek satyryczny, kabaret i film. A w mieście nie zajmuje się sprawami kultury. Inni mówią, że brat polityk to dla projektu Tomka raczej sytuacja niezręczna. A i on sam unika tematu polityki. O polityce, a raczej o Polsce, o świecie, woli mówić na scenie.

Jasne, że tutejszy

To przecież w Kołobrzegu narodził się pomysł na „wlotkę.pl” - rzecz, którą napisał potem i wyreżyserował w Legnicy - wspólnie z Sobczakiem - Paweł Kamza. Ostrą, odważną sztukę o młodych, co masowo opuszczają kraj, szukając pracy za granicą, aż rodzi się w nich bunt Któremu patronuje hasło: „No RP teraz PL”. Nie wyjeżdżać, ale robić swoje. Nie koniecznie rewolucję, może właśnie teatr?
„Wlotkę. Pl” pokazali w Kołobrzegu, w budynku starych koszar przy ul. Jedności Narodowej. Na spektakl starali się przyciągnąć mocniej, inaczej: prasa pisała, że stemplowali „wlotką” spotkane na ulicy dziewczyny. Udało się, były emocje. W ubiegłym roku też wywołali sensację: grant, jaki dostała Legnica od MKiDN, wydała na pokazanie w Kołobrzegu głośnego, brutalnego i bolesnego „Made in Poland”.
Żywy, zaangażowany w rzeczywistość teatr to specjalność Legnicy. Ale w Kołobrzegu, choć grali na ul. Jedności, „nie ma jedności w temacie” - teatru, takiego teatru. Pytał Sobczaka jeden z kołobrzeżan, wspierających ideę sceny: - A będziecie tu robić filię Legnicy, czy teatr tutejszy? - Jasne, że tutejszy - odparł Tomek, bo już w projekcie mówi, że ci, którzy chcą tu robić teatr, powinni w Kołobrzegu zamieszkać. Związać się z miejscem. Dla niego samego Kołobrzeg, znany mu od 25 lat, to drugi dom, dzieciństwo, „część życia”. On Kołobrzeg rozumie, czuje jego potrzeby i ową „pozytywną energię”, którą warto i trzeba wyzwolić. Z miasta, które jest na co dzień postrzegane jako miejsce, co najwyżej, na koncert przy molo i chałturę w amfiteatrze.
Gdy mieli próby na Niebiańskiej, z plaży niósł się nie raz w górę i utrudniał skupienie łoskot letniej rozrywki. Można przywyknąć.

Nie wolno się dać zagłuszyć

Sobczak współtworzył niedawno Stowarzyszenie Kołobrzeg - Miastem Sztuki; jedni z jego partnerów, np. Robert Knuth, robią już inne rzeczy (Multimedialna Akademia Sztuki - filia ASP w Poznaniu), ale wspólników nie brak. Ważne, żeby widzieć dalej i chcieć.
Kiedy pierwszy raz weszli na dach „Bałtyku” (w recepcji zdumiało ich i zafascynowało pytanie: - Kto ma klucz do nieba?), widok ujrzeli piękny, z akustyką było gorzej, wiało. Ale akustyka „patelni”, ukrytego w głębi tarasu zakątka, okazała się świetna... Ubiegłego lata wystawiali tu z Kamzą „Drugi pokój” Herberta.
- Paweł dźwigał na górę plażowe kosze - wspomina Tomek - Magda Biegańska, aktorka, pomagała. Pierwszy raz przyszło... czterech widzów. Potem piętnastu. Aż trafili do ludzi - i sale wynajęte do kolejnych przedsięwzięć były pełne. Tomkowi Sobczakowi marzy się, że to, co „włoży” w to miejsce, wróci. Że na hasło, przyjdzie odzew. A ludzie się obudzą.
Prowadzi z młodzieżą warsztaty, szuka sceny, gdzie można by grać nie tylko „pod niebem”, wyobraża sobie teatr rozpoznawalny w Polsce, znany na festiwalach, charyzmatyczny. Może taki jak u Dziuka w Zakopanem? Na razie podjął osobistą decyzję, rezygnuje z Warszawy, gdzie drugoplanowymi rolami w telenowelach (np. w „Plebani”, „Na Wspólnej”, „Samo życie”) zarabiał na tę rolę dla siebie najważniejszą, rolę życia - twórcy teatru budowanego od zera - i będzie pracował w Poznaniu. Brak tam wprawdzie takich aktorskich szans jak w stolicy, ale nad morze - bliżej.
Sceptycy, może po prostu realiści, mówią: -To plany oderwane od życia. Kołobrzeg ma 40 rys. mieszkańców, a sezon trwa raptem dwa, trzy miesiące. Nie tak jak w górach. Widzów na tego rodzaju spektakle, jakie proponuje Sobczak, wystarczy na parę razy. A na swój teatr - scenę i widownię (dobrze by czasem zagrać w normalnych warunkach), aktorów, technikę - trzeba pieniędzy. Kołobrzeg to raczej miasto dla teatru impresaryjnego, z bogatszym repertuarem, rozmaitego stylistycznie, a nie tylko takiego agresywnego, "młodzieżowego". Starsi chętniej by poszli na klasykę, zobaczyli coś lżejszego... Zresztą, po co się spieszyć. Idą wybory, nie wiadomo, jaką wizję kultury będzie miała nowa władza miasta.

- Nie czuję się sam - mówi Tomek Sobczak. - Mam przyjaciół. A nieufność? Minie. Choć... prawda, mówią mi niektórzy: Nie miej złudzeń. To tylko małe miasteczko. Dziś się tobą chwalą, wiele gadają, ale jutro masz przesr... To tylko kwestia czasu.

(„Widok z Niebiańskiej”; Artur D. Liskowacki, Kurier Szczeciński 5.09.2006)