Drukuj

Po kilkudziesięciu latach twórczej obecności na teatralnych scenach Lech Raczak po raz pierwszy sięga po Szekspira. Reżyseruje „Makbeta” w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. Premierę na legnickiej Scenie Gadzickiego zaplanowano na 4 lutego 2017 roku.


- Przyznam, że byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że w ogromnym i wieloletnim dorobku Lecha Raczaka nie ma ani jednego Szekspira. Cieszy mnie, że ten swoisty debiut odbędzie się na naszej scenie – zauważa  dyrektor legnickiego teatru Jacek Głomb.

Wstrząsająca opowieść o niepohamowanej żądzy władzy i zbrodni, za którą czeka nieunikniona kara, którą po polsku wystawiono po raz pierwszy dopiero  w 1902 roku na scenie Teatru Miejskiego we Lwowie, będzie pierwszą legnicką premierą 2017 roku. „Makbeta”, który ponownie stał się wręcz modny na polskich scenach,  w Legnicy wystawiono dotąd tylko raz, premierowo w maju 1982 roku, w bardzo trudnym czasie pierwszych miesięcy stanu wojennego. Na deskach ówczesnego Teatru Dramatycznego wyreżyserował go szef artystyczny tej sceny Józef Jasielski.

- Najwyraźniej przyszedł i na mnie czas, by zmierzyć się najwybitniejszym dramaturgiem wszech czasów. Sięgam po „Makbeta”, bo lubię nieoczywiste teksty, po lekturze których mam kłopot z ich interpretacją. Tym bardziej, że chodzi o dramat tak silnie nasycony emocjami. Ewidentne są w nim te złe, dla których poszukamy motywacji i kontrapunktu. Także dlatego, że nawet dobre intencje mogą rodzić zło. Będziemy zatem zmagać się z nieoczywistym tekstem. Równie nieoczywisty będzie końcowy efekt naszej pracy, którą właśnie rozpoczęliśmy . Dla reżysera to fantastyczna niewiadoma – zauważa Lech Raczak.

Biografowie Szekspira wskazują, że jednym z istotniejszych bodźców do napisania „Makbeta” była dynastyczna zmiana na tronie Anglii, koniec epoki Tudorów po śmierci Elżbiety I. Po raz kolejny na polskiej scenie usłyszymy zatem i te niepokojące, pełne dramatyzmu słowa: „Krwawa nauczka, którą chcemy dać światu, obraca się przeciw nam samym, a puchar, w który wlaliśmy truciznę, bezstronna sprawiedliwość właśnie nam do ust przytyka”.

- Jest wielce inspirujące, że sztuka opowiadająca historię sprzed wielu wieków nadal budzi w nas tak wielkie niepokoje i napięcia. Może dlatego, że każda wojna domowa, także te toczone współcześnie, ma swojego Makbeta, który sięga po władzę nie tylko dla niej samej, ale też w poczuciu swojej wyjątkowości w spełnianiu nieomal boskiej misji – dodaje reżyser.

„Makbet” nie jest jednak wyłącznie jednym z wielu krwawych dramatów Szekspira, jak twierdzi wielu, mistrza w opisach politycznie motywowanych zbrodni. Na polskich scenach to tytuł obciążony przesądem, że ściąga zło na teatr, który go użyje. Nieprzypadkowo pierwszy komunikat, jaki pojawił się w Legnicy zapowiadał nieco eufemistycznie podjęcie realizacji „Tragedii szkockiej”. Czy w złej sławie i swoistym fatum szekspirowskiego tytułu jest coś na rzeczy? Przekonamy się o tym już wkrótce we Wrocławiu. Tamtejszy Teatr Polski właśnie „Makbeta” w reżyserii Janusza Wiśniewskiego wybrał na pierwszą premierę (także w lutym) nowej dyrekcji tej sceny. Z niejasnych powodów próby jednak przerwano.

Dla poznańskiego twórcy, którego Stowarzyszenie Przyjaciół Teatru Modrzejewskiej w Legnicy nagrodziło w 2010 roku „Bombą sezonu” (za tzw. „tryptyk rewolucyjny”, na który złożyły się „Dziady”, „Marat/ Sade” i „Czas terroru”), „Makbet”  w jego reżyserii, ze scenografią Bohdana Cieślaka, kostiumami Natalii Kołodziej, muzyką Jacka Hałasa i ruchem scenicznym Tomasza Dajewskiego, będzie ósmą realizacją na scenach (raz w plenerze) legnickiego Teatru Modrzejewskiej.

Grzegorz Żurawiński