Drukuj
- Niełatwo będzie powtórzyć bezprecedensowy sukces „Made in Poland”. Otwieramy sezon sztuką Wojcieszka, który u nas debiutował na scenie i będzie to wielkie wyzwanie, tak dla Przemka osobiście, jak i dla naszego teatru – powiedział we wtorek (5 września) podczas próby prasowej „Osobistego Jezusa” dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy Jacek Głomb. – Ale jazda! – skomentował obejrzane fragmenty dziennikarz tygodnika „Konkrety Paweł Jantura.

Dziennikarzom zaprezentowano dwa obszerne fragmenty przedstawienia, w których wystąpili: Przemysław Bluszcz (Rysiek, główny bohater dramatu), Wiesław Cichy (Tadek, były przyjaciel Ryśka, prowincjonalny gangster), Paweł Wolak (Jarek, brat Ryśka) i Ewa Galusińska (była narzeczona Ryśka, żona Jarka).
- Sprytnie napisane są te dialogi. Dzięki nim akcja toczy się w ogromnym tempie – zauważyła Joanna Michalak z miesięcznika KGHM „Polska Miedź”. – Wojcieszek gra na wielkich emocjach. Moim zdanie szykuje się teatralny hit – komentowała na gorąco dziennikarka Polskiego Radia Wrocław Marlena Mokrzanowska. – Uprzedzono nas, że scenki będą długie. Wcale tego nie zauważyłem. Czas mijał jak oszalały. To chyba dobrze wróży temu spektaklowi – dodał Paweł Jantura z „Konkretów”. – Biorę żonę i przychodzę na premierę. To jest naprawdę fajne. Jest w tym jakiś ogromny potencjał – dzielił się wrażeniami Artur Guzicki, stały bywalec legnickiego teatru, niezależny dziennikarz współpracujący z wieloma tytułami prasowymi.
- Mam wrażenie, że jest to najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w teatrze. Nie mam wątpliwości, że przedstawienie będzie mocne, żywe i bardzo współczesne. Nie mam też wątpliwości, że będzie świetnie zagrane. Przyznam, że to ogromna przyjemność pracować w Legnicy, w najlepszym teatrze w Polsce – autor i reżyser spektaklu Przemysław Wojcieszek sypał komplementami i wydawał się pewny swego.

Sylwetka, dorobek filmowy i teatralny oraz wypowiedzi Przemysława Wojcieszka - we wcześniejszych informacjach naszego serwisu. Tam także pożyteczne informację o najnowszym jego spektaklu:

* Przemysław Wojcieszek: „Osobisty Jezus” mógł powstać tylko w Legnicy (1 września)
* Zespół Pustki komponuje muzykę do „Osobistego Jezusa” Wojcieszka (7 sierpnia)


Premiera w sobotę 9 września o godz. 19.00 na Dużej Scenie Teatru Modrzejewskiej w Legnicy.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Fragment ubiegłorocznego wywiadu dla tygodnika „Przekrój”. Z Przemysławem Wojcieszkiem rozmawiała Małgorzata Sadowska:

Co uznajesz za polski obciach?
– Teraz mieszkam w Warszawie i strasznie się męczę, bo to Polska w stanie czystym: beznadziejna architektura, depresyjna historia, mentalność, która doprowadza mnie do szału. Mieszkam przy ulicy Racławickiej, gdzie w środku miasta są wielkie ogródki działkowe, a wzdłuż Wołoskiej stoją parterowe budy, w których rozebrani do pasa faceci sprzedają smażoną kiełbasę. We Wrocławiu zostaliby w pięć minut zwinięci przez policję. Może właśnie dlatego tyle pieprzę o Polsce, bo jestem z Wrocławia, miasta bez tożsamości? Tam jest niemiecka architektura, kultura materialna, niemieckie planowanie przestrzenne, w które wrzucono polski żywioł ze Wschodu. A ten wszelkie wzorce ciągnie z Niemiec. Nikt otwarcie tego nie przyzna, ale dziś wszyscy marzą, żeby to miasto wyglądało jak za Niemca.

No to co może dziś zafascynować innych w polskiej kulturze?
– Musiałabyś zapytać Zanussiego, bo to on lata po świecie. Ja, odkąd siedzę w teatrze, przestałem jeździć nawet na festiwale filmowe, przestało mnie to obchodzić. Pewnie z tego powodu za jakiś czas skończę z robieniem filmów, bo stopień obrzydzenia, jaki mnie ogarnia w związku z tym półpornograficznym otoczeniem, które towarzyszy kinu, jest tak duży, że chyba zostanę w teatrze.

Co to za półpornograficzne otoczenie?
– Stado spoconych mężczyzn próbujących załapać się na nowe rozdanie. Dyskusje, wymiana poglądów? Na jaki temat? Kto jest podpięty pod kogo? Komu przybijać piątkę w tym sezonie? Kto jest większym cwaniakiem i zafakturuje każde gówno? Swój kolejny film „Made in Poland” produkuję sam, więc wkrótce będę tych piątek przybijał setki – jako pan producent. Najwyższy czas przestać zgrywać niezależnego reżysera.

Czujesz niesmak, bo nie udało ci się zachować niezależności?
– Posłuchaj, po ch... mi niezależność, jeśli ma ona polegać na tym, że jeżdżę na festiwale offowców i spotykam się tam z setką ludzi, których najbystrzejsze pytanie dotyczące filmu, nad którym pracowałem półtora roku, brzmi: „Jaki był budżet?” albo „Na jakim sprzęcie kręciłeś?”. A bywałem już na imprezach teatralnych, na których, zakrapiając to gęsto wódą, do świtu dyskutowano o świecie, o Polsce, o Bogu, co mi się nie zdarzyło na żadnym festiwalu filmowym! Może nie wyjdę na twardziela, ale okazuje się, że zachowywanie niezależności w świecie filmowym po prostu nic nie znaczy: państwowe, niezależne – to bardzo płynne podziały.

Dlatego uciekasz do teatru?
– Dzięki mojej pierwszej sztuce „Made in Poland” przekonałem się, że mnie, kolesia wychowanego na kulturze masowej, teatr może porwać, że to bliski mi język opowiadania. Teatr prawie nic nie kosztuje, nie ma tu ciśnienia, żeby zrobić coś dla kasy, nie interesuje się tym żaden minister. Możesz więc opowiadać, co chcesz, wystarczy, że masz tekst, a ja mam akurat pomysłów w cholerę! Prawda jest taka, że teatr uratował mi życie, uratował moje poczucie własnej wartości.